Tande x D.Prevc
-Danny, bo tak myślałem..- Podniosłem wzrok znad książki i spojrzałem na stojącego przede mną Domena. Chłopak by ewidentnie zestresowany. Lekko drżące dłonie co chwila splatał i rozplatał. Chrząknął i otworzył usta by mówić dalej. – Bo jesteśmy zaręczeni, no nie.
-Wiem kochanie, sam Ci się oświadczyłem, do czego zmierzasz?- Zapytałem przez śmiech. Chłopak zaczerwienił się na moje słowa i ciężko oddychał. – Dobrze się czujesz Domi?
-Tak, nie, nie wiem. Daniel, proszę bądź cicho. – Zmarszczyłem czoło ale przytaknąłem. Przez chwilę chłopak stał w bezruchu i co chwilę otwierał i zamykał usta. – Bo ja ... ja bym chciał... W mojej głowie to było łatwiejsze...
-Spokojnie Domen, co byś chciał?- Zapytałem podchodząc bliżej i kładąc mu dłonie na karku. Ten rozluźnił się i swoje umiejscowił na moich biodrach.
-Chciałbym mieć z tobą dziecko. – Powiedział szybko, patrzą mi w usta. Spojrzałem na niego zdziwiony. Nie spodziewałem się z jego strony takiej deklaracji. Był przecież jeszcze tak młody. Miał dopiero 21 lat. Nigdy bym się nie spodziewał, ze w tak młodym wieku będzie chciał się ustatkować i założyć rodzinę. Myśl ta, jednak bardzo mnie ucieszyła. Tak bardzo chciałem mieć z nim prawdziwą rodzinę. Nachyliłem się i pocałowałem go czule. Kiedy oderwaliśmy się od siebie brunet spojrzał mi w oczy wyczekująco. –Więc?
-Chcę mieć wszystko jasne. Chcesz ze mną adoptować dziecko? Nasze własne, malutkie dziecko?- Domen energicznie pokiwał głową. – Też chcę mieć z tobą dziecko. Najlepiej całą gromadkę.
-Zacznijmy od jednego okej?- Zapytał ze śmiechem. Chwycił mnie za uda podnosząc do góry. Otoczyłem nogami jego biodra. – Kocham cię.
-Je ciebie też. – Zaśmiałem się, kiedy chłopak skierował się do sypialni. – Ale wiesz że sami go nie zrobimy?
-Aż tak kiepski z przyrody nie byłem!- Powiedział kopiąc drzwi, które po chwili z trzaskiem się zamknęły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro