Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

stochxgranerud

-Nosz do cholery jasnej, młody. Ile ty wypiłeś? –Objąłem bezwładne ciało wyższego chłopaka, nie chcąc pozwolić mu na upadek. Ciało Norwega było niesamowicie wiotkie, patrząc że był przytomny. Wyburczał coś po norwesku, ale jego dykcja w tym momencie nie dawała mi możliwości zrozumienia. Po 10 minutach mordęgi zatrzymaliśmy się przed drzwiami mojego pokoju. I dopiero wtedy do mnie dotarło, że musze jakoś otworzyć drzwi kartą jednocześnie chroniąc Graneurda przed zrobieniem sobie krzywdy. – Musisz oprzeć się o ścianę.

-Hm?- Uniósł głowę patrząc na mnie z ukosa.

-Oprzyj się o ścianę. – Dosunąłem go do niej, a kiedy miałem pewność, że jego kręgosłup styka się ze ścianą zacząłem gorączkowo szukać karty. Odblokowałem drzwi i otworzyłem je szeroko. Gdy spojrzałem na Norwega, siedział bezwładnie na podłodze. Jęknąłem ciągnąc się za włosy. – O mój Boże.

Złapałem go za ręce, ciągnąc go do pionu. Jednak nie do końca to przemyślałem. Chłopak był ode mnie wyższy, cięższy i przede wszystkim pijany. Zaparłem się nogami, ratując nas przed upadkiem. W jakiś sposób udało mi się przetransportować nas do pokoju. Zrzuciłem blondyna na łóżko opierając dłonie na kolanach i głęboko oddychając. Udało się.

Zamknąłem drzwi i skopałem buty. Odkładając bluzę na bok zabrałem się za rozebranie Norwega. Odrzuciłem na bok jego tenisówki i skarpetki. Klęknąłem na materacu rozpinając jego pasek i guziki spodni. Z całej siły pociągnąłem za nogawki mając tylko nadzieję, że się nie podrą. Na moje szczęście, zeszły bez większego problemu. Zdjąłem z niego także bluzę odrzucając ją na oślep do tyłu. Zamrugał patrząc na mnie zmęczonym spojrzeniem.

-Już nigdy nie piję. – Wydukał po angielsku zasłaniając przedramieniem twarz. Zaśmiałem się wchodząc do łazienki, zabrałem stojące w kącie wiadro. Postawiłem je niedaleko łóżka, bo nigdy nie wiadomo czy dobiegnie do łazienki. Halvor zwinął się w kłębek zaciskając ramiona na brzuchu. Sam tez się rozebrałem i wgramoliłem za niego, lepiej żeby on był na wylocie. Nakryłem nas kołdrą. – Czemu pozwoliłeś mi tyle wypić?

-A co ja jestem twoją matką?- Zapytałem sarkastycznie, Halvor jęknął zwijając się jeszcze bardziej. Ułożyłem dłonie na jego napiętym brzuchu.

-Nie, ale czasami zachowujesz się identycznie.- Wyszeptał w poduszkę, uniosłem brew. Nigdy jeszcze nie usłyszałem, że jestem podobny do jego matki. Ciało chłopaka przeszedł dreszcz, a z jego ust wyrwał się jęk bólu. Zaczynałem się mocno martwić, nigdy nie był w tak złym stanie. A alkohol to on lubił.

-Oj, młody. Marnie widzę poranek jak już teraz umierasz.- Powiedziałem masując jego obolały brzuch.

Xxx

Obudziłem się czując podnoszącego się gwałtownie Halvora. Chłopak biegiem wpadł do łazienki i zwymiotował. Otarłem twarz podnosząc się z niewygodnego materaca. Zatrzymałem się za siedzącym na płytkach blondynem, opierał czoło o toaletę. Słyszałem jak szlocha i pociąga nosem. Czyli najgorszy możliwy rodzaj kaca, pomyślałem. Chwyciłem za ręcznik i zmoczyłem go w umywalce. Uklęknąłem za nim i ułożyłem materiał na jego karku.

-Będziesz żył, potworku?- Zapytałem mówiąc do niego jak do małego dziecka. Uniósł głowę, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem. – Aspirynka i łóżeczko?

-Tak, błagam. – Pomogłem mu wstać i otwarłem ręcznikiem jego buzię. – Mogę umyć zęby?

-Mhm. – Wskazałem na leżącą na umywalce szczoteczkę. – A ja ci zrobię pićku.

-Dzięki. – Wyszedłem z łazienki i zabrałem się za poszukiwania rozpuszczalnej w wodzie aspiryny, bo taka najlepiej na niego działała. Gdy już ją znalazłem nalazłem wodę do szklanki i wrzuciłem tabletkę. Do pokoju wszedł Halvor zdejmując przez głowę koszulkę, zostając tym sposobem w samych bokserkach. Mój wzrok powędrował na jego tors. – Oczy mam wyżej.

-Masz eliksir. – Podałem mu szklankę, usadowił się na łóżku pijąc całą zawartość na raz. Odłożył szklankę na stolik nocny i ułożył się z powrotem na materacu.

-Nigdy więcej nie pozwalaj mi pić z Piotrkiem, Markusem i Anze. To nie dla mnie. – Jęknął zasłaniając się ramionami.

-Powtarzam, jesteś dorosły. Ale niech ci będzie, bo dla mnie to też nie jest zbyt przyjemne. – Opadłem na łóżko obok niego. Odsłonił twarz patrząc na mnie spod zmrużonych powiek. – Kac morderca.

-Jakie są domowe sposoby na kaca? – Zapytał układając się na boku.

-Rosół. Woda. Piwo. Prysznic. – Zacząłem wymieniając losowo.

-Nie wystoję pod prysznicem. Piwa się nie tknę. Wodę już piłem. A rosołu nie lubię. – Powiedział mrugając ospale.

-To może idź spać dalej, potem pójdziesz pod prysznic. – Zaproponowałem pozwalając mu ułożyć się na moim ramieniu.

-Nie, bo jak zamykam oczy, to cały świat wiruje. – Parsknąłem , nie mogłem być poważny słysząc takie słowa.

-Jesteś jeszcze bardziej marudny, niż zwykle. Nie wiem już co ci mam doradzić. – Halvor zmarszczył nos myśląc.

-Bo umieram, zero wsparcia. – Pokręciłem głową, on był nie do zniesienia.

-Jaką chcesz wiązankę na grób? – Wplotłem palce w jego zmierzwione włosy, masując lekko jego kark.

-Ładną, stać cię. – Zaśmiałem się dotykając ustami jego czoła. – Niech widzą. Niech gadają.

-Jesteś niemożliwy, naprawdę. – Uniósł głowę, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Złączyłem nasze usta w słodkim pocałunku. Był niemożliwy, ale mój. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro