Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

stochxwellinger

-Kamilku, kiedy we się z Ewusią w końcu postaracie o jakiegoś dzidziusia? Lata lecą, już tyle jesteście razem. – Zakrztusiłem się rosołem słysząc jej słowa. Poklepała mnie po plecach, przez co poleciałem do przodu uderzając mostkiem o stół. Ona się mnie chciała pozbyć, czy co?

-Już okej, nie tłucz mnie. Masz dużo siły. – Mama przytaknęła składając trzymaną w dłoniach ściereczkę. Dobrze, że jeszcze nią po łbie nie dostałem.

-Kamil, ja pytam, bo się martwię. Ludzie już zaczynają gadać, że coś jest z tobą nie tak. – Uniosłem brew, nie mogłem w to uwierzyć. Ona to naprawdę powiedziała. Straciłem apetyt i jakiekolwiek chęci na rozmowę z nią.

-Wydaje mi się, że to jest moja sprawa. Nie powinno Cię obchodzić co ludzie mówią. Mnie to nie obchodzi. – Podniosłem się z krzesła patrząc na rodzicielkę. – Ja już pojadę, nie chcę powiedzieć o słowo za dużo.

Wyszedłem z domu na czekając na jej odpowiedz. Wiedziałem, że będzie zła. Ale teraz ja byłem zły. Zdjąłem obrączkę i wrzuciłem ją do schowka. Najszybciej ja umiałem ruszyłem do domu. Włączyłem radio, chcąc zagłuszyć jakoś panujący w mojej głowie mętlik. Myślenie o tym w samochodzie mogło by się źle skończyć.

Zatrzymałem się pod domem i szybko z niego wyskoczyłem. Trzasnąłem wściekły drzwiami.

-Co ci ten samochód zawinił? Nie chce mi się jechać ustawiać zbieżności. – Andreas stał w drzwiach z kubkiem kawy.

-Lepsza opona niż matka. – Przecisnąłem się obok niego i opadłem na kanapę twarzą w dół.

-Oho, co ciekawego Ci powiedziała? – Usiał obok mnie kładąc sobie moje nogi na kolanach. Przekręciłem się na plecy.

-Zapytała, kiedy w końcu będę miał dziecko. Bo podobno ludzie już gadają. – Jęknąłem okładając się poduszką po twarzy.

- Złamiesz okulary. Ty masz teraz chyba jakąś manię destrukcji. – Rzuciłem w niego poduszką, którą niestety złapał zanim uderzyła go w twarz. – Mnie też chcesz zepsuć? Radziłbym ci to przemyśleć.

-Jakbym cię zepsuł, to musiałbym się tobą zajmować. Podwójna robota. – Pokręcił głową ze śmiechem.

-Powinieneś im w końcu powiedzieć. – Spojrzałem na niego jak na szaleńca.

-Chyba oszalałeś! Przecież ona mnie za jaja powiesi jak się dowie, że się rozwiodłem! Dla niej to jest tragedia wagi państwowej. A jakby tego było mało, to od ponad roku mieszkam z tobą. – Andy spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

- Mam to odebrać jako obelgę? Bo tak to zabrzmiało. – Podniosłem się i objąłem dłońmi jego buzię. Pocałowałem go kilka razy w usta. – Myślisz, że całus załatwi sprawę?

-Zawsze działa.- Powiedziałem w jego usta. – Miałem na myśli to, że jesteś chłopcem. Na dodatek sporo młodszym, z charakterem 12 latka, Niemcem. – Zmrużył oczy szczypiąc mnie w bok. – Jesteś okropny. Nie rób tak, Antoś!

-Nie krzycz, bo sąsiedzi sobie coś pomyślą. – Parsknąłem śmiechem, ułożyłem skroń na jego ramieniu. – Ale naprawdę uważam, że powinieneś im powiedzieć. Małymi kroczkami, najpierw o rozwodzie. Nie zrzuca może od razu niemieckiej bomby.

-A mi nie wolno śmiać się z tego, że jesteś Niemcem? Hipokryzja! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro