Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prevcxstoch

-Błagam cię, chodź tu!- Zawołałem Petera stojąc na kuchennym blacie. – Peter!

-Boże, idę! Czego się tak drzesz na cały dom?- Zatrzymał się w progu z Ludvikiem na rękach. Blondynek patrzył na mnie swoimi, wielkimi oczami.

-Musisz zdjąć brytfankę, bo ja nie dostanę. – Zeskoczyłem na podłogę i wyciągnąłem ręce w kierunku maluszka. – Chodź do taty.

-Kto ją tam dał? – Zapytał Prevc podając mi dziecko, żeby wspiąć się na blat. Wzruszyłem ramionami. – Na pewno nie ja.- Spojrzałem na dziecko, bacznie przyglądające się poczynaniom ojca. – Pamiętaj, kochanie. Nie wolno robić tego, co tata teraz. Jak czegoś potrzebujesz z wysokiej półki, to wołaj.

-Czyli, po prostu rób to co tata Kamil. Wołaj mnie. – Wywróciłem oczami na jego słowa. Chwycił dłoń metalową formę i zszedł na ziemię. – Po co ci to?

-Będę robił szarlotkę. – Odpowiedziałem wzruszając ramionami. – Chcesz mi pomóc, Lulu?

-Nie. – Odpowiedział stanowczo 3 latek. Wywołując tym nasz śmiech.

-To zmykaj się bawić. – Odłożyłem chłopca na panele, a ten momentalnie odbiegł w tylko sobie znanym kierunku. Jednak usłyszeliśmy jego pisk. Spojrzeliśmy na siebie z Peterem i biegiem ruszyliśmy w kierunku syna. Znaleźliśmy do w korytarzu w towarzystwie Andreasa Wellingera. Chłopczyk podskakiwał wesoło patrząc jak Andy pokazuje mu kolejne zabawki wyjmując je z dużej niebieskiej torebki.

-Hej, blondi. – Zaśmiałem się w jego kierunku. Uniósł głowę, po czym wyprostował się by mocno mnie uściskać. – Co to za niespodziewane odwiedziny?

-No co, stęskniłem się za chrześniakiem. – Odpowiedział po czym uściskał się z Peterem. Ludvik pociągnął go za nogawkę. – Co, myszko?

-Wujku, chodź się bawić.- Powiedział wyciągając w jego kierunku rączki. Welli posłał mu szczery uśmiech i podniósł go jedną ręką w drugiej niosąc torbę z prezentami. Bez słowa ruszył w stronę pokoju chłopca.

-Precel, idziemy robić szarlotkę. – Pociągnąłem Petera za rękę do kuchni.

-Jesteś pewien, że nie chcesz robić czegoś innego? – Zapytał sugestywnie.

-To, że Antek nam dziecka pilnuje, nie znaczy że...- Przerwał mi całując mnie mocno i sadzając na wysepce. Wplątałem palce w jego ciemne włosy. Jednak po chwili odepchnąłem go lekko. – Bierz się za obieranie jabłek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro