huberxaigner
-Okej, widzę ten wzrok. To nie wróży nic dobrego. Znam cię za dobrze.- Stefan opadł na ławkę obok mnie z zaciekawioną miną.- Tłumacz się.
-Jestem poważnym, odpowiedzialnym mężczyzną. Nie musze Ci się tłumaczyć.- Spojrzał na mnie spode łba. – DOBRA. Czysto teoretycznie...
-Oho, zaczyna się. Dawaj, co czysto teoretycznie zrobiłeś? – Założył ramiona na piersi.
-CZYSTO TEORETYCZNIE, co byś zrobił gdybym powiedział Ci, że jestem w tobie zakochany. – Stefan mocno skwasił twarz. – Ej, to było wredne.
-Mam chłopaka!- Oburzył się. – I jesteś dla mnie jak brat.
-Kraft, czysto teoretycznie. W świecie w którym Michael Adonis Hayboeck nie istnieje. Jaka byłaby twoja reakcja?
-A ja wiem? A chcesz mi to powiedzieć?- Strzeliłem sobie otwarta dłonią w czoło.
-Nie, nie pojebało mnie. No, przynajmniej nie aż tak. – Szturchnął mnie swoją małą rączką w ramię.
-Okej to komu, czysto teoretycznie to powiedziałeś? – Otarłem twarz.
-Aignerowi. – Wykrztusiłem, Stefan długo nie odpowiadał. Podniosłem na niego wzrok.
-On ma żonę. – Wyszeptał cicho, przytaknąłem. Byłem tego aż za bardzo świadom. – Matko. Jak zareagował?
-Nie zareagował. Nie zdążył. Zadzwoniła żona, a ja spierdoliłem stamtąd w podskokach. – Stefan plasnął mnie w kark. – Ała.
-Idioto, odzywał się coś od tego? Kiedy to właściwie było?- Zmarszczył mocno brwi na brak informacji.
-Przed chwilą. Nie wiem, bo rozwaliłem telefon jak uciekałem. – Jęknął zirytowany.
-Ja się z tobą załamię. Serio, Daniel. – Wywróciłem oczami.- Ale serio, co teraz? Przecież wy się będziecie widywać.
-Nawet mi nie przypominaj. Nie mam pojęcia, Stefi. Zjebałem, zachciało mi się wyznawać swoje uczucia. – Pociągnąłem się za grzywkę.
-Ale co ci odwaliło, żeby mu to mówić? Tak z dupy?- Wzruszyłem ramionami, sam nie miałem pojęcia. – Chodź. Idziemy do mnie.
-Mamy trening.- Tym razem on wzruszył ramionami. – Okej, masz wino?
Xxx
-Czy was obu pojebało do reszty?- Zapytał wchodzący do salonu Hayboeck. Spojrzałem na leżącego obok mnie Krafta, i podałem mu butelkę wina. Blondyn zatrzymał się przed nami i zmierzył pomieszczenie wzrokiem. – Kto umarł?
-Moja godność. – Uniosłem butelkę, jakby w niemym toaście i upiłem dużego łyka. Nachylił się i pocałował Stefana w skroń.
-Ile wypiliście? – Stefan wspiął się na jego kolana i wtulił z całych sił w jego kadrową koszulkę. Poczułem ukłucie zazdrości, a może to była zgaga?
-Tyle.- Wskazałem na trzy puste już butelki. Jego oczy komicznie się rozszerzyły.
-Trener was ukatrupi.- Westchnął i wstał z Kraftem na rękach. – Idę go położyć, nie ruszaj się stąd.
-Dobrze, tato.- Zasalutowałem, na co wywrócił oczami i coś tam powiedział pod nosem, ale nie zrozumiałem ani słowa. Zwinąłem się w kulkę.
-Okej, co jest?- Zanim zarejestrowałem fakt, że wyszedł Michael już wrócił. – Zaraz odholuję cię do pokoju, ale chcę wiedzieć czemu mój facet i jego najlepszy przyjaciel wypili 4 butelki wina we wtorek o 14.
-Pomóż. – Wyciągnąłem do niego ręce, a on pomógł mi usiąść. – Powiedziałem Aignerowi, że go kocham. Co jak zapewne się domyślasz, dobrym pomysłem nie było. Więc, w sumie nic ciekawego, po prostu moje, żałosne życie. Mogę iść spać? Nie chcę o tym myśleć, bo się rozpłaczę. A tego nie chcesz widzieć, a znając ciebie też będziesz płakał. A wtedy Krafti tez będzie płakał i wszyscy będą przeze mnie smutni.
-Huber. Po pierwsze oddychaj, bo chyba na moment zapomniałeś, że potrzebujesz tlenu żeby żyć. A po drugie nie pierdol farmazonów tylko idź spać, bo jesteś napruty. – Zaśmiał się ciągnąc mnie do góry. Złapał mnie za ramię i poprowadził do pokoju gościnnego. Opadłem na łóżko twarzą w dół, tuląc do siebie poduszkę. Ona jedyna mi pozostała. – Mogę cię zostawić samego?
-Tak. – Wydukałem wciskając twarz w poduszkę. Zamknąłem oczy, chcąc choć na chwilę oderwać się od beznadziejności mojego życia.
Po nieplanowanej przerwie, wpada rozdział <3
Love ya!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro