Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Schlierenzauer x Hayboeck

-Dzień dobry Cecile. – Uśmiechnąłem się do lekko siwiejącej już kobiety. Podeszła bliżej i stając na palcach cmoknęła mnie w policzek.

-Kawy?- Pokiwałem głową zdejmując płaszcz.- Gdzie masz tą czapkę, którą dałam ci na święta?

-Musiała zostać w domu. – Powiedziałem siadając na wytartej, skórzanej kanapie. Na kolana wskoczyła mi Dolly, stara suczka golden retriver. Pogładziłem ją za uchem na co, wesoło zamerdała ogonem. Cecile postawiła na blacie dwa kubki z parującą kawą. – Dziękuję.

-To opowiadaj co słychać. – Powiedziała podkurczając nogi i biorąc w drobne dłonie różowy kubek. Patrząc na nią , stwierdziłem że nadal wygląda jak nastolatka, nawet z tymi pasmami szarości w prawie czarnych włosach. – No co tak na mnie patrzysz? Aż tak się postarzałam w miesiąc?

-Wyglądasz tak samo od 20 lat Cecile. – Zaśmiała się zakładając kosmyk za ucho.- Czas chyba o tobie zapomniał.

-Nie powiem żeby mi to przeszkadzało. – Zaśmiała się dźwięcznie.- No opowiadaj co u tego przystojnego blondyna, jak mu było? Michael?

-Tak, Michael. – Odpowiedziałem uśmiechając się na sam dźwięk jego imienia. Nie uszło to oczywiście uwadze kobiety.

-Widzę, że dobrze. Kiedy go wreszcie poznam?- Zapytała z entuzjazmem piętnastolatki. Zaśmiałem się. Cecile była dla mnie jak matka i starsza siostra w jednym. Tylko ona tak naprawdę się mną interesowała. Dzięki niej wyrosłem na ludzi.

-Kiedy byś chciała?- Zamyśliła się na chwilę i szybko odpowiedziała.

-W przyszły weekend?- Pokiwałem głową.- Świetnie. Czyli jest dobrze?

-Jest wspaniale, myślę że to ten jedyny. – Brunetka zapiszczała i omal nie rozlewając na nas kawy przytuliła mnie.- I ile ty masz lat?

-Dużo.- Powiedziała śmiejąc się. Oparła głowę o moje ramię i upiła łyk słodkiej, białej kawy. – Nawet nie wiesz jak się cieszę.

-Sądząc po twojej reakcji?- Zaśmiałem się, za c oberwałem w ramię.- To dzięki tobie.

-A co ja zrobiłam?- Zapytała zdziwiona.

-Wychowałaś mnie. – Pokiwała głową.- Dzięki tobie jestem jaki jestem. Nie idealny, ale nie można mieć wszystkiego.

-Jesteś najlepszy maluchu. – Powiedziała dźgając mnie w żebra. – Chcesz z nim założyć rodzinę?

-Chyba tak, jeśli on będzie chciał. – Parsknęła śmiechem.

-Oczywiście, że tak. A jak nie, to dostanie kopa.- Zasłoniłem oczy śmiejąc się. – No co, tak będzie. Ze mną się nie zadziera, uświadom go o tym.

-Dobrze, szalona kobieto.- Upiła duży łyk kawy i skrzywiła się. – Oparzyłaś się?

-Cicho. – Powiedziała wystawiając język.

-Podmuchać?- Trzepnęła mnie w potylice.

-Bo cię trzepnę mocniej, uważaj mój prawy sierpowy powalił nie jednego faceta.- Zaśmiałem się głośno , na co znów pokazała mi język. – Chcesz szarlotki?

-A nie masz sernika?- Posłała mi zirytowane spojrzenie.

-Nie przesadzaj Greg, bo za chwilę nic nie dostaniesz.- Wręczyła mi talerzyk z sernikiem. Zaśmiałem się. – Jedz spokojnie, matołku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro