forfangxtande
Takie małe backstory do poprzednich dwóch części <3
-Colin! – Zatrzymałem się w drzwiach pokoju syna. Chłopczyk leżał na dywanie i układał Lego. – Widziałeś tatę?
-Poszedł do ogródka. – Nawet na moment nie oderwał wzroku od klocków.
-Co budujesz? – Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Zamek. – Posłał mi szeroki uśmiech. Zszedłem po schodach i skierowałem się prosto do ogródka. Johann siedział na trawie, segregując jakieś drewniane części.
- Co robisz, kochanie? – Spojrzał na mnie wesoło, wyciągnął w moim kierunku dłoń.
-Robert przywiózł domek dla Colina do zabawy. Welli miał mi pomóc, ale zaginął w akcji. – Usiadłem obok niego i cmoknąłem go w gładki policzek.
-To może ja ci pomogę?- Johann parsknął śmiechem, posłałem mu mordercze spojrzenie. -Co?
-Dziękuję, słonko. Naprawdę, ale zdolności technicznych to ty nie masz. – Poczułem się oburzony. – Nie rób takiej miny. Dobrze o tym wiesz. Plus, nie chcę, żeby mój piękny mąż zrobił sobie krzywdę.
-Mogę powiedzieć to samo. – Założyłem ramiona na piersi.
-Ja, w odróżnieniu od ciebie, kochanie wiem co robię. – Cmoknął mnie szybko w usta ze zwycięskim uśmiechem. – Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi.
-Johann, co ja to miałem kupić? Papier kolorowy, czy papier ścierny? – Do ogródka wpadł Wellinger z siatką pełną zakupów na ramieniu. – Bo kupiłem oba, w razie czego.
-Jest dość znacząca różnica między nimi, Andy. – Zaśmiał się Johann. – Ścierny.
-Proszę cię bardzo. – Podał mu torbę i opadł na ziemię obok. –Może zawołamy Colina? Żeby zobaczył jak się robi takie rzeczy?
-Dobry pomysł. –Przytaknął Johann, podniosłem się i wróciłem do domu.
-Colin!- Chłopczyk zbiegł po schodach patrząc na mnie zaciekawiony. – Tata i wujek składają dla ciebie domek w ogródku. Może im pomożesz?
-Super!- Zawołał mijając mnie i wybiegając na zewnątrz. Pokręciłem głową z uśmiechem i opadłem na kanapę wyjmując z kieszeni telefon. Miałem nieodczytane wiadomości od Andersa i Halvora.
Anders: pytanie wagi światowej
Co nasz solenizant chce na urodziny?
I nie przyjmuję odpowiedzi „nic"
Ja: 1. Kubki z podwójnym dnem
2. szklanki do whiskey
3. wkłady do polaroida i szczoteczki do zębów
Anders: japierdziele
Prezenty dla starych ludzi!
Może mu jeszcze kupię termofor i pieluchomajtki ON MA 34 LATA NIE 78!
Ja: co ja ci poradzę?
Andy kupił mu buty do biegania
Robert jakieś pierdoły do aparatu
Anders: A ty? Mężusiu idealny?
Ja: zegarek, bo stary rozbił
Na paintballu z tobą
Nie żebym ci wypominał
I bilety do LA na tydzień
Anders: I TO SIĘ NAZYWA PREZENT
JESTEM Z CIEBIE DUMNY!
Kupię mu gacie do pływania
Xs?
Ja: tak
Jesteś teraz na zakupach?
Anders: yes
Z Gangiem
Ken powiedział, że kupi mu kubki
Z naszymi podobiznami
Znaczy coo....
Żarcik
Przyjadę tam potem
Ja: ok
Przełączyłem konwersację na tą z Halvorem.
Halvor: mam czysto teoretyczne pytanie
Ja: słucham ....
Halvor: po jakim czasie zamieszkaliście razem z Jo?
Ja: a ja wiem? Nie pamiętam
Chyba po ... pół roku
Halvor: czyli... czysto hipotetycznie, jak ktoś jest ze sobą ok 1,5 roku to można to zaproponować?
Ja: tak, możesz to zaproponować Andrzejowi
Halvor: to było teoretyczne pytanie!
.... Ale serio?
Ja: tak, halv
Serio
Halvor: dzięki
Ja: powodzenia
Czysto hipotetycznie!
- Co tam masz ciekawego w tym telefonie, że się tak szczerzysz? Mam być zazdrosny?- Johann opadł na kanapę tuż obok, obejmując mnie ramieniem.
-Rozmawiam z kochankiem. – Wzruszyłem ramionami, odkładając telefon na bok. – Teraz musze przestać, bo przyszedłeś.
-Pozdrów Halvora. – Ułożyłem głowę na jego ramieniu.- Andy się nam zajął dzieckiem.
-On sam jest dzieckiem. Tylko większym. – Przytaknął bawiąc się palcami mojej lewej ręki.
-Mhm, będzie dobrym ojcem. – Pociągnąłem go na swoje kolana. Ułożyłem dłonie na jego wąskich biodrach.
-Życie jest nie fair. – Zmarszczył mocno brwi. – Jesteś nadal taki malutki i drobniutki jak 10 lat temu. A jedzenia to ty sobie nie ograniczasz.
-Ma się tą nastoletnią przemianę materii. – Zachichotał oplatając ramionami moją szyję.
-Tato!- Momentalnie ogłuchłem słysząc wrzask Colina, którego do salonu wniósł Andreas. – Mogę iść z wujkiem do parku na rowery?
-Możesz, tylko nie wrzeszcz. I słuchaj wujka. – Odpowiedział Johann.
-Yay!- Zapiszczeli równocześnie, biegnąc w stronę drzwi wpadli na wchodzących do środka Kennetha i Andersa.
-Hej, rodzinko. – Gangnes opadł na fotel, z uśmiechem klepnął Johanna w tyłek. – Złaź, goście przyjechali.
-Ty się nie liczysz, Fanni też. Wy tu jesteście codziennie. – Zaśmiałem się w jego szyję.
-Hej, miśki. – Fannemel usiadł na podłokietniku fotela na którym siedział Kenneth. – Nie wiem, czy widzieliście ale małolat wam dziecko uprowadził.
-Zapamiętałeś jak wygląda, żeby zrobić portret pamięciowy?- Kenneth założył nogę na nogę czekając na odpowiedź.
-Wysoki, szczupły, przystojny, ciemnoblond włosy. Z sześciopakiem i anielskim uśmiechem. – Rozmarzył się Anders. – A, no i niebieskie oczka.
-Wszystko to teraz zauważyłeś? – Gangnes uniósł brwi.
-Jestem spostrzegawczy. – Pstryknął go w czoło.
-I masz moc widzenia przez ubranie. – Dodał Johann przez śmiech. Przesunąłem męża bliżej siebie, na co uroczo się uśmiechnął. Pocałował słodko moje usta.
-Daniel, Daniel! Ratuj!- Do salonu wpadł spanikowany Halvor. Johann jęknął zirytowany.
-My mamy dom otwarty, czy co? Może zamontuje drzwi obrotowe? – Forfi zapytał oburzony. Granerud usiadł obok, podkurczając kolana pod brodę.
-Co jest?- Zapytałem, zmartwiony jego stanem.
-Zapytałem go, ale spanikowałem i zwiałem zanim mi odpowiedział. –Strzeliłem sobie w czoło. – I co teraz? Spieprzyłem.
-Czuję się jawnie wykluczony z tej rozmowy. Zmieńmy to. – Wtrącił się Kenny.
-Zapytałem Andrzeja, czy chciałby razem zamieszkać. – Chłopaki rozdziabili usta.
-Nie chcę być teraz niemiły, jesteś najlepszym przyjacielem mojego męża. Ale kurwa mać, Halvor. – Zaczął Johann. – Panikujesz, ale on pewnie panikuje jeszcze bardziej. Jeśli jesteś pewien, że tego chcesz to jedź tam i módl się, żeby on tam był i chciał z tobą rozmawiać. Jesteś dorosłym facetem, zacząłeś to skończ.
-Zgadzam się.- Anders i Kenneth tez przytaknęli.
-Dobra, może mnie nie nienawidzi. Zacznie pewnie na mnie wrzeszczeć i przeklinać po polsku. A ja nie będę miał pojęcia co do mnie mówi. – Podniósł się i otrzepał spodnie. – Jak przeżyję, to napiszę.
-Powodzenia! – Zawołaliśmy za nim.
-Szykuje się nam weselicho, mówię wam. – Spojrzeliśmy na Andersa.
-Dawno na żadnym nie byliśmy. – Westchnął Johann bawiąc się moimi włosami.
-Bo w naszym towarzystwie to tylko wy macie farta życiowego. My będziemy wiecznie sami!- Opadł na Gangnesa.
-Boże. – Jęknął Kenny, łapiąc go jednocześnie ratując go przed spotkaniem z podłogą. – Będziesz wracał na nogach.
-Mam do domu 500 metrów, dam radę. – Ułożył się wygodniej, machając swoimi małymi nóżkami. – Ale wracając do tematu, nie byłem na weselu chyba od waszego.
-Byłeś, matole. Na weselu mojej kuzynki ze mną. – Poprawił go Kenneth, Anders spojrzał na niego zdziwiony.
- Kiedy to było? – Kenneth na moment się zastanowił.
-Chyba dwa lata temu. – Johann ułożył głowę na moim ramieniu, zacząłem gładzić go po plecach.
-Ja tego nie kojarzę, ale niech ci będzie. – Zaśmiałem się na ich przekomarzanie. –Wyparłem ten fakt z pamięci.
-Kocham Cię. – Wyszeptał w moją szyję, Johann. Oplotłem go ramionami. – Bardzo, bardzo.
-Ja ciebie jeszcze bardziej. – Odpowiedziałem widząc, jak się uśmiecha.
-Niemożliwe. – Cmoknąłem go w czoło.
-Chcemy pizzę? – Przytaknąłem na pytanie Kennetha. Johann splótł nasze palce. Ucałowałem wierzch jego dłoni i wszystkie knykcie.
Mój książę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro