Schlierenzauer x Hayboeck
-Dzień dobry Cecile. – Uśmiechnąłem się do lekko siwiejącej już kobiety. Podeszła bliżej i stając na palcach cmoknęła mnie w policzek.
-Kawy?- Pokiwałem głową zdejmując płaszcz.- Gdzie masz tą czapkę, którą dałam ci na święta?
-Musiała zostać w domu. – Powiedziałem siadając na wytartej, skórzanej kanapie. Na kolana wskoczyła mi Dolly, stara suczka golden retriver. Pogładziłem ją za uchem na co, wesoło zamerdała ogonem. Cecile postawiła na blacie dwa kubki z parującą kawą. – Dziękuję.
-To opowiadaj co słychać. – Powiedziała podkurczając nogi i biorąc w drobne dłonie różowy kubek. Patrząc na nią , stwierdziłem że nadal wygląda jak nastolatka, nawet z tymi pasmami szarości w prawie czarnych włosach. – No co tak na mnie patrzysz? Aż tak się postarzałam w miesiąc?
-Wyglądasz tak samo od 20 lat Cecile. – Zaśmiała się zakładając kosmyk za ucho.- Czas chyba o tobie zapomniał.
-Nie powiem żeby mi to przeszkadzało. – Zaśmiała się dźwięcznie.- No opowiadaj co u tego przystojnego blondyna, jak mu było? Michael?
-Tak, Michael. – Odpowiedziałem uśmiechając się na sam dźwięk jego imienia. Nie uszło to oczywiście uwadze kobiety.
-Widzę, że dobrze. Kiedy go wreszcie poznam?- Zapytała z entuzjazmem piętnastolatki. Zaśmiałem się. Cecile była dla mnie jak matka i starsza siostra w jednym. Tylko ona tak naprawdę się mną interesowała. Dzięki niej wyrosłem na ludzi.
-Kiedy byś chciała?- Zamyśliła się na chwilę i szybko odpowiedziała.
-W przyszły weekend?- Pokiwałem głową.- Świetnie. Czyli jest dobrze?
-Jest wspaniale, myślę że to ten jedyny. – Brunetka zapiszczała i omal nie rozlewając na nas kawy przytuliła mnie.- I ile ty masz lat?
-Dużo.- Powiedziała śmiejąc się. Oparła głowę o moje ramię i upiła łyk słodkiej, białej kawy. – Nawet nie wiesz jak się cieszę.
-Sądząc po twojej reakcji?- Zaśmiałem się, za c oberwałem w ramię.- To dzięki tobie.
-A co ja zrobiłam?- Zapytała zdziwiona.
-Wychowałaś mnie. – Pokiwała głową.- Dzięki tobie jestem jaki jestem. Nie idealny, ale nie można mieć wszystkiego.
-Jesteś najlepszy maluchu. – Powiedziała dźgając mnie w żebra. – Chcesz z nim założyć rodzinę?
-Chyba tak, jeśli on będzie chciał. – Parsknęła śmiechem.
-Oczywiście, że tak. A jak nie, to dostanie kopa.- Zasłoniłem oczy śmiejąc się. – No co, tak będzie. Ze mną się nie zadziera, uświadom go o tym.
-Dobrze, szalona kobieto.- Upiła duży łyk kawy i skrzywiła się. – Oparzyłaś się?
-Cicho. – Powiedziała wystawiając język.
-Podmuchać?- Trzepnęła mnie w potylice.
-Bo cię trzepnę mocniej, uważaj mój prawy sierpowy powalił nie jednego faceta.- Zaśmiałem się głośno , na co znów pokazała mi język. – Chcesz szarlotki?
-A nie masz sernika?- Posłała mi zirytowane spojrzenie.
-Nie przesadzaj Greg, bo za chwilę nic nie dostaniesz.- Wręczyła mi talerzyk z sernikiem. Zaśmiałem się. – Jedz spokojnie, matołku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro