Schlierenzauer x Morgenstern
Spojrzałem w lustro krzywiąc się.
Nabrałem wody w ręce i opłukałem twarz.
Wziąłem kilka głębokich wdechów i wytarłem się ręcznikiem.
Ręce niemiłosiernie mi drżały.
Patrzyłem w swoje odbicie nie mogąc odnaleźć siebie.
Oczy jakby straciły kolor, skóra zszarzała, kości policzkowe uwydatniły się jeszcze bardziej.
Spojrzałem niżej i jedyne co widziałem to kości owite cienką skórą.
Przetarłem policzki ścierając napływające łzy.
Założyłem bluzę i wyszedłem z łazienki.
Ostrożnie stawiałem kroki, by nie przerwać napełniającej cały dom ciszy.
Zatrzymałem się w salonie, usiadłem na parapecie i wyjrzałem przez okno.
Na zewnątrz spokojnie prószył śnieg, pogrążając świat w swojej bieli.
Oparłem skroń o zimną szybę obracając w dłoni złotą obrączkę.
Przejechałem kciukiem po naszych, wygrawerowanych inicjałach.
T&G.
Samotna łza przecięła mój policzek.
Zamknąłem oczy i zwinąłem się w kulkę.
Taka była już moja, nowa, szara rzeczywistość.
Nic nie miało sensu.
Nie bez ciebie.
Bo całym sensem mojego życia byłeś ty,Tommy.
Zniknął on razem z tobą, pogrzebany na miejscowym cmentarzu.
Jak i wszystkie moje marzenia i plany.
Teraz, pozostała jedynie cisza, pustka i nic nie warta złota obrączka..
Otwarłem oczy i za oknem ujrzałem przebijające się zza chmur słabe promienie słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro