Tande x Forfang
-Robert, ja już dłużej tak nie wytrzymam.- Odparłem, bezsilnie opadając na łóżko rudowłosego. Ten spojrzał na mnie krzyżując ręce na piersi.
-Ja nadal cię nie rozumiem.- Powiedział przeczesując swoje, rude włosy.- Od ponad roku piepszysz mi za uszami jaki to Johann jest wspaniały, a nie robisz nic. Całkowicie nic. Co jest z tobą nie tak Daniel?
-Chyba wszystko.- Westchnąłem, chowając twarz w dłoniach.- Jak ty to sobie niby wyobrażasz? Mam tak po prostu do niego podejść i powiedzieć" Hej Johann, tak jakoś wyszło, że od ponad roku jestem w tobie beznadziejnie zakochany, mam nadzieję że też mnie kochasz. Zostaniesz moim chłopakiem?"
-Czemu nie?- Rzuciłem w niego jedną z leżących na łóżku poduszek.- Ej!
-Ty naprawdę jesteś głupi. Przecież ja nie mogę tego zrobić. On nawet nie jest gejem!
-Pytałeś? Nie. - Spiorunowałem przyjaciela wzrokiem. Ale ruda małpa miał rację. Nie pytałem.
-Nie jestem aż tak głupi.- Uniosłem się na łokciach.- Ani mi się waż zaprzeczyć.
-Ale i tak jesteś głupi. Daniel, to jest twój przyjaciel, z tego co wiem, to najlepszy. Dlaczego mu nie powiesz?- Rudowłosy wstał, po czym zajął miejsce obok mnie. Poczułem jego dłoń na ramieniu.
-Boję się, że jeśli mu o tym powiem i on nie odwzajemni moich uczuć, stracę go. - Schowałem głowę w kolanach- Nie mogę go stracić, nie poradzę sobie.
-A co jeśli on też coś do ciebie czuje?- Zapytał spokojnie. Gdy miałem odpowiedzieć, usłyszałem trzask drzwi przez które wparował Johann w towarzystwie Andreasa Stjernena.
-Kto co do kogo czuje?- Zapytał Andi stając w pół kroku. Johann usiadł na poprzednim miejscu Roberta z zaciekawioną miną.
-Nikt!- Odpowiedziałem prostując się. Zdziwieni moim nagłym ruchem podskoczyli.- Czy wy nie umiecie pukać?
-Mam pukać do własnego pokoju?- Zapytał zdezorientowany Stjernen. Przekląłem siebie w myślach.
-Nie no, ale żeby tak z nienacka wchodzić. – Powiedziałem, starając się wybrnąć z sytuacji. Cała trójka uważnie mi się przyglądała. – Wiecie co, ja już pójdę do siebie. Muszę się jeszcze wykąpać, a jestem strasznie zmęczony. Pa.
Nie pozwalając im na reakcję, opuściłem pokój. Wyszedłem na ciemny korytarz. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę pokoju Fannemela. Jak każdy w kadrze wiedział. Anders był takim norweskim Andreasem Wellingerem, pod względem przemycania słodyczy. A czekolada była tym, czego teraz potrzebowałem. Ewentualnie, dwie czekolady. Zapukałem a po usłyszeniu cichego „Proszę „, wszedłem do pomieszczenia. Panował w nim półmrok. Na jednym z łóżek siedział Gangnes z laptopem na kolanach, obok niego leżał Anders.
-Hej blondii.- Przywitał mnie Kenneth. Przysiadłem się na krańcu łóżka.
-Co cię do nas sprowadza Danny?- Zapytał mniejszy opierając głowę na ramieniu Kennego.
-Masz jeszcze może jakąś czekoladę?- Zapytałem, ten pokiwał twierdząco głową i wskazał stojącą obok łóżka szafkę. Wyciągając dwie tabliczki, poczułem nadmierny ruch materaca. Anders kopał Kennetha po nogach, na co ten wesoło się śmiał.
-Nie będziemy oglądać Zmierzchu! Chyba cię pogięło.- Blondyn starał się dostać do leżącego na kolanach Kennetha laptopa, ten jednak skutecznie mu to uniemożliwiał.- Kenny! Bo śpisz na korytarzu!
-Nie zrobisz mi tego.- Chłopak popatrzył na niego poważnie. Anders nagle jakby opadł z sił i wtulił się w jego ramię.- Kraina Lodu?
-Tak.- Anders cmoknął bruneta w policzek, na co ten tylko pokręcił głową z uśmiechem.
-Dobra chłopaki, dzięki za czekoladę. Miłego seansu.- Pomachali mi na odchodne.
Kiedy zamknąłem drzwi, zalała mnie fala przygnębienia. Anders i Kenneth byli wręcz parą idealną. Jak ja chciałbym być w takim związku. Najlepiej z Johannem. Westchnąłem i udałem się do swojego pokoju, który znajdował się naprzeciwko. Czekolady schowałem pod poduszkę po czym udałem się pod prysznic.
Szybko się rozebrałem i zatopiłem w strumieniu gorącej wody. Oparłem czoło o zimną powierzchnię płytek. Z moich oczu popłynęły łzy. Czułem się beznadziejnie. Bo co ja miałem zrobić? Zaryzykować utratę najważniejszej dla mnie osoby? Nie ma takiej opcji. Wolałem tkwić całe życie w friendzonie. Zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie siebie bez Johanna. Nie mając nawet na myśli związku z nim .Po portu Johann był w moim sercu w tak ważnym miejscu, że nie potrafiłbym przeżyć bez niego nawet godziny. Byłem beznadziejny, zagubiony. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Johanna.
-Danny wszystko w porządku?- Zakręciłem wodę i wycierając twarz odpowiedziałem.
-Tak.- Wytarłem się i gdy chciałem sięgać po bokserki zdałem sobie sprawę że ich nie mam. „Wspaniale" pomyślałem. „W ręczniku przed nim jeszcze nie paradowałem". Owinąłem biały ręcznik mocno na biodrach i powoli otwarłem drzwi. Zobaczyłem Johanna w samych bokserkach, zakładającego piżamę. Miałem ochotę to zignorować jednak jedna rzecz mnie zaniepokoiła. Mianowicie opatrunki na obu nadgarstkach chłopaka. Stanąłem obok niego i chwyciłem go za dłoń. Zamarł, kiedy odwróciłem wewnętrzną cześć jego nadgarstka w swoim kierunku. Próbował się wyrwać ale mu na to nie pozwoliłem.
-Johann co to jest?- Zapytałem, chłopak unikał mojego wzroku. Wolną ręką chwyciłem go za podbródek nakazując mu spojrzenie na mnie.- Johann, co się dzieje?
-Nic się nie dzieje.- W jego oczach zaczynały wzbierać łzy. Nienawidziłem gdy te piękne oczy napełniał smutek. Tak jak teraz.- Proszę, puść.
-Nie, odpowiedz. Tniesz się?- Po chwili ciszy, lekko kiwnął głową. Miałem ochotę zamordować każdego przez kogo Johann to robił. Objąłem go delikatnie gładząc po włosach. Poczułem jego dłonie na plecach, a po chwili także łzy na ramieniu.- Dlaczego? Johann, dlaczego ty to robisz? Dlaczego nie mówiłeś, że coś się dzieje, pomógłbym ci. Ktoś cię skrzywdził? Ktoś..
-Daniel.- Uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Mógłbym patrzeć w tego oczy godzinami. Mógłbym to robić do końca swoich dni, i nadal pozostałyby najpiękniejszym widokiem jaki miałem szansę zobaczyć. – Nie znienawidź mnie proszę.
Zanim mogłem mu cokolwiek odpowiedzieć, stanął na palcach i delikatnie złączył nasze usta. Na początku nie wiedziałem co zrobić. Wmurowało mnie. Bałem się że chłopak może to źle zinterpretować więc oddałem pocałunek ze zdwojoną siłą. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, Johann uśmiechnął się przez łzy. Oparłem swoje czoło o jego i lekko kiwałem nami na boki. Chłopak zaplótł palce na moim karku.
-Więc mnie nie nienawidzisz?- Zapytał szeptem. Parsknąłem śmiechem.
-Między nienawiścią a miłością jest cienka linia. Nie mógłbym cię nienawidzić głuptasie. - Uśmiechnął się. Ucałowałem czubek jego nosa.- Johann?
-Tak?- Zapytał wplatając palce w moje włosy.
-Pozwolisz mi się ubrać?- Brunet cichutko zachichotał.
-Nie.- Uśmiechnął się łobuzersko.
-Nie?- Pokręcił głową.Nadal obejmując Johanna zacząłem przesuwać się w stronę łóżka, co zakończyłosię tym, że chłopak wylądował na łóżku, a ja na nim. Zaśmialiśmy się. Splotłemnasze palce i spojrzałem na Johanna.- Nie rób już tego. Błagam, nie przeżyłbymbez ciebie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro