schlierenzauerxhuber cz.I
Zatrzymałem się na podjeździe pod domem blondyna. Miałem ogromną nadzieję, że nie będę musiał na niego długo czekać. Nie mieliśmy na to czasu. Zatrąbiłem klaksonem chcąc go pośpieszyć. Chłopak wybiegł z domu w rozpiętej kurtce i kawałkiem tosta w ustach. Zaśmiałem się pod nosem. Wrzucił swój bagaż na tylny fotel i usadowił się na miejscu pasażera.
-Hej. – Przywitał się wyjmując kromkę z ust. Nachylił się w moim kierunku by mnie pocałować. Cmoknąłem go szybko i wykręciłem spod jego domu.
-Hej, zjedź to. Bo w autokarze nic nie będziesz jadł. – Usłyszałem jak chrupie.
-Wysadzisz mnie od drugiej strony szkoły?- Zapytał ocierając usta.
-Przejadę od tyłu. – Odpowiedziałem skupiając się na drodze.
-Masz coś do picia? – Podałem mu kubek z kawą.- Kto jedzie jako opiekun?
-Pani Mayer. – Zaczesałem grzywkę do góry skręcając w boczną uliczkę.
-Boże, serio? Nie mogli załatwić kogoś lepszego? Na przykład pana Aschenwalda? – Jęknął załamany wyborem opiekunki na wycieczkę klasową. – Ona nie była czasem twoją nauczycielką?
-Wychowawczynią. – Doprecyzowałem przypominają sobie starszą kobietę w tej roli. – I wtedy też była irytująca.
- Nosz cholera jasna. – Zaśmiałem się zatrzymując samochód na parkingu. Daniel rozejrzał się naokoło, sam też to zrobiłem. Jeszcze nikogo nie było.
-Wypiłeś te swoje tabletki? – Pokiwał głową wciągając czapkę na głowę. Cmoknąłem go szybko w usta. – Wyskakuj z samochodu, kochanie.
-Ile godzin się jedzie do Pragi? – Zapytał sprawdzając wiadomości na telefonie.
-Autokarem chyba z 4 godziny. – Jęknął uderzając głową w deskę rozdzielczą. Rozpiął pas i chwycił za klamkę. – Wychodź ,wychodź.
-Próbuję. – Zaśmiał się i zamknął za sobą drzwi. Zaczął wyjmować swoje rzeczy. Sam wysiadłem i podszedłem do bagażnika by zrobić to samo. Zatrzasnąłem bagażnik.
-Zebrałeś się? – Zapytałem trzymając w dłoni pilota.
-Tak!- Zawołał zamykając drzwi.
-No to chodź. – Zamknąłem samochód i ruszyłem w stronę zbiórki. Daniel podążył za mną. Gdy się zatrzymał głośno ziewnął. – Ktoś chyba będzie spał w autokarze.
-Z tymi debilami? Nie ma szans. Będą drzeć ryja całą drogę. –Zaśmiałem się na jego opis zachowania kolegów z klasy. – Z czego się śmiejesz, mówię Ci. Tak będzie.
-Nie wierzę, pan Huber pierwszy na miejscu zbiórki. Jak do tego doszło. – Spoważniałem słysząc głos kobiety. – Cześć, Gregor.
-Dzień dobry, Liso. – Przywitałem się, posyłając jej wymuszony uśmiech. Spojrzałem wymownie na blondyna, wywrócił oczami.
-Dzień dobry. – Kobieta pokręciła głową. To , że go nie lubiła to niedopowiedzenie. – Widzi pani, umiem pozytywnie zaskoczyć.
-Aż dziwne. Może masz słabe oceny z angielskiego i chcesz się podlizać Panu Schlierenzauerowi? – Odchrząknąłem widząc jak mocno się zarumienił. Nie musiała tego widzieć.
-Daniel akurat ma z angielskiego bardzo dobre oceny. – Odpowiedziałem za niego.
-Zawsze wiedziałam, że jest bardziej humanistą bo z matematyki to ledwo z klasy do klasy przechodzi. – Daniel wyglądał jakby miał ochotę powiedzieć coś niecenzuralnego w jej kierunku.
-Na szczęście jeszcze tylko rok. –Odpowiedział głosem pełnym irytacji. Nagle zauważyłem wysiadającego z samochodu najlepszego przyjaciela Daniela. Michael zaczął iść w naszym kierunku.
-Michael, dobrze cię widzieć. Wyspany? Czy podzielasz ledwo przytomny stan Daniela? – Zapytałem go, chcąc odwrócić uwagę od Daniela zanim ten odpyskuje coś matematyczce.
-Dzień dobry, w miarę wyspany. Ja mogłem spać, nie tak jak on. – Kiwnął głową na Hubera.
-To bardzo dobrze, zajmiesz go czymś w autokarze. – Powiedziała Lisa. Zmarszczyłem brwi, nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli. – Nie będzie dziewczyn zaczepiał.
-To ostatnie, co bym robił. – Odburknął chłopak dając się odciągnąć na bok. Michael wybuchnął śmiechem, a ja zagryzłem wargę opanowując śmiech.
Oj, to będą ciężkie 3 dni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro