stękała
*Maciek ze zdjęcia nie ma nic wspólnego po prostu kocham to zdjęcie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Andrzej, powiedz mi jak ty się możesz tak normalnie kumplować z tym Granerudem. – Zapytał Piotrek siadając obok mnie. Uniosłem wysoko brew. Wchodzący do pokoju Dawid zatrzymał się w pół kroku.
-Piotrek, co ty znowu roztrząsasz? – Blondyn zamknął za sobą drzwi i usiadł na skraju łóżka.
-Nic, ino się zastanawiam. Bo Andrzej się z nim kumpluje, a ona taki niewychowany szczyl jest. – Wywróciłem oczami na jego słowa.
-Boże, on nie jest żadnym rozwydrzonym bachorem za jakiego go uważacie. – Burknąłem zirytowany. Drażniło mnie to niezmiernie. Nie mogłem im pozwolić mówić tak o swoim przyjacielu. – Dlaczego, cały czas was to tak strasznie dziwi?
-Bo ty w miarę normalny jesteś. – Odpowiedział na moje pytanie Piotrek. Te słowa już całkowicie wytrąciły mnie z równowagi. Podniosłem się chwytając za telefon. Spojrzałem pogardliwie na przyglądających mi się przyjaciół.
-A wy najwidoczniej nie. Oceniacie go, a on jest po prostu ambitny i czasami sobie nie radzi z emocjami, ma do tego prawo. Z Markusem i jego nerwami nie macie problemu. To jest furiat, a do Halvora zawsze macie jakieś ale. Bo jaki to on nie jest dziecinny, a jaki to wredny, jaki nieodpowiedzialny, jaki to gówniarz. Tylko Kamil mnie rozumie, i go nie ocenia, a mógłby zachowywać się tak samo jak wy. Ogarnijcie się i przyznajcie po prostu, że jest od was w tym sezonie lepszy i nie możecie sobie z tym poradzić, że jakiś szczyl znikąd was wychujał. Taka jest prawda. Jest w tym sezonie najlepszy, a wy zrozumcie to i może zacznijcie myśleć. Jesteście od niego prawie 10 lat starsi, ale na pewno nie mądrzejsi. – Spojrzałem na ich zdzwione twarze. Dobrze im tak. Pokręciłem głową i bez słowa wyszedłem na korytarz. Spokojnym krokiem szedłem do pokoju owego sprawcy całego zamieszania. Chciałem po drodze uspokoić choć trochę swoje nerwy. Spojrzałem na wiadomość od blondyna, upewniając się czy dobrze zapamiętałem numer pokoju. 323, zgadza się. Zapukałem dwa razy w drzwi. Usłyszałem huk, a po chwili Halvor rozchylił szeroko drzwi. Zmarszczyłem brwi, był w samych bokserkach w Groody z Strażników Galaktyki, które kupiłem mu na urodziny i mojej, szarej kadrowej bluzie.
-Szukałem, ćwoku tej bluzy. – Powiedziałem wpychając go do środka. Zamknąłem za nami drzwi. – A tak w ogóle, coś ty taki wyrozbierany?
-Kąpałem się. – Odpowiedział opadając na łóżko.- A bluzę zostawiłeś w moim pokoju w Willingen. Ciesz się, że ją ze sobą zabrałem.
-Tak, tak jestem Ci niezmiernie wdzięczny mój ty norweski bohaterze. – Blondyn parsknął na moje słowa. Ułożyłem się obok niego na dużym materacu. Blondyn przekręcił się na bok.
-Kąpałeś się już?- Zapytał opierając głowę na dłoni.
-Nie czujesz? Oczywiście, że jestem czyściutki. – Popchnąłem go lekko, przez co opadł na plecy. Przysunął się bliżej i jak gdyby nigdy nic powąchał moje włosy. – I co, ładnie pachnę? Zdałem twój test czystości?
-Zależy który. A ten szampon sam kupiłem, więc mi się podoba. – Przeczesał moje kosmyki palcami.
-Zostajesz u mnie jak będziemy w Zakopanym? – Przytaknął, ależ był dzisiaj rozmowny.
-Papa Stoeckl wyraził zgodę, więc prawie tydzień będę u ciebie. Mama zaprosiła mnie na obiad?- Zapytał z nadzieją w głosie. Zaśmiałem się.
-Zaprosiła nas , jakby szło o ścisłość. Już w Willingen do mnie dzwoniła. Kazała cię przywieźć do domu. – Chłopak przeciągle ziewnął. – A komuś chce się spać.
-Nie wiem o kim mówisz.- Powiedział, znów ziewając. – Jest dopiero 20.
-Co nie zmienia faktu, że zasypiasz. – Dorzuciłem, za co oberwałem w ramię. Ale było to bardziej dotknięcie niż uderzenie, co też świadczyło o zmęczeniu blondyna.
-O czym tak myślisz? I nie mów, że o mnie bo nie podoba mi się twój wyraz twarzy i ci nie uwierzę. – Zaśmiałem się na jego logikę.
-Poniekąd o tobie też. Pokłóciłem się z Piotrkiem i Dawidem. A w sumie to bardziej ich zjebałem. – Halvor zmarszczył brwi. Przejechałem po jednej z nich kciukiem, chcąc rozluźnić jego mięśnie twarzy. – Nie mogą zrozumieć dlaczego się z tobą przyjaźnię. Wzbudza to w nich jakieś absurdalne reakcje. Nie wytrzymałem i powiedziałem im co o tym myślę.
-Nie pierwszy raz się przeze mnie kłócicie. – Jego głos był smutny, obwiniał się.
- To nie twoja wina. Oni zachowują się jak idioci. Twoje zachowanie im nagle przeszkadza, a z Markusem albo Danielem się przyjaźnią. I ich zachowanie im nie przeszkadza. – Jęknąłem mając już tego dość. Tak bardzo cieszyłem się z powrotu do domu.
-Nic nie poradzisz. Wiem, że moje zachowanie pozostawia wiele do życzenia, ale mam nadzieję, że tak kłótnia nie była poważna. Wiem jak są dla ciebie ważni. A i dziękuję za obronę mojego imienia. – Zachichotał podciągając kolana bliżej siebie. Często leżał w pozycji embrionalnej, to był taki wyznacznik jego kończących się baterii.
-Właź pod kołdrę widzę, że ci zimno. – Halvor bez słowa wpełznął pod pierzynę układając się wygodnie na poduszkach. Było go widać tylko po oczy. Zaśmiałem się i zrzuciłem buty a po nich spodnie i ułożyłem się obok niego na wygodnym materacu. Halvor przypełznął bliżej mnie i ułożył się w połowie na mnie. Objąłem ramieniem jego szczupłe ciało. Przylepa.
-Musisz im w końcu powiedzieć. Bo mama albo Kamil się w końcu wygadają. A mogą zejść na zawał. Czego byśmy nie chcieli. – Wyszeptał w mój obojczyk obracając spoczywającą na moim łańcuszku złota obrączkę.
-Mama prawie zeszła, jak przyjechała na zawody a my wzięliśmy ją na nasz ślub. – Zaśmiałem się.
-Najlepszy był twój tata, jak stwierdził że za mało wódki przywiózł. – Parsknąłem przypominając sobie przerażona minę ojca. Nie ruszył go wcale fakt, że jego syn bierze ślub z chłopakiem. Nie było wódki! Halvor znów ziewnął.
-Może o moim mężu nie będą tak mówić. – Cmoknąłem go w czoło. Przytaknął i zamknął oczy. Brakowało mi tego jak niczego innego. Takiego zwykłego zasypiania i budzenia się z blondynem w moich ramionach. Byłem bardzo ciekawe reakcji kolegów na tą, nie tak świeżą nowinę. W końcu, w tym roku stuknie nam 4 rocznica.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro