granerudxjohansson cz.II
-Daniel. – Usłyszałem wkurzony głos Kat. Zacisnąłem pięści. Tande jednak nie reagował. Nadal patrzył na drzwi, przez które wyszedł Forfang. Kamil pchnął go delikatnie w ramię. Wyrwało go to z transu, blondyn spojrzał na niego.
-Idź. – Posłał mu szeroki uśmiech. Poczułem palce Halvora splatające się z moimi. Błagam, zrób to. Pomyślałem. Daniel na moment patrzył badawczo na Kamila po czym przytaknął i ignorując mówiącą do niego narzeczoną, wybiegł. Po prostu wybiegł. Kat stała jak wryta. Jak i większość zgromadzonych. Po chwili poczułem jak Halvor ciągnie mnie, sam ciągnięty przez Kamila w kierunku wyjścia. Odruchowo chwyciłem Kennetha. Ruszyliśmy do wyjścia. Zaraz za nami wybiegła reszta naszych przyjaciół. Dogonił nas głośno wrzeszczący Tom.
-Nara, frajerzy! – Krzyknął na co parsknąłem głośnym śmiechem. Zatrzymaliśmy się przed wejściem. Po chłopakach nie było śladu. Nagle nasze telefony rozbrzmiały. Wyjąłem telefon widząc przychodzące powiadomienia z naszej grupy.
danny: za 10 minut
danny: w domu Jo
Spojrzałem na resztę chłopaków. Wszyscy przytaknęliśmy i biegiem ruszyliśmy do samochodów. Do naszego dodatkowo wbiegł Anders. Kenneth posłał mu smutne spojrzenie.
-Stjernen Cię nie zabrał? – Zapytał oschle.
-Pojechał z żoną, Ewą i Ellą. Bo jakbyś zapomniał, ma żonę. – Zmierzyłem chłopaka zmartwionym spojrzeniem. Nie miałem za cholerę pojęcia co się działo między tą dwójką, ale martwiłem się o swojego przyjaciela. Chwyciłem go za rękę, wiedziałem że potrzebuje wsparcia. Anders posłał mi smutny uśmiech. Halvor też wyglądał na zdezorientowanego. Zatrzymaliśmy się pod domem Forfanga, gdzie był już zaparkowany samochód chłopaka. Zaraz po nas na podjeździe zatrzymały się dwa pozostałe samochody. Bez pukania weszliśmy do środka. W salonie czekała na nas dwójka przyjaciół. Halvor podbiegł do Daniela i mocno go przytulił.
-Hej, słonko. – Zaśmiał się Tande.
-O, matko. Danny nie wiesz jak się cieszę, że spierdoliłeś sprzed tego ołtarza. – Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Wellinger podszedł do Johanna obejmując niższego chłopaka ramieniem.
-Czemu nic mi nie powiedziałeś? – Zapytał mierzwiąc Forfangowi włosy. Johann oparł skroń o jego podbródek. Gdybym nie wiedział, do kogo Welli czuje miętę, pomyślałbym że są razem.
-Bo do przed wczoraj nie widziałem sensu mówienia o moich nieodwzajemnionych uczuciach do kumpla. – Odpowiedział wzruszając ramionami.
-Czekaj, przed wczoraj był kawalerski. – Zauważył słusznie Tom. Dopiero teraz zauważyłem brak dziewczyn.
-Pojechały do sklepu. – Wytłumaczył Stjernen. Przytaknąłem czując przylegające do mnie ciało Halvora.
-Co się odwaliło na tym kawalerskim?- Zapytał Kamil.
-Przespaliśmy się. – Odpowiedział jak gdyby nigdy nic Daniel. Zakrztusiłem się śliną.
-Oddychaj. Byś mi chłopa zabił, a jeszcze ślubu nie mamy. Nic bym z tego nie miał po 6 latach związku. – Halvor poklepał mnie po plecach. Odwróciłem się do Kennetha.
-Pamiętaj żebym podpisał intercyzę. – Chłopak przytaknął walcząc ze śmiechem.
-Pierwsze to byś mi się musiał oświadczyć. – Powiedział zirytowany Halvor. Daniel głośno parsknął chowając twarz w boku stojącego nad nim Johanna. Posłałem mu mordercze spojrzenie. Posłałem mu mordercze spojrzenie. Halvor uniósł brwi, patrząc raz na mnie raz na swojego najlepszego przyjaciela.
-O chuj!- Zawołał Hilde równo ze Stjernenem. Wywróciłem oczami mając ochotę zamordować przyjaciół. Schowałem twarz w dłoniach.
-Możemy się skupić na tym, że Jo i Danny się przespali ? – Jęknąłem chcąc odwrócić uwagę od rumieńców na moich policzkach.
-O nie, nie wykręcisz się , rudzielcu. – Zawołał Halvor. Usiadłem na fotelu.
-Kenneth?- Gangnes sięgnął do kieszeni podając mi małe pudełeczko. Otwarłem je pokazując mu pierścionek.
-O chuj. Ty tak na poważnie? – Zapytał zasłaniając usta dłońmi. Przytaknąłem.
-Chciałem to zrobić podczas oczepin. Już wszystko zaplanowaliśmy z Danielem. – Halvor kucnął przede mną i mocno mnie pocałował. Zanim zdążyłem zareagować, odsunął się.
-Zapytaj mnie. – Wyszeptał wesoło. Wywróciłem oczami.
-Zostaniesz moim mężem?- Zapytałem przez śmiech.
-Tak, tak, tak. Chodź tu. – Znów mocno mnie pocałował. Wciągnąłem go na swoje kolana. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i usłyszeliśmy okrzyki radości.
-Ale ten dzień jest dziwny. – Zaśmiał się Domen.
-Mi to mówisz?- Zawtórował mu Daniel cmokając Johanna za uchem. – Oni mnie zabiją.
-Nie pozwolę im. – Powiedział siadając mu na kolanach Forfang. – Najlepiej było by gdzieś zniknąć na jakiś czas.
-Zróbcie tak. Przechowam was w Słowenii. Wątpię, żeby was tam szukali. Możecie zostać w moim mieszkaniu. – Powiedział Domen.
-A ty gdzie będziesz, tam nie ma tyle miejsca. – Odpowiedział mu Daniel.
-U Andiego. – Wzruszył ramionami, na co Niemiec przytaknął. Kamil posłał mu zdruzgotane spojrzenie.
-Peter mnie zabije. – Jęknął podchodząc do barku, wyjął z niego butelkę i upił z gwinta spory łyk.
-Drama Queen!- Zawołał Wellinger, na co Kamil pokazał mu środkowy palec.
-Okej, ktoś jeszcze ma jakąś petardę? – Zapytał Hilde rzucając marynarkę na oparcie krzesła. Objąłem mocniej nadal siedzącego na mnie Halvora.
-Kenneth i Anders ze sobą sypiają. – Wypalił Stjernen. Kamil zakrztusił się wódką. Tom wyglądał jakby miał zaraz stracić przytomność.
-I Gangnes jest o mnie zazdrosny. Temu zachowuję się jak kutas. Ale Kenny, jestem hetero. Nie musisz się bać. – Kenneth wyprostował się.
-Ja dzisiaj zejde na zawał. Jak jutra dożyję to będzie cud. Kupcie mi ładną trumnę. – Hilde opadł na fotel . Kamil upił z butelki kolejny łyk.
-Koledze już chyba wystarczy. – Wellinger wyciągnął mu ją z ręki, którą wyrwał mu Hilde.
- Daj mi to dziecko, na trzeźwo nie przetrwam. – Przyssał się do butelki.
-To my się może pójdziemy spakować. – Stwierdził Johann ciągnąc Daniela do swojego pokoju.
-Jedziemy do domu?- Zapytał Halvor.
-Kochanie, jeszcze poczekajmy. – Przytaknął układając głowę na moim obojczyku.
-Może teraz Kenneth coś nam powiem?- Rzucił Tom patrząc na niego zirytowany.
-A co ja mam mówić? Co kogoś obchodzi, z kim się rucham? – Odburknął Gangnes .- A z tego co do tego, co mówiłeś Andreas. Nawet jakbyście się gizdrzyli. Co by mi do tego było? Nie jesteśmy razem.
-Zastanów się, czy to co mówisz jest adekwatne do twojego zachowania. – Odburknął. Wyczuwałem awanturę, ale nie spodziewałem się tego, że Anders wybiegnie z płaczem. Halvor zsunął się ze mnie pozwalając mi zanim pobiec.
-Fanni, czekaj słonko!- Blondyn zatrzymał się na schodach wejściowych. Usiadłem obok niego obejmując jego drobne ciało. – Czujesz coś do niego, prawda?
-Kocham go. – Wyszlochał. Było i go tak żal. Nie mogłem sobie wyobrazić co teraz czuł.
-Może jeszcze się ogarnie. Wiesz jaki on jest. – Przytaknął. – Ale się porobiło.
-Chyba nikt się tego nie spodziewał. – Prychnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro