Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

schlierenzauerxhuber cz.II

-Proszę Pana! Proszę Pana!- Zatrzymałem się w pół kroku odwracając się w stronę krzyku. Przerywając tym monolog przewodniczki, na co nie kryła swojego niezadowolenia. Ogarnąłem wzrokiem grupę swoich uczniów, ale nie zauważyłem nic niepokojącego.

-Gregor!- Zmarszczyłem brwi słysząc swoje imię. Wiedziałem, że właścicielem tego głosu był Daniel, dlatego wywnioskowałem że na początku musiał mnie wołać Michael. Zacząłem iść w kierunku końca grupy i tak jak się spodziewałem zobaczyłem dwójkę siedzącą na chodniku. Podbiegłem do nich, Daniel posłał mi zirytowane spojrzenie. Klęknąłem obok. – Nie śmieszyłeś się.

-Michael, co się stało? Czemu jest jeszcze bardziej irytujący niż norma przewiduje? – Wywróciłem oczami na dziecinne zachowanie chłopaka. Nie miałem zamiaru kryć się z tym.

-Spadł ze schodów i na 99% ma skręconą kostkę. A jestem tego pewien bo mam kurs bhp i pierwszej pomocy. I cholernie spuchła mu kostka, a ja nie mam bandaża. – Wytłumaczył jak zwykle spokojny Hayboeck. Czasami naprawdę zastanawiało mnie jak oni mogli się przyjaźnić. Zwróciłem wzrok na swojego chłopaka, który mocno przygryzał wargę patrząc z dala od nas.

-Michi, idź powiedz pani Mayer co się stało. Dogonimy was i tak idziecie teraz na obiad. – Chłopak przytaknął i odbiegł. Rozejrzałem się dla pewności i wziąłem chłopaka na ręce. Posadziłem go na pobliskiej ławce sam usiadłem obok kładąc sobie jego nogi na kolanach. Zdjąłem plecak i wyjąłem bandaż i żel. – Która kostka, Dan?

-Prawa. – Zdjął z moich kolan lewą nogę zginając ją w kolanie i obejmując ramionami. Spojrzałem na jego rozwiązanego trampka, zdjąłem go tak samo jak różową skarpetkę w pandy. Jego kostka była bardzo mocno spuchnięta, posmarowałem ją i owinąłem bandażem. – Nie za mocno?

-Nie, jest ok. – Przytaknąłem zakładając mu z powrotem skarpetkę a buta przywiązując do plecaka. – Dzięki.

-Coś jeszcze cię boli?- Pokręcił głową. Nachyliłem się i delikatnie złączyłem nasze usta. –Na pewno?

-Tak, tato. –Mruknął na co się zaśmiałem.

-Chodź, pójdziemy do hotelu. Nie ma sensu żebyś pół dnia męczył nogę. – Blondyn przytaknął wyciągając do mnie ramiona. Odwróciłem się do niego plecami a chłopak z moją pomocą wskoczył mi na plecy. Objął moją szyję a ja złapałem go za uda. – Czekaj, musze zadzwonić do kierowcy.

Xxx

-Nie mogliście rezerwować pokoi wyżej? Nie było już wolnych pokoi na 8 piętrze? Co to 5 piętro, czemu oni tu nie mają windy? – Jęczał mi do ucha Daniel, jakby to on musiał iść po tych wszystkich schodach z obciążeniem 60 kilowym na plecach. Gdy zatrzymałem się pod wskazanym nam pokojem odetchnąłem z ulgą.

-Podaj mi klucz. – Podał mi go a ja wniosłem go do pokoju. Odłożyłem chłopaka na łóżko rozprostowując momentalnie obolały kręgosłup. – Dlaczego ty jesteś taki ciężki? Przecież jesteś chudy.

-A ja wiem, nie wszyscy mogą być takimi piórkami jak ty, cud że cię wiatr nie porywa. – Parsknąłem zdejmując buty, usiadłem obok niego. – Albo jak ta cała Sara, która wygląda jak przeklęta węgierska wersja Gigi Hadid.

-Masz na myśli nasza przewodniczkę? – Uniosłem zaintrygowany brew. Prychnął patrząc na mnie wymownie.

-Nie ściemniaj mi, że tego nie zauważyłeś. Nie jestem aż tak głupi ani ślepy. – Uniósł się na łokciach zirytowany.

-No ja i tak uważam, że przydałaby ci się wizyta u okulisty. Daniel, miłości moja. To, że jestem bi, nie znaczy, że rozbieram wzrokiem wszystko co się rusza. Robię to tylko z tobą, bo tobą jestem zainteresowany, dzieciaku. – Pokazałem mu język na co szturchnął mnie w ramię.

-Wypraszam sobie, mam 18 lat. – Odburknął zakładając ramiona na piersi.

-Ta, od 4 dni. – Zaśmiałem się cmokając go w usta. -Według tego co mi powiedziałeś, powinieneś mieć 22.

-Cii, nie moja wina, że wyglądam na starszego. – Uciszył mnie zaciskając mi ramiona na szyi.

-Ale twoją winą jest kłamanie mi w żywe oczy. – Przyciągnął mnie do pocałunku, skutecznie mnie tym uciszając.

-Nie mogę się doczekać lata. Zero szkoły, zero zadań, zero zebrań i innych pierdół. Będziesz cały mój. – Powiedział rozmarzony.

-No wiesz, jakoś muszę zarabiać na twoje zachcianki. – Trzepnął mnie lekko w tył głowy.

-Oh, zamknij się już. Jesteśmy sami, wykorzystaj to. – Zaśmiałem się wodząc nosem po jego policzku.

-Cudowne ozdrowienie? Nóżka nie boli? – Wywrócił oczami, burcząc coś pod nosem.

-Nie jest mi do tego potrzebna. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro