Tande x Gangnes
Patrzyłem przez brudne, autokarowe okno. Na zewnątrz panowała ciemność, Co nie było, niczym niezwykłym o pierwszej w nocy. Usłyszałem cichy głos mojego sąsiada. Odwróciłem głowę i z uśmiechem patrzyłem na budzącego się do życia Gangnesa. Brunet rozmasował obolały kark i lekko się rozciągnął. Przeczesał dłonią swoje, zmierzwione włosy i przekręcając się na plecy ułożył głowę na moich kolanach. Wplątałem palce w jego włosy. Były miękkie i delikatnie splątane. Wiedziałem, że chłopak w ciągu minuty zaśnie. Taki już był. Zjechałem kciukiem na jego usta, delikatnie gładząc dolną wargę. Chłopak, bez otwierania ust powiedział.
-Jak chcesz mnie pocałować to, to zrób a nie..- Nachyliłem się i musnąłem delikatnie jego spierzchnięte usta. Kenneth położył dłoń na moim policzku pogłębiając pocałunek. Odsuwając się, cmoknąłem go w nos. Odwrócił głowę w stronę mojego brzucha i obracał w palcach jeden ze sznurków od moich spodni. – Mogę tak spać?
-Możesz.- Pogładziłem go po policzku. Chłopak wtulił się we mnie i zamknął oczy. Nie myliłem się, już po kilku minutach spokojnie spał. A ja mogłem podziwiać go w tak uroczej wersji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro