Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tande x Wellinger

Usłyszałem trzask drzwi. Wrócił Andi. Uśmiechnąłem się, bo pomimo tego, że widziałem go kilka godzin temu, już się stęskniłem. Odłożyłem telefon i czekałem na swojego chłopaka.

-Hej kochanie!- Krzyknąłem, chcąc go doprowadzić do siebie głosem. Kiedy mi nie odpowiedział, pomyślałem, że może po prostu nie usłyszał, pewnie przez słuchawki w uszach. Wstałem i wyjrzałem na korytarz. Blondyn siedział oparty o ścianę, chowając głowę między kolanami, które mocno obejmował. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Kucnąłem obok niego. Dotknąłem jego kolana, na co chłopak objął je jeszcze mocniej.- Andi, kochanie. Co się stało?

Nie odpowiedział, zaczął płakać. Przerażał mnie. Chwyciłem go za dłonie, co poskutkowało. Rozluźnił uścisk, by po chwili ściskać mnie. Wtulił się w moją szyję i rzewnie płakał. Nie miałem pojęcia, co mogło doprowadzić chłopaka do takiego stanu. Był przecież taki silny. Pogładziłem go po włosach.

-Andreas?- Uniósł delikatnie głowę, ledwo udało mi powstrzymać krzyk. Jego twarz „zdobiła" krew, najprawdopodobniej z lekko siniejącego już nosa. Jego oczy były przepełnione bólem. Miałem ochotę rozszarpać tego, kto mu to zrobił. Kiedy chłopak delikatnie się odsunął, dotarły do mnie inne szczegóły jego wyglądu. Jego koszulka był podarta, bluza umorusana w błocie, spodnie nie zapięte, ubłocone na kolanach. Gdy spojrzałem na niego, nie wiedziałem co zrobić. Drżącą ręką przejechałem po jego zaczerwienionym policzku.- Kto ci to zrobił, kochanie proszę powiedz.

Niemiec znów zaniósł się spazmatycznym płaczem, wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni. Tam chłopak leżąc na łóżku wyglądał jak zagubione zwierzę. Momentalnie zerwał się z łóżka i rozebrał do naga. Po czym osunął się na kolana. Podbiegłem do niego w ostatnim momencie by złagodzić jego upadek. Nieprzytomny wylądował w moich ramionach.

-Andi, Andreas. Obudź się, proszę.- Potrząsnąłem lekko jego drobnym ciałem, ten nie zareagował. Zadzwoniłem na pogotowie.

* * *

Siedziałem przy nim już 4 godziny. Chłopak nadal nie odzyskiwał przytomności. Lekarze zrobili mu wszystkie potrzebne badania. Stwierdzili gwałt. Czyli nic, czego sam bym już nie wiedział. Trzymałem go za rękę, delikatnie kreśląc na niej kółeczka.

-Kochanie, jestem tu. Jesteś już bezpieczny.- Powiedziałem, całując jego knykcie.

-Wiem.- Odpowiedział zachrypłym głosem, byłem pewny że nie miał on nic wspólnego z utratą przytomności. Splotłem nosze palce. W jego oczach znów wezbrały łzy.

-Jak się czujesz?- Zapytałem, karcąc się w głowie za takie pytanie. Jego zgwałcili idioto! Jak niby ma się czuć.

-Chyba przeżyje.- Odparł cichutko. Poczułem smutek, nie byłem wstanie ochronić najważniejszej osoby w swoim życiu. Byłem beznadziejny, oddałbym wszystko żebym to ja był na jego miejscu, żebym to ja cierpiał.- Możesz mnie przytulić?

-Oczywiście.- Ułożyłem się na jego łóżku obejmując jego delikatne ciało. Ten ufnie wtulił się w moje ramią.- Tak cię przepraszam Andi, że cie nie ochroniłem, że musiałeś przez to przejść..

-To nie twoja wina. Proszę, nie chcę o tym rozmawiać. Błagam..- Poczułem łzy na koszulce. Amdreas położył głowę na moim sercu, które biło tylko dla niego.

-Kocham cię.- Ucałowałem jego jasne włosy.

-Ja ciebie też Daniel, - Po chwili poczułem jak napięcie znika. Chłopak usnął. Byłem szczęśliwy. Sprawiłem, że czuł sie bezpieczny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro