forfangxtande cz. II
-Daniel! – Zatrzymałem się na korytarzu słysząc wołającego mnie Andreasa. Cofnąłem się i wszedłem do pokoju Nory. Niemiec stał na środku pokoju z dziewczynką na rękach, wyglądał na spanikowanego.
-Co chciałeś? – Otworzył usta, ale na początku nic nie powiedział.
-Chcę Ci powiedzieć, że ja nigdy nic jej takiego nie sugerowałem. – Zmarszczyłem brwi, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Odstawił dziewczynkę na podłogę, co ewidentnie się jej nie spodobało. Spojrzała na niego i wyciągnęła rączki do góry.
-Dada! – Zawołała patrząc prosto na Wellingera. Kilkukrotnie zamrugałem nie mogąc uwierzyć, w to co właśnie się wydarzyło. Chłopak podniósł dziewczynkę i spojrzał na mnie przerażony. Bez słowa wyjąłem mu ją z ramion i wyszedłem na korytarz. Przez jego twarz przeszedł grymas bólu, ale starałem się go zignorować.
-Colin! Zakładaj buty, wychodzimy!- Krzyknąłem zakładając klapki. Założyłem dziewczynce kapelusz na głowę, kątem oka zauważyłem łzy w oczach Niemca. Szybko odwróciłem wzrok. –Colin!
-Idę. – Zbiegł po schodach i popatrzył zdziwiony na Andreasa. – Wujek z nami nie idzie?
-Wychodzimy, już. – Wyszedłem na zewnątrz, chłopiec na moje szczęście posłuchał i także wyszedł. Zamknąłem za nami drzwi i ruszyłem w dobrze znanym sobie kierunku.
-Gdzie idziemy? – Zapytał zrównując się ze mną krokiem.
-Do wujka Andersa. – Miałem tylko nadzieję, że chłopak jest w domu.
-Dlaczego wujek nie poszedł z nami? Pokłóciliście się? – Drążył temat Colin. – Nie lubisz go już?
-Lubię. Sprawy dorosłych, jesteś za mały. – Założył ramiona na piersi zatrzymując się pod domem Fannemela.
-Chcę do domu. – Wywróciłem oczami, w tym momencie wyglądał jak Johann. – Do wujka.
-Musisz się zadowolić wujkiem Andersem. Już, do środka. – Otworzyłem drzwi, Colin uciekł na górę gdzie Anders trzymał wszystkie jego zabawki. – Anders!
-Hej.- Przywitał się stojąc przede mną w samym ręczniku blondyn. Uniosłem brwi.
-Ty się o 15 kąpałeś? – Zamknąłem za sobą drzwi i posadziłem córkę na dywanie w salonie.
-A ty co, moja matka? Późno wstałem. Gdzie pozostała ¼ teamu? – Zapytał zakładając spodnie. Zmarszczyłem brwi, Anders odrzucił ręcznik na bok . – Okej, czyli to z jego powodu tu jesteś.
-Dada?- Nora rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Ona coś chce? – Wskazał na dziewczynkę.
-Nie coś tylko kogoś. – Westchnąłem siadając na krześle w jadalni. Anders wytrzeszczył oczy. – Nie chodzi jej o Johanna. Powiedziała tak na Andreasa.
-W sumie, mogliśmy się domyślać, że do tego dojdzie. – Powiedział opadając na krzesło naprzeciwko mnie. Spojrzałem na niego spode łba. – No co, on im zastępuje drugiego rodzica. Każdy to wie, bardzo się ze sobą zżyli. To była kwestia czasu.
-Czemu ja o tym nie wiedziałem? Jakbym wiedział, to nigdy bym im nie pozwolił się tak zbliżyć!- Schowałem twarz w dłoniach.
-Byłeś zbyt zajęty faktem, że twój mąż nie żyje. Nikt cię za to nie obwinia. To naturalne, Andy jest też oparciem dla ciebie. Zależy mu na was, wyglądacie jak wzorowa rodzinka. – Powiedział wzruszając ramionami. – Nie mów mi, że tego nie zauważyłeś.
-Nie zauważyłem. Co z ciebie za przyjaciel, że nigdy mi tego nie powiedziałeś? Tak samo Halvor, Boże. Mogłem temu zapobiec. – Jęknąłem ciągnąc się za włosy. –Przecież on ma swoje życie. A poświęca się, żeby mi pomóc.
-Jesteś ślepy, czy głupi, Daniel? – Nie rozumiałem co teraz ma na myśli. – On się nie poświęca, to też jego życie. On te dzieci traktuje jak swoje, kocha je i rozpieszcza. On nie poświęca Ci swojego życia, tylko je z tobą tworzy. Może tego nie widzisz, ale on świata poza wami nie widzi.
-Nie, tak nie jest. – Pokręciłem głową, nie chcąc dopuścić do siebie tego faktu.
-Daniel, Johann was kochał. Nikt mu tego nie odbierze, zawsze będziemy o tym pamiętać. Pomyśl nad tym, czy chcesz iść przez życie sam? Wiem, że boisz się, że dzieci o nim zapomną ale nic na to nie poradzisz. Możesz tylko pielęgnować tą pamięć, którą ma Colin. – Złapał mnie za dłonie. – Widzę jak on na ciebie patrzy, jakbyś to ty zawiesił na niebie wszystkie gwiazdy. Nie chcę w żaden sposób na ciebie naciskać, ale pomyśl o tym. Będę Cię wspierać bez względu na wszystko, tego możesz być pewien.
-Boję się. – Wyszeptałem, czując łzy w gardle. – Boję się, że jego też.... Też...
-Stracisz? – Przytaknąłem patrząc na przyjaciela. – Każdy z nas musi się z tym liczyć, słonko. Nie wiemy, co się stanie. Tak już jest w życiu, ale musisz pomyśleć nad tym czy jesteś gotów zaryzykować. Nie myśl o tym co złego może się stać.
-Ktoś umarł?- Uniosłem wzrok na stojącego w wejściu Kennetha, był cały mokry od prysznica. Olśniło mnie.
-Uważaj, żebyś ty nie był pierwszy w kolejce do odstrzału. – Burknął Anders patrząc na niego przez ramię.- Nie wytarłeś włosów.
-Wytarłem, ale ja to robię delikatniej niż ty. – Podszedł do stołu i oparł się o ramiona Andersa, układając podbródek na czubku jego głosy. – Co jest Danni?
-Jesteście razem. – Powiedziałem z lekkim uśmiechem. – Cieszę się.
-Dzięki, Dan. – Kenneth uśmiechnął się patrząc słodko na Andersa.
-Mogę wam na chwilkę zostawić dzieci? – Zapytałem, Anders momentalnie pokiwał głową. Wstałem kierując się do wyjścia. – Dziękuję wam!
Zatrzymałem się na chodniku, nie wiedząc co robić. Byłem przerażony, ale nie chciałem go stracić. Nie mogłem znowu stracić osoby, która sprawiała mi tyle szczęścia. Wyjąłem telefon i wybrałem jego numer. Odebrał po trzecim sygnale.
-Daniel? – Jego głos drżał, płakał.
- Wyjdź z domu, chcę z tobą porozmawiać. Proszę.- Powiedziałem siląc się na spokój.
-Okej. – Pociągnął nosem i się rozłączył. Przyśpieszyłem kroku, po chwili już widziałem go stojącego na podjeździe. Wyglądał strasznie, chyba ostatnie 30 minut płakał. Zatrzymałem się przed nim.
-Chodź. – Kiwnąłem głową w stronę ścieżki w lesie, lubiłem tam chodzić z Johannem i dziećmi. Po kilku metrach byliśmy nad rzeczką, usiadłem na kamyczkach u jej brzegu. Andreas usiadł obok mnie. – Przepraszam.
-To ja przepraszam, już zacząłem się pakować. Nie będziesz musiał się mną przejmować. – Powiedział przez nos. Odwróciłem się do niego, czując ogarniającą mnie panikę.
-Zrozumiem, jeżeli chcesz się wyprowadzić bo to dla ciebie za dużo. Ale jeśli robisz to, bo myślisz że to jest coś czego ja chcę to jesteś w błędzie. Wiem, że moja reakcja nie była najlepszą na świecie ale musisz spróbować mnie zrozumieć. Zawsze marzyłem o momencie, gdy moje dzieci będą tak mówić na mnie i na Johanna. Mimo, że minęło już dużo czasu , czasami nadal nie umiem się z tym pogodzić. Że jego już nie ma. Nigdy w pełni się z tym nie pogodzę. Chcę o nim pamiętać i chcę, żeby moje dzieci też to robiły. Ale nie zmienia to faktu, że cię kochają. Czasami nawet bardziej niż mnie. – Zaśmiałem się lekko, kąciki ust Andiego drgnęły. – Zwłaszcza kiedy pozwalasz Colinowi jeść słodycze przed obiadem, albo opowiadasz mu o Harrym Potterze i pomagasz w zadaniach z matmy. Boję się, że odbieram Ci życie.
-Nie odbierasz, bycie tutaj, spędzanie czasu z Colinem i z Norą... z tobą, jest najwspanialszym co mam. Nie umiem sobie już wyobrazić życia, w którym nie ma was przy mnie. – Objął ramionami kolana i oparł o nie podbródek. Nadal na mnie nie patrzył. – Zawsze tego chciałem, rodziny. Czuję się okropnie, gdy pomyślę że to nie moje miejsce. Nie ja powinienem tutaj być, ale kocham ich jakby były moje. Przepraszam, że tak to wszystko wygląda. Nie chcę być jego zastępstwem, naprawdę. Nie chcę, żeby przeze mnie o nim zapomnieli.
-Nie jesteś jego zastępstwem i nigdy nie będziesz. – Powiedziałem a on w końcu na mnie spojrzał. – To tak nie działa, on zawsze będzie ich ojcem ale ty też możesz nim być. Nie chcę, żeby znowu tracili jedną z najważniejszych osób w ich życiu. Ja nie chcę cię stracić.
Spojrzał na mnie a po jego bladych policzkach spływały łzy, starłem je kciukiem. Czasami przerażało mnie podobieństwo Colina i Andreasa, tak tez było teraz. Taki zapłakany i przerażony wyglądał jak mój syn na pogrzebie Johanna. Byłbym w stanie zrobić wszystko, by nigdy więcej żaden z nich nie musiał już tak cierpieć. Objąłem go, a on zacisnął ramiona ma mojej talii, poczułem jego gorące łzy na obojczyku. Mimo tego, że płakał czułem, że będzie dobrze.
W końcu będzie dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro