Wellinger x Leyhe
-Czemu, ten szczyl cały czas na ciebie zerka?- Zapytał zirytowany Stephan, nerwowo zerkając w stronę stolika Słoweńców. Podążyłem za jego wzrokiem i napotkałem ciemne tęczówki Domena. Chłopak z uśmiechem pomachał, co automatycznie odwzajemniłem. Nie myśląc o siedzącym obok, gotującym się z zazdrości chłopaku.- No pewnie, jeszcze mu buziaczka poślij.
-Steph, przestań to tylko kolega. - Ignorując szatyna wróciłem do jedzenia wystygłej już jajecznicy. Stephan, jednak mi tego nie ułatwiał. Jak gdyby nigdy nic wstał, zwracając tym uwagę wszystkich z 3 najbliższych stolików. Spojrzałem na niego pytająco z łyżką w połowie drogi do ust.
-Dobrze, ja się mieszać nie będę. Co mnie to. - Gwałtownie odsunął krzesło i wybiegł z jadalni.
-Co młody, kłopoty w raju?- Zapytał Sev siadając obok z filiżanką parującej kawy w dłoni. Na jego ustach pojawił się pokrzepiający uśmiech.
-Nie mam pojęcia. - Westchnąłem i zostawiając blondyna samego, podążyłem za zirytowanym Stephan'em. Znalazłem go, jak się tego spodziewałem- w pokoju. Leżał na swoim łóżku uporczywie wpatrując się w sufit. - Steph, co jest? Naprawdę, aż tak cię denerwuje Domen?
-Nie on mnie denerwuje. Tylko to, że ty nie widzisz w tym problemu.- Odburczał obracając się do mnie plecami. Wziąłem głęboki oddech i usiadłem na skraju wąskiego łóżka. Położyłem dłoń na jego kolanie, wodząc nią lekko w górę i w dół.
-Kochanie, z zazdrością ci nie do twarzy. – Chłopak odwrócił się, patrząc na mnie hardo.
-Tobie w śliwkowym też nie, więc lepiej się zamknij.- Wywróciłem oczami na jego komentarz. Zanim zareagował, położyłem się na nim.
-Nie zrobiłbyś tego.- Powiedziałem dobrze znając odpowiedź. Nachyliłem się i cmoknąłem go w czoło.
-Nie, oczywiście że nie. –Poczułem jego dłonie na plecach.
-Stehpan, naprawdę. Domen to tylko kolega, nie zwracam na niego uwagi, bo dla mnie liczysz się tylko ty.
-I jak ja mam się na ciebie gniewać?- Zapytał zirytowanym głosem. Zaśmiałem się patrząc w jego wesołe oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro