schlierenzauerxmorgenstern
-Nie.
-Ale tato.
-Nie, nie ma dyskusji. Co to w ogóle za pomysł ? Masz 9 lat! I guzik mnie obchodzi, że twoja koleżanka ma różowe włosy. Ty takich mieć nie będziesz!
Zaśmiałem się słysząc powód tego całego zamieszania. Zamknąłem laptopa i wyszedłem z biura. Zatrzymałem się przy wysepce w kuchni patrząc na siedzących przy stole Thomasa i Lily. Oparłem łokcie na blacie patrząc na swoją rodzinę.
-Hej wam. – Unieśli głowy w tym samym momencie patrząc na mnie.- Co to za krzyki?
-Mieliśmy lekką różnicę poglądów.- Uniosłem pytająco brew.
-Tata nie pozwala mi zrobić sobie różowych włosów. A Lucy ma zafarbowane u fryzjera. – Dziewczynka założyła ramionka na brzuchu zjeżdżając na krześle tak że widziałem tylko jej twarz.
-Lily, księżniczko. Tata ma rację. Jesteś jeszcze za mała na farbowanie włosów. I zanim mi przerwiesz, tak wiem, że Lucy ma tyle lat co ty, ale to jej rodzice pozwolili. Tobie tata nie. – Blondynka posłała mi mordercze spojrzenie, co odwzajemniłem. Thomas często powtarzał, że ma w domu dwójkę dzieci.
-Ale to nie fair. – Oburzyła się.
-Życie jest nie fair. Zobaczysz jak podrośniesz. – Odpowiedziałem jej, na co Thomas parsknął śmiechem. – Ale wracając do tematu. Masz , jasne włosy. Nie zniszczone. A wiesz jak farba niszczy włosy? Możesz zapytać wujka Stefana. Jego włosy już nigdy nie będą takie same. Jak podrośniesz i nadal będziesz chciała mieć różowe włosy, to ok. Ale musisz być już duża, okej?
-Duża to znaczy? Ile musze mieć lat? 10?- Zapytała prostując się.
-Trochę więcej, tak z 16. – Wytrzeszczyła oczy.
-Ale to jest za milion lat!- Zawołała opadając twarzą na blat. Thomas zasłonił usta dłonią, chcąc zahamować śmiech.
-Za siedem, ale niech ci będzie. Jak za siedem lat nadal będziesz chciała mieć różowe włosy to ja też sobie takie zrobię. Co ty na to?- Zaintrygowana uniosła głowę.
-Obiecujesz? – Przytaknąłem.
-Obiecuję, a ja nigdy obietnic nie łamię. – Powiedziałem super poważnym tonem. Dziewczynka uśmiechnęła się i podbiegła do mnie.
-Kocham cię, tato.- Przytuliła się do moich nóg po czym uciekła do swojego pokoju.
-Jak ty to zrobiłeś?- Zapytał Thomas kręcąc głową z niedowierzaniem. Wzruszyłem ramionami.
-Takie całkowite zabronienie nic by nie dało. Chodziłaby tylko wściekła. A tak to ma perspektywę. – Przytaknął i podszedł do mnie. Uniosłem się na przedramionach i usiadłem na blacie. Thomas zatrzymał się między moimi nogami.
-Jesteś dobrym ojcem. – Ułożył dłonie z obu stron moich bioder. Objąłem dłońmi jego szyję.
-Ojczymem. – Poprawiłem go. Czasami bolał mnie fakt, że Lily tak naprawdę nie jest moja. Że nie miałem do niej żadnego prawa. Nigdy się o to nie posądzałem, ale naprawdę chciałem mieć dzieci. Patrząc w jasne oczy Thomasa dostrzegłem w nich zrozumienie. – Ty jesteś wspaniałym ojcem.
-Jesteś jej ojcem. Przecież mówi do ciebie tato. Nie umniejszaj sobie. Wychowujemy ją razem. To, że nie jest z tobą spokrewniona nic nie znaczy. A jakbyśmy adoptowali dziecko, to też byś tak mówił?- Zapytał opierając czoło o moje.
-Oczywiście, że nie. – Blondyn zamruczał porozumiewawczo.
-Chcesz mieć dziecko? Znaczy, mamy już jedno. Ale no wiesz.- Otworzyłem usta ze zdziwienia. Pokiwałem gwałtownie głową. Thomas zaśmiał się obejmując mnie w pasie. Poczułem w kącikach oczu łzy.- Wzruszyłeś się?
- Odczep się, mam prawo. – Zaśmiał się i cmoknął mnie w czoło. A myślałem, że lepiej już być nie mogło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro