Granerud x Johansson
Kenny!-Zawołałem idąc korytarzem do swojego pokoju. Chłopak wychodził właśnie z pokoju 209, w którym nocował Anders. Zatrzymał się i posłał mi uśmiech.
-Hej Rob, co tam?- Poklepał mnie przyjacielsko po plecach.
-A jakoś leci, nie wiesz czasem gdzie jest Halvor?- Ten tylko pokręcił głową. –Ehh.
-A co jest? Co nasze maleństwo zrobiło?- Zapytał ze śmiechem Kenneth. Wywróciłem oczami.
-To chyba ksywa Andersa. – Machnął dłonią zmuszając mnie do mówienia dalej. –A ty, co tu właściwie robisz?
-Odwiedzam przyjaciół.- Powiedział oczywistym tonem.
-Od kiedy śpisz z jednym z nich?- Gwałtownie wytrzeszczył oczy i pobladł. Zagryzłem policzek starając się nie wybuchnąć śmiechem. – Masz koszulkę tył na przód i malinkę na szyi. Pierwsze myślałem, że może masz jakąś dziewczynę którą przed nami ukrywasz. Czego w sumie bym się nie zdziwił, ale sam się podłożyłeś, kolego.
-Robert, proszę cię. Ani słowa.- Na jego twarzy malowało się przerażenie i determinacja. Wiedziałem, że jest mnie do tego zmusić.
-Tylko seks?- Pokręcił głową. –Jesteście parą?
-Tak, ale Anders jeszcze nie jest gotowy żeby to komukolwiek powiedzieć. – Przeczesał lekko odstające włosy i westchnął. –Nie jest gotowy od 8 miesięcy.
-I nikt o tym nie wie?!- Nie mogłem uwierzyć, jak udało im się utrzymać to w tajemnicy przez prawie rok.
-Stjernen i Hilde wiedzą, bo w sumie przez nich jesteśmy razem. –Przytaknąłem dając mu znać, że rozumiem.
-Nikomu nie powiem, ale macie moje wsparcie. Halvor'a też.- Kenny sugestywnie poruszył brwiami.
-A to, się kiedy wydarzyło? Człowieka na chwilę zabraknie, a tu takie ekscesy. –Zaśmiał się zakładając ramiona na piersi.- Nie boi się wąsów?
-Czemu miałby się ich bać?-Zapytałem nie rozumiejąc. Ten tylko się zaśmiał.
-To ile jesteście razem? Czy nie jesteście i tylko się kręcicie wokół siebie?- Oparł się o ścianę zakładając ramiona na piersi.
-Od 2 miesięcy jesteśmy razem.- Uśmiechnął się szczerze i pokiwał głową.
-To gratuluję. – Usłyszeliśmy głośny huk i serię przekleństw dochodzące z pokoju Andersa. Kenny zerwał się biegiem i wpadł do pokoju. Pobiegłem tuż za nim. Gdy zatrzymaliśmy się w progu, zobaczyliśmy leżącego na podłodze Andersa z obok jego walizkę. Kenneth ze śmiechem ukląkł przy kolanach blondyna.- Zabiłeś się o walizkę?
-Spadaj.- Wyburczał Anders w odpowiedzi. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
-Mówiłem, postaw ją w kącie, bo na nią wpadniesz. To nie. Bo co. – Wyciągnął ręce w jego kierunku, blondyn po chwili chwycił je i za pomocą Gangnes'a, stanął na nogach. Zsuwając dłoń na drobne plecy chłopaka cmoknął go w czoło. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie. – Spokojnie, domyślił się.
-Jak to się domyślił?- Zapytał Anders układając głowę na torsie Kennetha.
-Twój chłopak nie jest zbyt dyskretny. –Powiedziałem z uśmiechem.
-Brawo, KOCHANIE.- Powiedział jadowicie zadzierając głowę do góry.
-Oj tam, oj tam.- Zaśmiałem się patrząc na dwójkę.
-Jesteście uroczy.- Skwitowałem, na co blondyn mocno się zarumienił. –Anders, a ty nie wiesz gdzie jest Halvor?
-U Tande'go. –Odpowiedział Fannemel.
-Dziękuję.- Pomachałem i wyszedłem na korytarz by tuż po zamknięciu drzwi z czymś się zderzyć, a tak dokładniej z kimś.
-Robert!- Zawołał Halvor łapiąc mnie za ramiona. Z uśmiechem wyprostował się.- Szukałem cię.
-Ja ciebie też. – Jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.
-To, co ode mnie chciałeś?- Zapytał puszczając moje ramiona.
-Chciałem ci powiedzieć, że dzwoniła twoja mama.- Blondyn zmarszczył brwi. –Zaprosiła nas na obiad w środę.
-Po co?- Zapytał cicho.
-Bo cię kocha. –Posłałem mu uśmiech i objąłem jego szyję. –I mnie też. A ty kochasz mnie, dlatego tam pojedziemy.
-Nie chce się spotkać z dziadkiem. –Wyszeptał smutnie w mój bark. Objąłem go mocniej.
-Damy radę. Niech tylko coś powie. –Pogładziłem go po plecach, starając się rozluźnić jego spięte mięśnie. Ciszę przerwał głośny trzask, a zaraz po nim krzyk Andersa.
-Kenneth, będziesz to sprzątał!- Parsknąłem, wyobrażając sobie, że tym razem to on przepadł przez zapewne otwartą walizkę.
-Kenneth tu jest?- Halvor uniósł głowę patrząc mi w oczy. Przytaknąłem. Uśmiechnął się.
–Ale na razie zostawmy go, bo Fanni nas zamorduje. – Zdezorientowany uniósł brwi.
-Czekaj, Anders i Kenny?- Lekko kiwnąłem głową. –O kurde, ale jaja. Tego to się nie spodziewałem.
-Ja też.- Objąłem chłopaka jedną ręką i zacząłem ciągnąć go w stronę naszego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro