granerudxstoch cz.III
Podniosłem się z materaca strzelając karkiem. Rozmasowałem zbolałe plecy. Chwyciłem za leżący na podłodze t-shirt i wciągnąłem go przez głowę. Zszedłem na dół zatrzymując się w kuchni, gdzie zabrałem się za przygotowanie kawy. Wyjąłem dwa kubki i nasypałem do nich proszku. Wiedziałem, że chłopak za moment się obudzi. Wyjrzałem za okno, padało. Chociaż pogoda odzwierciedlała mój podły humor. Zalałem kawę wrzątkiem i dolałem do swojej mleko. Upiłem łyk gorącego płynu. Jakby na zawołanie po schodach zszedł Johann. Przesunąłem w jego kierunku kubek, na którym bez słowa ułożył swoje lodowate palce.
-Jakieś konkretne plany na dzisiaj? Czy jak zwykle będziesz udawał, że wszystko jest okej i, że nie masz żadnego problemu?- Zapytał upijając łyk. Wywróciłem oczami .
-Ja bym na twoim miejscu uważał na słowa, bo zawsze możesz nie mieć gdzie spać. – Spojrzałem na niego z wyższością. Westchnął głośno kręcąc głową.- Ani z kim.
-To nie jest problem dla żadnego z nas. Zawsze się ktoś znajdzie. – Wzruszył ramionami podchodząc do lodówki. Wyjął z niej sok pomarańczowy i zaczął go pić. Zmierzyłem go wzrokiem, to co mówił było prawdą. Jak nie on to będzie inny. Usadowił się na blacie odkładając butelkę na bok. – Nie patrz tak na mnie.
-Teraz ci to nagle przeszkadza? – Zapytałem parskając śmiechem. Zatrzymałem się między jego kolanami, wodząc palcami po jego odsłoniętych udach.
-Nie, ale nie jestem kawałkiem mięsa. – Odpowiedział układając ramiona na mojej szyi. Zdjąłem go z blatu układając dłonie na jego pośladkach. Pocałowałem go tuż nad obojczykiem.
-Nadal liczysz, że zadzwoni? – Zapytałem w jego skórę.
-Kocham go, jestem pewien, że to ten jedyny.- Westchnął głośno gdy zagryzłem jego skórę. – Mam nadzieję, że zadzwoni. Prosił o czas, to mu go daję. Halvor, będę miał odbite twoje zęby.
-Nie przesadzaj. – Oderwałem się od jego szyi i zacząłem iść w stronę salonu, gdzie usadowiłem się na kanapie z chłopakiem na kolanach.
-I wiem, że mimo wszystko ty też liczysz, że Stoch się do ciebie odezwie. Bo go kochasz. – Wzruszył ramionami, a ja przyciągnąłem go do mocnego pocałunku.
-Nie będę za nim ganiał jak gimnazjalistka. Nie będę na każde jego zawołanie. – Johann wywrócił oczami.
-Ale ty jesteś czasami tępy.
Xxx
-Boże, gdzie jest ten telefon? I dużo ważniejsze pytanie, czemu masz na dzwonku Justina Biebera? – Jęknął Johann okrywając się kołdrą po czubek głowy. Zaśmiałem się schylając się po leżący pod łóżkiem telefon. Przyłożyłem go do ucha bez sprawdzenia, kto dzwoni. Co jak zwykle okazało się błędem.
-Rozmawiałeś z nim? – Zmarszczyłem brwi, nie mogłem skojarzyć głosu z twarzą. Odsunąłem ekran od twarzy. Kubacki. Pokazałem wyświetlacz Johannowi, którego oczy wystawały ponad kołdrą. Zmarszczył brwi. Przyłożyłem telefon z powrotem do ucha.
-Z kim? – Zapytałem udając, że nie wiem o kogo mu chodzi.
- Z Myszką Miki. Z Kamilem, idioto. – Odburknął zirytowany. Miałem ochotę się rozłączyć.
-Nie, czemu miałbym? – Zapytałem odgarniając ciemne włosy Johanna opadające mu na czoło. Nie protestował, przez całą sytuację ze swoim byłym był mocno spragniony dotyku, w każdej formie.
-Bo odkąd wyszedł ze szpitala nie ma z nim kontaktu. Nie wychodzi z domu, nie odbiera. Zaczynamy się martwić. – Poczułem nagły napływ emocji, ale nie chciałem pozwolić im mnie zalać.
-Nie, nie gadałem z nim. Sory ale jestem teraz zajęty. – Rozłączyłem się odrzucając telefon na bok. Johann ułożył się na boku podpierając głowę na dłoni. Patrzył na mnie badawczo.
-Jak tam gimnazjalistko? – Pchnąłem go lekko prze co upadł na poduszkę ze śmiechem. Jego telefon także się rozdzwonił. Podałem mu go a jego mina zrzedła gdy spojrzał na wyświetlacz. Kubacki. Odrzucił go na bok i usadowił się na moich biodrach. – Uparty chłopak z tego Dawida.
-Niestety. – Przytaknąłem wodząc opuszkami po jego podbrzuszu. Jego głowa zwróciła się w kierunku okna.
-Ktoś chyba przyjechał, jakbym kamyczki na podjeździe słyszał. – Na potwierdzenie jego słów rozległ się dzwonek. Jęknąłem głośno. Johann zszedł ze mnie i zaczął się szybko ubierać. Sam wciągnąłem tylko bokserki i zbiegłem na dół. Bez większego namysły otworzyłem drzwi i stanąłem twarzą w twarz z najgorszym możliwym połączeniem. Przed moimi drzwiami stał Schlierenzauer i Stoch. O mało nie zamknąłem im drzwi przed twarzą, ale ubiegł mnie głos Johanna.
-Gregor? – Zapytał, jakby nie dowierzając, że ten naprawdę tu jest. Jeszcze z bukietem róż i delikatnym uśmiechem. Oparłem skroń o drzwi. Wspaniale.
-Hej, Johann. Mógłbym z tobą porozmawiać? – Zapytał niepewnym głosem, tak do siebie nie podobnym. Forfang chwycił za leżące w korytarzu trampki i szybko wciągnął je na stopy.
-Oczywiści. – Minął mnie z uśmiechem. Z ruchu jego warg wyczytałem. „powodzenia". Miałem ochotę krzyknąć za nim, żeby je sobie wsadził. Chwycił za dłoń starszego i ruszył za nim do samochodu. Jęknąłem na myśl, że zdrajca zostawił mnie samego ze Stochem. Ale miałem nadzieję, że chociaż jemu ten czas miło upłynie.
-Hej. – Odezwał się niepewnie Stoch. Spojrzałem na niego martwo. Odsunąłem się dając mu do zrozumienia, żeby wszedł do środka. Na całe szczęście zrozumiał, nie chciałem dawać sąsiadom darmowej rozrywki. Polak zdjął buty i zatrzymał się w korytarzu, nie wiedząc co dalej. Wywróciłem oczami i bez słowa wyminąłem go idąc do salonu. Usadowiłem się na kanapie z ramionami założonymi na piersi. Kamil usiadł na sąsiednim fotelu.
-Czym sobie zasłużyłem na tę, jakże miłą wizytę? – Zapytałem sarkastycznie.
-Proszę, nie zachowuj się tak. Oboje wiemy, że grasz dobrą minę do złej gry. Udajesz, że jest ci wszystko jedno. Za dobrze cię znam, żeby w to uwierzyć. – Przechyliłem się do przodu, opierając łokcie na kolanach.
-Nie wiem, o co ci chodzi. Zachowuję się normalnie. Jak dupek, bez emocji. Chyba za takiego mnie masz, czyż nie? – Uniosłem brew, czekając na jego odpowiedz.
-Jeśli liczysz na to, że wstanę i wyjdę jak ty w szpitalu, to na to nie licz. – Powiedział stanowczo. – Bo ostatni tydzień był dla mnie bardzo ciężki, zakładam że dla ciebie mimo wszystko też. Każdy z nas reagował na swój sposób. Ale chcę z tobą porozmawiać, jak dorosła osoba. Bo zasługuję na wytłumaczenie. Więc, wytłumacz mi proszę, dlaczego uciekłeś i ignorowałeś mnie cały ten czas. Tylko proszę, nie okłamuj mnie.
-Zakochałem się. – Nie miałem już siły kłamać. Co mi to da? Patrzyłem na niego wzrokiem pozbawionym emocji. Za dużo już wypłakałem, chyba nie miałem już łez do wylania. A z pewnością, nie chciałem robić tego przed nim.
-W kim? Spotykałeś się z kimś w tym czasie? – Parsknąłem głośnym śmiechem słysząc jego słowa.
-Jesteś głupi, czy udajesz? Z nikim się nie spotykałem, w jakiś magiczny sposób zakochałem się w tobie. – Kamil nie wiedział co powiedzieć. – Wrzucić się do wody? Bo wyglądasz jakbyś się dusił na powietrzu?
-Mówisz serio? – Wydukał po chwili.
-Po co miałbym kłamać, z własnej woli bym się w tobie nie..- Nie dokończyłem bo poczułem jego gorące usta na swoich. Złapałem go za ramiona czując, że leci do przodu. – Po mału, głupku. Skąd pomysł, że chcę żebyś mnie całował?
-Kocham cię. – Powiedział z uśmiechem. A ja nie wiedziałem co się dzieje. Takiej możliwości nie brałem pod uwagę. – Od dawna już to wiedziałem, ale nie chciałem psuć naszego układu.
-I co teraz, jak ty sobie to wyobrażasz? My nie umiemy ze sobą funkcjonować poza sypialnią. Nie umiemy rozmawiać bo albo się wyzywamy, albo kłócimy. Sama miłość nie wystarczy, Kamil. – Usiadł obok mnie, splatając palce zdrowej dłoni z moimi.
-Ale zawsze możemy spróbować, co nam szkodzi? Chyba, że nie chcesz. – Parsknąłem i pocałowałem go w usta. Poczułem jak się uśmiecha. – Tęskniłem.
-Ja też. – Wciągnąłem go na swoje kolana, obejmując delikatnie jego poobijane ciało. Ułożył głowę na moim obojczyku. Odetchnąłem.
Pozdrawiam osoby proszące o part 3 <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro