prevcxstoch
-Błagam cię, chodź tu!- Zawołałem Petera stojąc na kuchennym blacie. – Peter!
-Boże, idę! Czego się tak drzesz na cały dom?- Zatrzymał się w progu z Ludvikiem na rękach. Blondynek patrzył na mnie swoimi, wielkimi oczami.
-Musisz zdjąć brytfankę, bo ja nie dostanę. – Zeskoczyłem na podłogę i wyciągnąłem ręce w kierunku maluszka. – Chodź do taty.
-Kto ją tam dał? – Zapytał Prevc podając mi dziecko, żeby wspiąć się na blat. Wzruszyłem ramionami. – Na pewno nie ja.- Spojrzałem na dziecko, bacznie przyglądające się poczynaniom ojca. – Pamiętaj, kochanie. Nie wolno robić tego, co tata teraz. Jak czegoś potrzebujesz z wysokiej półki, to wołaj.
-Czyli, po prostu rób to co tata Kamil. Wołaj mnie. – Wywróciłem oczami na jego słowa. Chwycił dłoń metalową formę i zszedł na ziemię. – Po co ci to?
-Będę robił szarlotkę. – Odpowiedziałem wzruszając ramionami. – Chcesz mi pomóc, Lulu?
-Nie. – Odpowiedział stanowczo 3 latek. Wywołując tym nasz śmiech.
-To zmykaj się bawić. – Odłożyłem chłopca na panele, a ten momentalnie odbiegł w tylko sobie znanym kierunku. Jednak usłyszeliśmy jego pisk. Spojrzeliśmy na siebie z Peterem i biegiem ruszyliśmy w kierunku syna. Znaleźliśmy do w korytarzu w towarzystwie Andreasa Wellingera. Chłopczyk podskakiwał wesoło patrząc jak Andy pokazuje mu kolejne zabawki wyjmując je z dużej niebieskiej torebki.
-Hej, blondi. – Zaśmiałem się w jego kierunku. Uniósł głowę, po czym wyprostował się by mocno mnie uściskać. – Co to za niespodziewane odwiedziny?
-No co, stęskniłem się za chrześniakiem. – Odpowiedział po czym uściskał się z Peterem. Ludvik pociągnął go za nogawkę. – Co, myszko?
-Wujku, chodź się bawić.- Powiedział wyciągając w jego kierunku rączki. Welli posłał mu szczery uśmiech i podniósł go jedną ręką w drugiej niosąc torbę z prezentami. Bez słowa ruszył w stronę pokoju chłopca.
-Precel, idziemy robić szarlotkę. – Pociągnąłem Petera za rękę do kuchni.
-Jesteś pewien, że nie chcesz robić czegoś innego? – Zapytał sugestywnie.
-To, że Antek nam dziecka pilnuje, nie znaczy że...- Przerwał mi całując mnie mocno i sadzając na wysepce. Wplątałem palce w jego ciemne włosy. Jednak po chwili odepchnąłem go lekko. – Bierz się za obieranie jabłek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro