stochxwellinger
-Kurwa, karny tam powinien być!- Szturchnąłem wrzeszczącego Dawida w ramię.
-Bądź że cicho, nie jesteś tu sam.- Upomniałem go, kątem oka widząc posyłającą nam mordercze spojrzenie kobietę.
-Ryby i kibice Niemców głosu nie mają. – Oburzył się Piotrek przełykając popcorn.
-Ja nie kibicuje Niecmą!- Oburzyłem się. – Po prostu mój chłopak tam gra!
-Jedno siano. – Machnął ręka Dawid. Jęknąłem zirytowany.
-Nie lubię was. – Założyłem ramiona na piersi przyglądając się biegającemu po boisku blondynowi.
-Kochasz nas, dobrze o tym wiesz. – Posłałem Piotrkowi mordercze spojrzenie. – No już, już. Uspokój się, bo twój kochaś się tu patrzy i jeszcze coś sobie zrobi.
-Nawet tak nie mów. – Strzeliłem go w ramię. Spojrzałem na blondyna, który faktycznie mi się przyglądał. Uśmiechnąłem się i posłałem mu całusa, miałem nadzieję, że to wystarczy by go uspokoić. Także posłał mi pocałunek, a sędzia odgwizdał przerwę. Podbiegł w moim kierunku. Oparłem się o barierkę, czekając na niego. –Nie powinieneś iść do szatni?
-Zaraz, potrzebuję całusa na szczęście. – Uniósł się na ramionach i wspiął na murek.
-No nie wiem, jeszcze strzelisz gola i wygracie. – Powiedziałem kręcąc głową.
-I tak wygramy. – Zaśmiał się i pociągnął za krawędź mojej koszulki, którą była jego klubowa. –Lubisz jak wygrywam.
-Bo lubię, gdy jesteś szczęśliwy. – Wywrócił oczami, złapałem go za policzki i pocałowałem go krótko. – Matko, ale jesteś spocony.
-Wiesz, biegałem. – Pocałował kolejny raz moje usta.
-Wellinger, rusz się do szatni!- Blondyn oderwał się ode mnie, słysząc głos trenera. – Na to masz czas po meczu. Cześć, Kamil.
-Dzień dobry, trenerze!- Odkrzyknąłem i dotknąłem nosa ukochanego. – Leć, nie zrób sobie krzywdy. Po meczu wracasz do domu, chcę cię w jednym kawałku.
-Postaram się, jak nikt mnie nie sfauluje to będzie dobrze. – Zasalutował i cmoknął mnie ostatni raz. – Kocham cię.
-Wellinger! Bo drugą połowę będziesz z ławki oglądał. –Zagroził trener. Blondyn pocałował mnie pośpiesznie i ruszył za mężczyzną.
-Idę. – Zaśmiałem się i wróciłem na swoje miejsce.
Xxx
-Musiałeś strzelać tego gola? Cztery do jednego. Cała Polska mnie teraz nienawidzi. – Jęknąłem przytulając się do Andiego. Wellinger zaśmiał się susząc włosy ręcznikiem. Objąłem go mocniej w pasie, czując jak spływająca po nim woda moczy moją koszulkę. – Jeszcze musiałeś robić do mnie cieszynkę.
-A przepraszam cię bardzo, do kogo miałem to robić? – Spojrzał na mnie spode łba w lustrze. Rozwiązałem ręcznik spoczywający na jego biodrach. – Zrobisz mi masaż? Twoje małe rączki są cudowne.
-Kochasz moje małe rączki. – Zaśmiał się i ucałował ich wierzch.
-Mhm, całą resztę tez. Nawet twój charakterek, sarkastyczny przedszkolaku. – Z mrużyłem oczy i pstryknąłem go w podbródek.
-Musimy wcześnie wstać?- Pokręcił głową i wtulił twarz w moją szyję.
-Mam wolne, jestem cały twój. – Poczułem gorące usta na szyi.
-Mam nadzieję, że zawsze jesteś cały mój. – Zacząłem wodzić palcami po jego nagim biodrze.
-Tylko i wyłącznie. – Pocałowałem go w skroń.
-Chodźmy się położyć widzę, że padasz. – Pociągnąłem go za rękę do sypialni, gdzie momentalnie opadł na materac twarzą w dół. Zachichotałem i ułożyłem się między jego nogami i zacząłem masować jego napięte plecy. Jęknął zadowolony.
-O tak, tutaj. – Mruknął przeciągle.
-Ej, bo jęczysz głośniej niż podczas seksu, co jest trochę niepokojące. – Powiedziałem oburzony.
-Jakbyś był takie zorany jak ja, to przyznałbyś mi rację. A dobrze wiesz, jakie są moje plecy. – Westchnąłem i opadłem na materac. Ułożyłem dłoń na jego policzku i przejechałem kciukiem po widocznie zaznaczonej kości policzkowej.
-Idziemy spać? – Przytaknął i ułożył się na poduszkach ciągnąc mnie do siebie.
Xxx
-Gdzie ty byłeś?- Zapytałem przecierając oczy, gdy Andy opadł na mnie ociekając woda.
-Byłem biegać. Tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię budzić. – Cmoknął mnie w usta i otrzepał głowę jak pies, mocząc mi twarz. – Co dzisiaj robimy?
-Pada czy się kąpałeś?- Zaczesałem jego ociekające wodą włosy do tyłu. – Idziemy na rower?
-Brałem prysznic. – Przejechał nosem po moim policzku. – Nad jeziorko? Poopalamy się?
-Jestem za. Ale to później, teraz chcę kawy i coś do jedzenia. – Podniósł się i pociągnął mnie do pozycji siedzącej.
-Zaradziłem już coś na to. Śniadanko czeka na księcia w kuchni. – Objąłem ramionami jego szyję i pocałowałem go w usta.
-Mój zbawca. – Zaśmiał się cudownie. – Kocham cię, zanieś mnie.
-No tak, bez powodu byś mi miłości nie wyznawał. – Podniósł mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Oj cicho.
Jakoś ostatnio bardzo ich polubiłam razem :P Dwa słodziaki
Macie może jakieś propozycje o kim powinnam napisać?
Love ya!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro