Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

forfangxtande

Takie małe backstory do poprzednich dwóch części <3 



-Colin! – Zatrzymałem się w drzwiach pokoju syna. Chłopczyk leżał na dywanie i układał Lego. – Widziałeś tatę?

-Poszedł do ogródka. – Nawet na moment nie oderwał wzroku od klocków.

-Co budujesz? – Uśmiechnąłem się pod nosem.

-Zamek. – Posłał mi szeroki uśmiech. Zszedłem po schodach i skierowałem się prosto do ogródka. Johann siedział na trawie, segregując jakieś drewniane części.

- Co robisz, kochanie? – Spojrzał na mnie wesoło, wyciągnął w moim kierunku dłoń.

-Robert przywiózł domek dla Colina do zabawy. Welli miał mi pomóc, ale zaginął w akcji. – Usiadłem obok niego i cmoknąłem go w gładki policzek.

-To może ja ci pomogę?- Johann parsknął śmiechem, posłałem mu mordercze spojrzenie. -Co?

-Dziękuję, słonko. Naprawdę, ale zdolności technicznych to ty nie masz. – Poczułem się oburzony. – Nie rób takiej miny. Dobrze o tym wiesz. Plus, nie chcę, żeby mój piękny mąż zrobił sobie krzywdę.

-Mogę powiedzieć to samo. – Założyłem ramiona na piersi.

-Ja, w odróżnieniu od ciebie, kochanie wiem co robię. – Cmoknął mnie szybko w usta ze zwycięskim uśmiechem. – Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi.

-Johann, co ja to miałem kupić? Papier kolorowy, czy papier ścierny? – Do ogródka wpadł Wellinger z siatką pełną zakupów na ramieniu. – Bo kupiłem oba, w razie czego.

-Jest dość znacząca różnica między nimi, Andy. – Zaśmiał się Johann. – Ścierny.

-Proszę cię bardzo. – Podał mu torbę i opadł na ziemię obok. –Może zawołamy Colina? Żeby zobaczył jak się robi takie rzeczy?

-Dobry pomysł. –Przytaknął Johann, podniosłem się i wróciłem do domu.

-Colin!- Chłopczyk zbiegł po schodach patrząc na mnie zaciekawiony. – Tata i wujek składają dla ciebie domek w ogródku. Może im pomożesz?

-Super!- Zawołał mijając mnie i wybiegając na zewnątrz. Pokręciłem głową z uśmiechem i opadłem na kanapę wyjmując z kieszeni telefon. Miałem nieodczytane wiadomości od Andersa i Halvora.

Anders: pytanie wagi światowej

Co nasz solenizant chce na urodziny?

I nie przyjmuję odpowiedzi „nic"

Ja: 1. Kubki z podwójnym dnem

2. szklanki do whiskey

3. wkłady do polaroida i szczoteczki do zębów

Anders: japierdziele

Prezenty dla starych ludzi!

Może mu jeszcze kupię termofor i pieluchomajtki ON MA 34 LATA NIE 78!

Ja: co ja ci poradzę?

Andy kupił mu buty do biegania

Robert jakieś pierdoły do aparatu

Anders: A ty? Mężusiu idealny?

Ja: zegarek, bo stary rozbił

Na paintballu z tobą

Nie żebym ci wypominał

I bilety do LA na tydzień

Anders: I TO SIĘ NAZYWA PREZENT

JESTEM Z CIEBIE DUMNY!

Kupię mu gacie do pływania

Xs?

Ja: tak

Jesteś teraz na zakupach?

Anders: yes

Z Gangiem

Ken powiedział, że kupi mu kubki

Z naszymi podobiznami

Znaczy coo....

Żarcik

Przyjadę tam potem

Ja: ok

Przełączyłem konwersację na tą z Halvorem.

Halvor: mam czysto teoretyczne pytanie

Ja: słucham ....

Halvor: po jakim czasie zamieszkaliście razem z Jo?

Ja: a ja wiem? Nie pamiętam

Chyba po ... pół roku

Halvor: czyli... czysto hipotetycznie, jak ktoś jest ze sobą ok 1,5 roku to można to zaproponować?

Ja: tak, możesz to zaproponować Andrzejowi

Halvor: to było teoretyczne pytanie!

.... Ale serio?

Ja: tak, halv

Serio

Halvor: dzięki

Ja: powodzenia

Czysto hipotetycznie!

- Co tam masz ciekawego w tym telefonie, że się tak szczerzysz? Mam być zazdrosny?- Johann opadł na kanapę tuż obok, obejmując mnie ramieniem.

-Rozmawiam z kochankiem. – Wzruszyłem ramionami, odkładając telefon na bok. – Teraz musze przestać, bo przyszedłeś.

-Pozdrów Halvora. – Ułożyłem głowę na jego ramieniu.- Andy się nam zajął dzieckiem.

-On sam jest dzieckiem. Tylko większym. – Przytaknął bawiąc się palcami mojej lewej ręki.

-Mhm, będzie dobrym ojcem. – Pociągnąłem go na swoje kolana. Ułożyłem dłonie na jego wąskich biodrach.

-Życie jest nie fair. – Zmarszczył mocno brwi. – Jesteś nadal taki malutki i drobniutki jak 10 lat temu. A jedzenia to ty sobie nie ograniczasz.

-Ma się tą nastoletnią przemianę materii. – Zachichotał oplatając ramionami moją szyję.

-Tato!- Momentalnie ogłuchłem słysząc wrzask Colina, którego do salonu wniósł Andreas. – Mogę iść z wujkiem do parku na rowery?

-Możesz, tylko nie wrzeszcz. I słuchaj wujka. – Odpowiedział Johann.

-Yay!- Zapiszczeli równocześnie, biegnąc w stronę drzwi wpadli na wchodzących do środka Kennetha i Andersa.

-Hej, rodzinko. – Gangnes opadł na fotel, z uśmiechem klepnął Johanna w tyłek. – Złaź, goście przyjechali.

-Ty się nie liczysz, Fanni też. Wy tu jesteście codziennie. – Zaśmiałem się w jego szyję.

-Hej, miśki. – Fannemel usiadł na podłokietniku fotela na którym siedział Kenneth. – Nie wiem, czy widzieliście ale małolat wam dziecko uprowadził.

-Zapamiętałeś jak wygląda, żeby zrobić portret pamięciowy?- Kenneth założył nogę na nogę czekając na odpowiedź.

-Wysoki, szczupły, przystojny, ciemnoblond włosy. Z sześciopakiem i anielskim uśmiechem. – Rozmarzył się Anders. – A, no i niebieskie oczka.

-Wszystko to teraz zauważyłeś? – Gangnes uniósł brwi.

-Jestem spostrzegawczy. – Pstryknął go w czoło.

-I masz moc widzenia przez ubranie. – Dodał Johann przez śmiech. Przesunąłem męża bliżej siebie, na co uroczo się uśmiechnął. Pocałował słodko moje usta.

-Daniel, Daniel! Ratuj!- Do salonu wpadł spanikowany Halvor. Johann jęknął zirytowany.

-My mamy dom otwarty, czy co? Może zamontuje drzwi obrotowe? – Forfi zapytał oburzony. Granerud usiadł obok, podkurczając kolana pod brodę.

-Co jest?- Zapytałem, zmartwiony jego stanem.

-Zapytałem go, ale spanikowałem i zwiałem zanim mi odpowiedział. –Strzeliłem sobie w czoło. – I co teraz? Spieprzyłem.

-Czuję się jawnie wykluczony z tej rozmowy. Zmieńmy to. – Wtrącił się Kenny.

-Zapytałem Andrzeja, czy chciałby razem zamieszkać. – Chłopaki rozdziabili usta.

-Nie chcę być teraz niemiły, jesteś najlepszym przyjacielem mojego męża. Ale kurwa mać, Halvor. – Zaczął Johann. – Panikujesz, ale on pewnie panikuje jeszcze bardziej. Jeśli jesteś pewien, że tego chcesz to jedź tam i módl się, żeby on tam był i chciał z tobą rozmawiać. Jesteś dorosłym facetem, zacząłeś to skończ.

-Zgadzam się.- Anders i Kenneth tez przytaknęli.

-Dobra, może mnie nie nienawidzi. Zacznie pewnie na mnie wrzeszczeć i przeklinać po polsku. A ja nie będę miał pojęcia co do mnie mówi. – Podniósł się i otrzepał spodnie. – Jak przeżyję, to napiszę.

-Powodzenia! – Zawołaliśmy za nim.

-Szykuje się nam weselicho, mówię wam. – Spojrzeliśmy na Andersa.

-Dawno na żadnym nie byliśmy. – Westchnął Johann bawiąc się moimi włosami.

-Bo w naszym towarzystwie to tylko wy macie farta życiowego. My będziemy wiecznie sami!- Opadł na Gangnesa.

-Boże. – Jęknął Kenny, łapiąc go jednocześnie ratując go przed spotkaniem z podłogą. – Będziesz wracał na nogach.

-Mam do domu 500 metrów, dam radę. – Ułożył się wygodniej, machając swoimi małymi nóżkami. – Ale wracając do tematu, nie byłem na weselu chyba od waszego.

-Byłeś, matole. Na weselu mojej kuzynki ze mną. – Poprawił go Kenneth, Anders spojrzał na niego zdziwiony.

- Kiedy to było? – Kenneth na moment się zastanowił.

-Chyba dwa lata temu. – Johann ułożył głowę na moim ramieniu, zacząłem gładzić go po plecach.

-Ja tego nie kojarzę, ale niech ci będzie. – Zaśmiałem się na ich przekomarzanie. –Wyparłem ten fakt z pamięci.

-Kocham Cię. – Wyszeptał w moją szyję, Johann. Oplotłem go ramionami. – Bardzo, bardzo.

-Ja ciebie jeszcze bardziej. – Odpowiedziałem widząc, jak się uśmiecha.

-Niemożliwe. – Cmoknąłem go w czoło.

-Chcemy pizzę? – Przytaknąłem na pytanie Kennetha. Johann splótł nasze palce. Ucałowałem wierzch jego dłoni i wszystkie knykcie.

Mój książę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro