schlierenzauerxhuber cz.II
-Proszę Pana! Proszę Pana!- Zatrzymałem się w pół kroku odwracając się w stronę krzyku. Przerywając tym monolog przewodniczki, na co nie kryła swojego niezadowolenia. Ogarnąłem wzrokiem grupę swoich uczniów, ale nie zauważyłem nic niepokojącego.
-Gregor!- Zmarszczyłem brwi słysząc swoje imię. Wiedziałem, że właścicielem tego głosu był Daniel, dlatego wywnioskowałem że na początku musiał mnie wołać Michael. Zacząłem iść w kierunku końca grupy i tak jak się spodziewałem zobaczyłem dwójkę siedzącą na chodniku. Podbiegłem do nich, Daniel posłał mi zirytowane spojrzenie. Klęknąłem obok. – Nie śmieszyłeś się.
-Michael, co się stało? Czemu jest jeszcze bardziej irytujący niż norma przewiduje? – Wywróciłem oczami na dziecinne zachowanie chłopaka. Nie miałem zamiaru kryć się z tym.
-Spadł ze schodów i na 99% ma skręconą kostkę. A jestem tego pewien bo mam kurs bhp i pierwszej pomocy. I cholernie spuchła mu kostka, a ja nie mam bandaża. – Wytłumaczył jak zwykle spokojny Hayboeck. Czasami naprawdę zastanawiało mnie jak oni mogli się przyjaźnić. Zwróciłem wzrok na swojego chłopaka, który mocno przygryzał wargę patrząc z dala od nas.
-Michi, idź powiedz pani Mayer co się stało. Dogonimy was i tak idziecie teraz na obiad. – Chłopak przytaknął i odbiegł. Rozejrzałem się dla pewności i wziąłem chłopaka na ręce. Posadziłem go na pobliskiej ławce sam usiadłem obok kładąc sobie jego nogi na kolanach. Zdjąłem plecak i wyjąłem bandaż i żel. – Która kostka, Dan?
-Prawa. – Zdjął z moich kolan lewą nogę zginając ją w kolanie i obejmując ramionami. Spojrzałem na jego rozwiązanego trampka, zdjąłem go tak samo jak różową skarpetkę w pandy. Jego kostka była bardzo mocno spuchnięta, posmarowałem ją i owinąłem bandażem. – Nie za mocno?
-Nie, jest ok. – Przytaknąłem zakładając mu z powrotem skarpetkę a buta przywiązując do plecaka. – Dzięki.
-Coś jeszcze cię boli?- Pokręcił głową. Nachyliłem się i delikatnie złączyłem nasze usta. –Na pewno?
-Tak, tato. –Mruknął na co się zaśmiałem.
-Chodź, pójdziemy do hotelu. Nie ma sensu żebyś pół dnia męczył nogę. – Blondyn przytaknął wyciągając do mnie ramiona. Odwróciłem się do niego plecami a chłopak z moją pomocą wskoczył mi na plecy. Objął moją szyję a ja złapałem go za uda. – Czekaj, musze zadzwonić do kierowcy.
Xxx
-Nie mogliście rezerwować pokoi wyżej? Nie było już wolnych pokoi na 8 piętrze? Co to 5 piętro, czemu oni tu nie mają windy? – Jęczał mi do ucha Daniel, jakby to on musiał iść po tych wszystkich schodach z obciążeniem 60 kilowym na plecach. Gdy zatrzymałem się pod wskazanym nam pokojem odetchnąłem z ulgą.
-Podaj mi klucz. – Podał mi go a ja wniosłem go do pokoju. Odłożyłem chłopaka na łóżko rozprostowując momentalnie obolały kręgosłup. – Dlaczego ty jesteś taki ciężki? Przecież jesteś chudy.
-A ja wiem, nie wszyscy mogą być takimi piórkami jak ty, cud że cię wiatr nie porywa. – Parsknąłem zdejmując buty, usiadłem obok niego. – Albo jak ta cała Sara, która wygląda jak przeklęta węgierska wersja Gigi Hadid.
-Masz na myśli nasza przewodniczkę? – Uniosłem zaintrygowany brew. Prychnął patrząc na mnie wymownie.
-Nie ściemniaj mi, że tego nie zauważyłeś. Nie jestem aż tak głupi ani ślepy. – Uniósł się na łokciach zirytowany.
-No ja i tak uważam, że przydałaby ci się wizyta u okulisty. Daniel, miłości moja. To, że jestem bi, nie znaczy, że rozbieram wzrokiem wszystko co się rusza. Robię to tylko z tobą, bo tobą jestem zainteresowany, dzieciaku. – Pokazałem mu język na co szturchnął mnie w ramię.
-Wypraszam sobie, mam 18 lat. – Odburknął zakładając ramiona na piersi.
-Ta, od 4 dni. – Zaśmiałem się cmokając go w usta. -Według tego co mi powiedziałeś, powinieneś mieć 22.
-Cii, nie moja wina, że wyglądam na starszego. – Uciszył mnie zaciskając mi ramiona na szyi.
-Ale twoją winą jest kłamanie mi w żywe oczy. – Przyciągnął mnie do pocałunku, skutecznie mnie tym uciszając.
-Nie mogę się doczekać lata. Zero szkoły, zero zadań, zero zebrań i innych pierdół. Będziesz cały mój. – Powiedział rozmarzony.
-No wiesz, jakoś muszę zarabiać na twoje zachcianki. – Trzepnął mnie lekko w tył głowy.
-Oh, zamknij się już. Jesteśmy sami, wykorzystaj to. – Zaśmiałem się wodząc nosem po jego policzku.
-Cudowne ozdrowienie? Nóżka nie boli? – Wywrócił oczami, burcząc coś pod nosem.
-Nie jest mi do tego potrzebna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro