stochxwellinger
-Chcę o nas powiedzieć rodzicom. – Podniosłem wzrok znad doniczki na stojącego w drzwiach chłopaka.
-Co?- Zamrugałem, starając się dostrzec jego wyraz twarzy, ale na moje nieszczęście nie widziałem go tak dokładnie jakbym chciał. Niemiec przekręcił uroczo głowę. – Powtórz.
-Chcę o nas powiedzieć rodzicom. – Wyszedł na taras i usiadł na oparciu wiklinowego krzesła.
-Okej, czyli mi się nie przesłyszało. – Otrzepałem dłonie o spodnie i wstałem zatrzymując się między jego rozstawionymi kolanami. Ułożyłem dłonie na jego karku bawiąc się krótkimi włoskami. – Kocham cię.
-Czuję, że będzie tu jakieś „ale".- Wywrócił oczami.
-Może nie „ale", tylko po prostu chcę się upewnić, że nie podejmujesz tej decyzji pochopnie i naprawdę chcesz to zrobić. – Zapewniłem go i ucałowałem czule jego czoło. – Nie marszcz się, będziesz staro wyglądał.
-Jesteśmy razem pół roku. Jestem pewien. – Przytaknąłem, lekko się uśmiechając. – Kocham cię. Idę zadzwonić do mamy.
- Okej. – Cmoknął mnie w usta, wstał i zatrzymał się w salonie gdzie wyjął telefon i wybrał numer. Stanąłem za nim, obejmując go od tyłu pocałowałem miejsce między jego łopatkami. Wsłuchałem się w jego głos, nigdy nie byłem dobry z niemieckiego, więc nie rozumiałem ani słowa. Nie zmieniało to jednak faktu, że kochałem jego głos.
-Nie usypiaj mi tu, ja wiem że masz już swoje lata ale jest 14. No szanujmy się, kochanie. – Wbiłem palce w jego boki, wywołując tym jego głośny śmiech. – Kamil! Przestań!
-A będziesz już grzeczny i nie będziesz mi wypominał wieku?- Zapytałem, nie wypuszczając go z uścisku.
-Ale ja jestem bardzo grzeczny, zawsze. – Przekręcił się i podniósł mnie do góry. Oplotłem go w pasie nogami. – To ty jesteś ostatnio jakiś niegrzeczny.
-Wypraszam sobie, dzieciątko. – Zmarszczył mocno brwi. – O nie, nie lubię tej miny. Zawsze mówisz wtedy głupoty.
- Ty chyba chcesz spać dzisiaj na kanapie. O, albo w altance. W sumie po coś ją z Piotrkiem zbijałeś. – Pokręciłem głową oburzony.
-Ona jest na grille, ewentualnie na wieczory z tobą. – Poczułem jego dłonie na pośladkach.
-Nie mieliśmy tam jeszcze grilla. – Zauważył słusznie blondyn.
-Ale się tam kochaliśmy. – Dorzuciłem z szerokim uśmiechem.
-A czy w jakimkolwiek pomieszczeniu w tym domu tego nie robiliśmy? Nie żebym narzekał, ale tak trochę nie umiesz nad sobą panować. – Szturchnąłem go w ramię.
-O nie, kochanie. Nie mam z tym żadnego problemu. – Oburzyłem się, Andreas parsknął śmiechem.
-Dobrze, zobaczymy.
Xxx
-Miałeś spać na kanapie. – Zaśmiał się Wellinger, gdy wszedłem do sypialni. Pociągnąłem za krawędź jego koszulki, którą miałem na sobie. Blondyn odłożył telefon i poprawił się na łóżku. Przedreptałem do niego i wspiąłem się na jego kolana.
-Nie usnę bez ciebie, głupku. – Powiedziałem przytulając się do jego torsu.
-Dobrze, że nie musiałeś daleko iść. Fajna piżamka, wyjąłeś ją z kosza na pranie? –Ugryzłem go lekko w ucho. – Ała.
-Mów sobie co chcesz, i tak wiem, że lubisz jak chodzę w twoich ciuchach. – Zassał skórę na mojej szyi. – Na kiedy zaprosiłeś mamę?
-Na sobotę. – Powiedział w moją skórę.
-Jest czwartek, jak mi zrobisz malinkę to nie zejdzie do soboty. – Zacząłem się bawić kołnierzykiem jego koszulki do spania.
-Jestem dorosły, ty też. Powinna być świadoma, że w związku to normalne. – Zagryzł mocniej moją skórę. – Musimy iść na zakupy.
-Mhm, jutro. Teraz się zamknij i nie przerywaj. – Uciszyłem go a Andy zaśmiał się w mój obojczyk.
-Mówiłem, że nie umiesz się powstrzymać. – Odwrócił nas tak, że teraz była nade mną utrzymując się na przedramionach.
-Ciągnie swój do swego.
Miałam to dodać wcześniej, ale mi nie wyszło.
Nie polecam bycia chorym , w trakcie pandemii.
Love ya <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro