Wellinger x Forfang
Podniosłem się z łóżka przecierając zaspane oczy wierzchem dłoni. W domu panowała całkowita cisza. Powoli wygramoliłem się spod ciepłej kołdry i szurając nogami wszedłem do łazienki. Stanąłem przed lustrem i przemyłem twarz. Umyłem zęby i ułożyłem włosy. Oparłem się o umywalkę pod nagłym napadem mdłości. Po moich policzkach popłynęły łzy. Zacisnąłem dłonie na krawędziach zlewu. Zwymiotowałem. Zamknąłem oczy łapiąc oddech. Przemyłem usta. Starłem łzy. Założyłem koszule i czarne spodnie. Łapiąc klucze i telefon wybiegłem na zewnątrz i wskoczyłem do auta. Spojrzałem na zegarek. 12:30. Już pół godziny spóźnienia, czyli nic nowego. Wyjechałem na ulice i skierowałem się do domu mojej matki.
Kiedy zatrzymałem się pod białym domem dochodziła 13. Przeczesując włosy zapukałem, nie minęła minuta a drzwi otwarły się ukazując mi mamę.
-Jesteś wreszcie, a gdzie Johann?- Zapytała całując mnie w policzek. Zacisnąłem usta i głęboko westchnąłem.
-Nie dał rady, musiał coś załatwić. Kazał cię przeprosić.- Kobieta posłała mi smutne spojrzenie. Wiedziałem jak lubiła norwega, i to dla tego nie chciałem mówić jej o tym, że mój wspaniały chłopak zdradził mnie z pierwszą lepszą laską w klubie i zrobił jej dziecko. Co skwitował tym, że to moja wina, bo go nie zadowalam. Zakończył nasz związek mówiąc, że w sumie to zmarnował dwa lata życia. Z wymuszonym uśmiechem wszedłem do salonu, gdzie siedziały już moje siostry wraz ze swoimi mężami. Szczęśliwe, uśmiechnięte. Zrobiło mi się niedobrze.- Muszę do łazienki, zaraz wracam.
Szybko wpadłem do łazienki zamykając drzwi na klucz. Znów zwymiotowałem trzęsąc się od płaczu. Zasłoniłem usta, nie chcąc by mnie usłyszeli. Poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i zobaczyłem, że mam jedną nową wiadomość.
Johann: „ Jest sprawa, musimy sprzedać dom. Przyjadę po rzeczy. Masz tydzień do wyprowadzki."
Z moich oczu popłynął potok łez. Skuliłem się na podłodze opierając plecy o wannę. Z bezsilności wystukałem numer Richarda, mając nadzieje że on mi pomoże. Chłopak odebrał po 2 sygnale.
-No hej Andi, co jest?- Zapytał wesołym głosem.
-R-Richi, przyjedź po mnie... proszę. Jestem u mamy. – Załkałem pociągając nosem.- Johann, on. On mnie zostawił..
-Za chwilę będę. Trzymaj się mały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro