Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tande x Forfang(cz.1)


Uważnie się mu przyglądałem. Złapałem się na tym, już kilka tygodni temu. Każdy jego, nawet najmniejszy ruch po prostu błagał o moją uwagę. Sam fakt dzielenia z nim pokoju był jednocześnie moim błogosławieństwem jak i przekleństwem. Bo to nie było normalne. Patrzenie na swojego przyjaciela powinno być przelotne, nic nie znaczące. A spoglądanie na Johanna sprawiało, że moje ciało odczuwało miliony uczuć. Najczęściej naraz. Usłyszałem chrząknięcie. Ocknąłem się i zobaczyłem oczy mojego przyjaciela. Patrzył na mnie zaciekawiony. Siedział w fotelu naprzeciwko, na jego kolanach spoczywała książka, której czytaniem dotychczas był zajęty.

-Gapisz się, czemu?- Patrzyłem na niego nie mogąc wydobyć z siebie żadnego, sensownego wytłumaczenia. Przełknąłem ślinę. Nie powiem mu przecież, że jego obecność dziwnie na mnie działa. Nie jestem idiotą.

-Zamyśliłem się.- Powiedziałem prawdę. Tak właściwie jej część, ale tego Johann wiedzieć nie musiał.

-Co tak zaprzątnęło twoje myśli, że nie reagowałeś kiedy do ciebie mówiłem?- Odłożył książkę na stolik, objął kolana po czym oparł na nich brodę. Cały czas badając mnie wzrokiem. Ja nie poruszyłem się nawet o milimetr, bojąc się że moje ciało mnie zdradzi. – Danny, wszystko w porządku?

-Oczywiście. Po prostu się zamyśliłem. Co do mnie mówiłeś?- Chłopak przechylił głowę z delikatnym uśmiechem.

-Mówiłem, że przydałaby ci się wizyta u fryzjera.- Parsknąłem śmiechem, po tych słowach rozluźniłem się. Johann patrzył na mnie intensywnie. Po chwili jego twarz znów zdobił ten wspaniały uśmiech. Zamarłem. Moje serce mimowolnie przyśpieszyło. Biło jakbym przebiegł maraton. Zerwałem się, czym go przestraszyłem. Aż podskoczył. Zabrałem leżącą na łóżku bluzę i wybiegłem z pokoju, zanim zatrzasnąłem drzwi usłyszałem jeszcze wołającego mnie Johanna.

Narzuciłem na siebie bluzę. Założyłem kaptur i wybiegłem z hotelu. Momentalnie ogarnął mnie chłód panujący na zewnątrz. Ruszyłem w bliżej nieokreślonym kierunku. Po prostu przed siebie. Całe moje zachowanie, nabrało sensu. Czy tego chciałem czy nie, poczułem coś do niego. Łzy spłynęły po moich policzkach. Moje życie to jeden wielki żart. Nie miałem nic do gejów. Ale myśl że mogłem nim być, to co innego. Zacząłem biec. Miałem tak wielki natłok myśli. Wszystkie za i przeciw. Wszystkie świadczące o tym sytuacje. Johann bez koszulki, śmiejący się Johann, Johann robiący zdjęcia z tą niewyobrażalną pasją.... Johann. Zatrzymałem się. Zakochałem się w swoim najlepszym przyjacielu. Miałem ochotę zaśmiać się sobie w twarz. Bałem się wrócić do hotelu. Bo co ja mu niby miałem powiedzieć. Sorry że cię wystraszyłem, zdałem sobie właśnie sprawę że się w tobie zakochałem... I co by mi to dało? Nie mogłem stracić przyjaciela. Mój kryzys egzystencjonalny przerwały czyjeś głosy. Odwróciłem się w stronę źródła. Zobaczyłem dwóch Austriaków. Fettnera i Aignera. Szli ścieżką, wesoło się śmiejąc. Clemens zatrzymał się i wtulił w Manuela. Ten ucałował młodszego w nos i zamknął w szczelnym uścisku. Odwróciłem głowę. Uśmiechnąłem się. Nie spodziewałem się tego. Zamyślony, zawróciłem. Będąc coraz bliżej hotelu, byłem coraz bardziej przerażony.

-Danny!- Podniosłem głowę i zobaczyłem Johanna. Biegł on w moim kierunku. Twarz miał całą czerwoną od mrozu. Gdy był już obok, przytulił mnie. Nie wiedziałem co zrobić, więc też go przytuliłem. – Gdzieś ty był tyle czasu? Martwiłem się o ciebie. Wybiegłeś tak bez słowa. Nie było cię dwie godziny.

-Dwie godziny?- Chłopak odsunął się i spojrzał na mnie. Na jego policzkach zobaczyłem łzy, a w oczach ulgę. Pokiwał głową. Starłem łzy kciukiem i pogładziłem go po policzku. Nie odsunął się, nie odepchnął. – Przepraszam. Musiałem pomyśleć. Świeże powietrze pomaga.

-Chodźmy do środka, zmarzłeś.- Chwycił mnie za dłoń, przeszedł mnie dreszcz i to nie z powodu zimna. Poszedłem za nim, bez słowa. Kiedy zamknął za nami drzwi, usiadłem na łóżku. Patrzyłem na niego, bijąc się z uczuciami. Tak bardzo chciałem do niego podejść, przyciągnąć do siebie i pocałować. Schowałem twarz w dłoniach. Johann uklęknął przede mną i odsłonił moją twarz. Miał poważną minę.

-Dobra, o co chodzi?- Trzymał mnie za ręce a gdy chciałem je oswobodzić, splótł swoje palce z moimi. Jego dotyk tak mnie rozproszył, że nie miałem siły ich wyrwać.- Danny proszę, powiedz mi o co chodzi. Od kilku tygodni zachowujesz się dziwnie. Coś się stało? Wiesz że możesz mi powiedzieć wszystko..

-Ale ja nie wiem jak.- Westchnąłem załamany. Czułem jak do oczu napływają mi łzy. Byłem słaby, żałosny.

-Spokojnie. – Zbliżył się i oparł swoje czoło o moje. Całe moje ciało krzyczało. Całe moje opanowanie zniknęło. To jest moje, jedyne wytłumaczenie na to że go pocałowałem. Dopiero kiedy nasze usta się spotkały zdałem sobie sprawę co zrobiłem. Chciałem się odsunąć, ale ręce Johanna na moich policzkach mi to uniemożliwiły. Zaczął oddawać pocałunek. Myślałem że śnię. Przecież to nie może być prawda. Zanim zdążyłem pomyśleć, Johann patrzył na mnie spod swoich długich rzęs.- Naprawdę liczyłem że zrobisz to pierwszy.

-Co?- Czy on właśnie powiedział że chciał żebym to zrobił?! Miałem w głowie Armagedon. Johann podniósł się z ziemi i pewnie usiadł mi na kolanach. Moje ręce mimowolnie powędrowały na jego boki. Przekręcił głowę i uśmiechnął się.

-Więc o to chodziło. Przez ten cały czas?- Pokiwałem głową. Na co się zaśmiał.- Naprawdę nie zauważyłeś że mi się podobasz? Daniel! Myślałem że już bardziej oczywisty być nie mogę.

- Jak widać, jestem głupszy niż się wydaje. – Powiedziałem cicho. Chłopak uśmiechnął się po czym naparł na mnie swoim ciałem, przez co położyłem się na materacu. Położył ręce po obu stronach mojej głowy i znów posłał mi uśmiech. Nachylił się i pocałował mnie. Stwierdziłem, że całowanie go będzie moim nowym ulubionym zajęciem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro