schlierenzauerxmorgenstern
Pozmieniałam tu trochę wiek Hubera, ale cii. :*
Miłego czytania.
Przekręciłem spoczywającą na moim palcu obrączkę udając, że nadal znaczy coś ważnego. Co nie było prawdą już od roku. Zdjąłem ją i wrzuciłem do schowka. Wysiadłem z samochodu patrząc na dom, który kiedyś był spełnieniem moich marzeń. Naszych marzeń. Wspiąłem się po schodkach i bez pukania wszedłem do środka.
-Greg?- Usłyszałem zamykając za sobą drzwi. Przeszedłem przez jasny korytarz prosto do kuchni, gdzie Thomas coś smażył. Zerknął na mnie przez ramię. – Hej.
-Cześć, Tommy. Co gotujesz?- Pokazał mi stertę naleśników.
-Chcesz?- Pokręciłem głową siadając na krzesełku barowym. Thomas odwrócił się do mnie ze zirytowanym wyrazem twarzy. – Jadłeś coś dzisiaj? Bo szczerze to wyglądasz jak gówno.
-Dzięki, kotku, nie ma to jak miłe słowa na dobry początek dnia. Do młodego też tak mówisz na dzień dobry? – Wywrócił oczami i nałożył jednego naleśnika na talerz. Posmarował go dżemem borówkowym i posypał cynamonem.
-Zjedź chociaż jednego. – Postawił go przede mną, westchnąłem.
-Niech ci będzie. – Ugryzłem kawałek, był pyszny. Zawsze kochałem jak gotował. – Gdzie są moje dzieci?
-Masz na myśli naszą córkę i psa?- Przytaknąłem z pełną buzią. – Lils jest na jakichś zajęciach dodatkowych.
-Z plastyki, i nie mów przy niej ,że to są „jakieś zajęcia", bo się obrazi. – Wtrąciłem się.
-A Rocky jest na spacerze. – Przełknąłem odsuwając od siebie talerz.
-Mam nadzieję, że młody go nie zgubi. Nie mam zamiaru tego tłumaczyć dzieciom. – Thomas parsknął opierając łokcie na blacie.
-On ma 24 lata, nie 13. – Wywróciłem oczami.
-Ty masz 36, to prawie jakby miał 13. Ale wracając do bardziej istotnych spraw, zabierzesz Noah do fryzjera? Bo ze mną za cholerę nie pójdzie. – Thomas przytaknął skubiąc czystego naleśnika.
-Michego też trzeba zabrać? – Pokręciłem głową.
-Michael go obciął w domu, bo wkleił sobie tego takiego gluta we włoski. Więc była operacja. Ale na szczęście się tym jeszcze nie przejmuje, ma dwa lata. – Thomas wytrzeszczył oczy. – Nie mówiłem Ci, żebyś nie panikował. Wiem, że masz obsesje na punkcie jego włosów.
-One są białe i kręcone, on wygląda jak mały aniołek!- Zawołał. – Odwiozę Lily po zajęciach.
-Spoko, mógłbyś ją wziąć do sklepu? Bo chciała sobie kupić żelki, a ja wolę jej nie wybierać, bo znając życie nie na te będzie miała ochotę. – Wytłumaczyłem.
-Pewnie. Gregi, jesteś pewien, że wszystko jest w porządku? – Zaczął mi się przyglądać. – Jesteś jakiś markotny.
-Caro ząbkuje, Michi ma koszmary. Jestem po prostu nie wyspany. – Na twarzy Thomasa pojawił się specyficzny wyraz. – Oho, co żeś wymyślił?
-Myślisz, że to za wcześnie żeby się do mnie wprowadził?- Poczułem jakby ktoś zdeptał moje i tak już złamane serce. Ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć czegoś niemiłego.
-Jesteście razem już dość długo. Zapytaj go. Jeśli nie boisz się powtórki z rozrywki to czemu nie. – Wzruszyłem ramionami.
-Byliśmy dobrym małżeństwem. – Przytaknąłem siląc się na zachowanie kamiennej twarzy. Wyjąłem z kieszeni to, po co tak naprawdę tu przyjechałem. Thomas spojrzał zaciekawiony.
-Lily ma występ z baletu w przyszły piątek. Tu masz zaproszenie, wziąłem jeszcze drugie, jakbyś chciał go zabrać. – Przesunąłem je w jego kierunku.
-On ma imię. Ale dzięki, miło mi, że o nim pomyślałeś. – Wzruszyłem ramionami podnosząc się.
-Będę jechał, nie zapomnij o żelkach dla Lily!- Zawołałem kierując się w stronę drzwi.
Xxx
- Gregor jest 17, odłóż to whiskey. – Spojrzałem na przyjaciela spode łba. Michael usiadł na fotelu patrząc na mnie zmartwiony.
-Wiesz, że cię nienawidzę? – Blondyn parsknął poklepując miejsce koło siebie. – Dlaczego musisz być moim głosem rozsądku?
-Ktoś musi. Strasznie niewdzięczna praca.- Spojrzałem na niego z ukosa.
-Praca? Kto cię zatrudnił, bo ja na pewno nie.-Spojrzał na mnie poważny, jego oczy błyszczały wesoło.
-Twoja mama. Płaci mi 200 euro za tydzień. Szału nie ma, ale da się wyżyć. – Szturchnąłem go w bok.
-JA tu robię zakupy spożywcze. – Oburzyłem się.
-A teraz na poważnie, co Morgi zrobił, że chcesz pić o 17? – Jęknąłem zsuwając się niżej na fotelu. – Nie stękaj tylko mów.
-Chce żeby młody się do niego wprowadził. I jeszcze się mnie zapytał, czy to nie za szybko.
-On głupieje na stare lata, jawnie. – Przytaknąłem całkowicie się z nim zgadzając.
-Tato!- Usłyszałem wrzask Noah, a zaraz po tym jego szybkie kroki.
-Za długo było cicho. – Podsumował Michael.
-Co myszko? – Ciemnowłosy chłopczyk zatrzymał się przede mną z telefonem w ręce. Dzwonił chłopak mojego byłego męża. Michael wstał i z Noah na rękach wyszedł z salonu. Odebrałem. – Halo?
-Gregor? Przepraszam, że dzwonię ale Thomas jest w szpitalu.
-Daniel!- Podbiegłem do stojącego na końcu korytarza blondyna, wyglądał na przerażonego. – Gdzie jest Lily?
-Poszła po sok do automatu, jest tutaj za rogiem. – Wskazał na korytarz, odetchnąłem. Moje dziecko było całe i zdrowe.
-Co się stało? – Opadłem na jedno ze stojących pod ścianą krzesełek, to całe bieganie mnie zmęczyło.
-Ktoś go napadł pod domem, okradli go. Jak go znalazłem to był nieprzytomny, więc zadzwoniłem po karetkę. Nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jestem z rodziny. – Przeczesałem włosy i zobaczyłem zbliżającą się do nas Lily. Rozmawiała z kimś wesoło, już miałem interweniować, gdy zobaczyłem że to Manuel.
-Tato! Znalazłam wujka Manu!- Zawołała podbiegając do mnie. Posadziłem ją sobie na kolanach. Podała mi butelkę soku. – Otworzysz?
-Mhm. – Hej, Manu. Masz dyżur? – Podałem Lily sok, który momentalnie zaczęła pić. Zmierzyłem wzrokiem przyjaciela, był ubrany normalnie, nie jak ratownik medyczny.
-Właśnie skończyłem i ta mała księżniczka mnie zaczepiła. Co wy tu w ogóle robicie? – Klapnął na krzesełko obok, łaskotając Lily. Dziewczynka zapiszczała wesoło.
-Thomasa napadli. – Fettner rozszerzył komicznie oczy. Cmoknąłem wiercąca mi się na kolanach córkę w skroń. – Daniel, zablokowałeś karty?
-Co? – Zapytał cichym głosem.
-Karty płatnicze. Trzeba zablokować. – Przytaknął i ze zmarszczonym czołem odszedłna bok.
-Myślisz, że on wie jak to zrobić? – Zapytał Manuel ze śmiechem.
-Nope.
-Nie zamierzasz mu pomóc, no nie?
-Nope.- Odpowiedziałem po raz kolejny, wywołując tym jego jeszcze głośniejszy śmiech.
-Lils, chcesz jechać z wujkiem do domu? – Zaproponował patrząc na Lily, posłałem mu uśmiech. Blondynka na moment się zawahała ale przytaknęła.
-Tatusiu, czy z tatą będzie wszystko dobrze? – Zapytała drżącym głosem.
-Oczywiście, kochanie. Nie martw się. – Przytaknęła i wyciągnęła ramiona w stronę stojącego nad nami Manuela.
-A czy ty koleżanko, nie jesteś już czasem troszkę za duża na noszenie? – Ułożył dłonie na biodrach, przekręcając głowę na bok.
-Nóżki mnie bolą, nie mam siły. Jestem bardzoooooo głodna. – Parsknąłem chowając twarz w jej jasnych włosach.
-Niech ci będzie, ale tata mi wisi masaż. – Pokazałem mu język. Manuel podniósł Lily z moich kolan. – Michi jest z małymi?
-Tak, możesz mu pomóc okiełznać to stadko. – Tym razem to Fettner się zaśmiał. – Dzięki, Manu.
-Nie ma za co. Lily, daj tacie z liścia . – Lily nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek.
-Pa tato. Przyjedziesz do nas? – Pokiwałem głową poprawiając jej warkoczyki.
-Tak, bądź grzeczna i słuchaj wujków.
Po jakichś 15 minutach wrócił Huber i bez słowa usiadł obok. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Zatrzymał się przed nami młody chłopak w kitlu lekarskim.
-Panowie do Pana Morgensterna? – Przytaknęliśmy. Mimowolnie się mu przyjrzałem, miał ładne oczy. – Pan Morgenstern bardzo chciałby zobaczyć Gregora, to któryś z Panów?
-To ja. – Podniosłem się trochę zdziwiony. Zobaczyłem jak uroczo się zarumienił.
-Jestem dr. Aigner. Zajmuję się Pana...- Zrobił wymowną pauzę, nie wiedząc co ma powiedzieć.
-Byłym mężem. – Dokończyłem za niego.
-Jest pan na liście osób kontaktowych, zapraszam. – Podążyłem za nim. – Nie ma żadnych zagrażających życiu obrażeń, doznał tylko wstrząsu mózgu. Zapewne od upadku na beton. Będzie więc musiał zostać w szpitalu na obserwację.
-To dobrze, że dzieci mieszkają u mnie. – Powiedziałem bardziej do siebie, nie uszło to jednak uwadze młodego lekarza.
-Mają państwo dzieci? – Pokiwałem głową, mówienie o nich napawało mnie dumą.
-Czwórkę, najcudowniejsze dzieci na świecie, ale charakterki to mają ciężki. – Zaśmiałem się, czego ja się spodziewałem po mnie i po Thomasie. Cud, że się dogadują. Zatrzymaliśmy się przed salą, Aigner otworzył mi drzwi. Thomas momentalnie rozpromieniał.
-Kochanie, tak dobrze, że już jesteś. – Stanąłem jak wryty. Co?
-Hej, Thomas.. Na pewno mnie chcesz widzieć, nie Daniela? – Zapytałem zerkając kątem oka na Aignera. Patrzył na nas unosząc brew.
-O czym ty mówisz, oczywiście że chcę widzieć mojego męża. – Odpowiedział lekko oburzony.
-Panie Morgenstern, może mi Pan powiedzieć, jaką mamy dzisiaj datę. Pełną. – Zapytał lekarz, widząc moje dziwne zachowanie.
-28 maj. – Na moment się zawahał, kalkulując. – 2018.
Opadłem na stojące przy łóżku krzesło.
-Kurwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro