stękałaxwąsek II
Paweł podniósł się na łokciu by w końcu spojrzeć na mnie. Posłałem mu uśmiech, co odwzajemnił. Opadł z powrotem na materac. Nachyliłem się nad nim, cmokając jego usta swoimi. Odepchnął mnie lekko, oblizując usta.
-Masz niemiły oddech. – Zaśmiałem się na jego uroczo zmarszczone czoło.
-Ty też. Musimy wstawać. – Paweł jęknął kręcą głową. Pogładziłem go po torsie zataczając opuszkami na około jego sutka. Oblizał wargi, obserwując moje poczynania.
-Mamy wolne, nie musimy wstawać.- Powiedział naciągając na siebie kołdrę.
-Mamy trening o 12 kochanie, jakie wolne. – Zaśmiałem się na jego jęk dezaprobaty.
-Cii, daj mi pospać. Do 12 jest dużo czasu. – Odwrócił się na bok, plecami do mnie. Przylgnąłem do nich obejmując jego szczupłą talię. Cmoknąłem go za uchem.
-Zaśpisz na śniadanie, a jak nie zjesz to będziesz nie do życia.- - Jego ciało zadrżało pod wpływem mojego dotyku na jego biodrach.
-Ugh, podnoś to chude dupsko. – Jęknął podnosząc się, usiadł rozciągając się. Patrzyłem jak mięśnie jego pleców się napinają. Zagryzłem wargę.
-Nagle, ktoś widzę nabrał chęci do życia. – Chwycił za leżącą na walizce bluzę i wciągnął ją na ramiona. Mój wzrok powędrował w oczywistym kierunku. Po chwili podniosłem się siadając na skraju łóżka i przyciągając go za biodra w swoim kierunku. Chłopak usadowił się na moich kolanach obejmując przy okazji moją szyję.
-Co byś chciał?- Przekręcił uroczo głowę czekając na moją odpowiedz. Przycisnąłem usta do jego szyi zagryzając delikatną skórę. Jęknął cicho zaciskając palce na moich włosach. – Andrzej.
Odsunąłem się patrząc zadowolony na swoje dzieło. Na jego szyi widniały dwie duże malinki. Paweł dotknął je dłonią, czując bijące ciepło i wilgotną skórę.
-Andrzej, zamorduję cię. Nie zasłonię tego!- Zawołał uderzając mnie w tors. Zaśmiałem się chwytając go za nadgarstek.
-Taki był plan. – Wąsek wywrócił oczami kręcąc głową. – Idź umyj ząbki bo chcę cię porządnie pocałować.
-A może ja nie chcę?- Zapytał unosząc brew.
-W to ci na pewno nie uwierzę. Nadal czuję twój język w gardle. – Parsknąłem, za co znowu oberwałem. – ubiję ci te łapki.
-Nie ubijesz, bo na mnie lecisz.- Pokazał mi język.
-A skąd wiesz, że mnie nie kręcą takie rzeczy?- Paweł rozdziabił usta, nie wiedząc co powiedzieć. Oblizałem wargi, zadowolony z jego reakcji.
-A kręcą?- Zapytał cichym głosem. Był w tym momencie przeuroczy. Zsunąłem dłonie na jego biodrach. Paweł zagryzł wargę, czekając na odpowiedź.
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale zawsze możemy się tego dowiedzieć. – Przejechałem nosem po jego szyi, cmokając jego gorącą skórę. Paweł głośno westchnął.
-Andrzej, śniadanie. – Powiedział, ale przyciągnął mnie do siebie mocniej. Odciągnął moją twarz od swojej szyi i pocałował mocno moje usta. Mruknąłem w jego usta zadowolony. Podniosłem się z łóżka z chłopakiem w ramionach i oparłem go o jedną ze ścian. Całkowicie zająłem się pogłębianiem pocałunku. Usłyszałem jak otwierają się drzwi, ale nie mogłem zmusić się do oderwania się od gorących ust Pawła. Dlatego docisnąłem go mocniej do ściany.
-O kurwa. – Słysząc głos Piotrka, przerwałem pocałunek i przyciskając do siebie młodszego chłopaka spojrzałem na Żyłę. – Tego się nie spodziewałem.
-Co chcesz, Piotrek?- Zapytałem, czując jak Paweł chowa głowę w zagłębieniu mojej szyi. Wplotłem palce lewej dłoni w jego ciemne włosy.
-Chciałem zapytać, czy idziecie ze mną na śniadanie. Ale ja was zostawię samych. Udanej zabawy chłopcy!- Zawołał zamykając za sobą drzwi. Parsknąłem śmiechem, za co oberwałem w potylice.
-Nie zejdę tam teraz. Nie będę umiał mu spojrzeć w twarz. Mamy coś do jedzenia w pokoju? – Zapytał unosząc twarz. Był czerwony jak pomidor. Boże, nie sądziłem, że jest tak uroczy.
-Nie mamy. Musisz być dorosły i zmierzyć się z życiem. – Paweł jęknął na moje słowa.
-Ale ja nie chcę!- Zaśmiałem się całując go w nos. Jego ramiona mocniej mnie oplotły.
-Złaź ze mnie. – Pokręcił głową. Odsunąłem go od ściany unosząc go wyżej na moich ramionach. Paweł spojrzał na mnie z góry zaczepiając palce w moje włosy. Cmoknąłem go w wystający spod rozpiętej bluzy mostek . Posłał mi słodki uśmiech.
-Zostajesz w Zakopanym w tym tygodniu?- Zapytałem nie mogąc odwrócić od niego wzroku. Pokiwał głową z uśmiechem.
-A co, chcesz mnie zabrać do domu?- Zachichotał lekko.
-Zabiorę cię na kolejna randkę. – Zagryzł wargę słysząc moje słowa.
-A wymyśliłeś już, co robimy dzisiaj?- Gładził szczupłymi palcami moją twarz.
-Dowiesz się wieczorem. Niespodzianka, trochę cierpliwości, kochanie. – Zarumienił się na pieszczotliwie określenie.
-Dobra , chodźmy umyć te zęby. – Zaśmiałem się stawiając go na podłodze.
-Obiecujesz mi tak jakieś całowanko?- Parsknął słysząc moje słowa. Zakochiwałem się w nim z minuty na minutę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro