Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Granerud x Johansson

Kenny!-Zawołałem idąc korytarzem do swojego pokoju. Chłopak wychodził właśnie z pokoju 209, w którym nocował Anders. Zatrzymał się i posłał mi uśmiech.

-Hej Rob, co tam?- Poklepał mnie przyjacielsko po plecach.

-A jakoś leci, nie wiesz czasem gdzie jest Halvor?- Ten tylko pokręcił głową. –Ehh.

-A co jest? Co nasze maleństwo zrobiło?- Zapytał ze śmiechem Kenneth. Wywróciłem oczami.

-To chyba ksywa Andersa. – Machnął dłonią zmuszając mnie do mówienia dalej. –A ty, co tu właściwie robisz?

-Odwiedzam przyjaciół.- Powiedział oczywistym tonem.

-Od kiedy śpisz z jednym z nich?- Gwałtownie wytrzeszczył oczy i pobladł. Zagryzłem policzek starając się nie wybuchnąć śmiechem. – Masz koszulkę tył na przód i malinkę na szyi. Pierwsze myślałem, że może masz jakąś dziewczynę którą przed nami ukrywasz. Czego w sumie bym się nie zdziwił, ale sam się podłożyłeś, kolego.

-Robert, proszę cię. Ani słowa.- Na jego twarzy malowało się przerażenie i determinacja. Wiedziałem, że jest mnie do tego zmusić.

-Tylko seks?- Pokręcił głową. –Jesteście parą?

-Tak, ale Anders jeszcze nie jest gotowy żeby to komukolwiek powiedzieć. – Przeczesał lekko odstające włosy i westchnął. –Nie jest gotowy od 8 miesięcy.

-I nikt o tym nie wie?!- Nie mogłem uwierzyć, jak udało im się utrzymać to w tajemnicy przez prawie rok.

-Stjernen i Hilde wiedzą, bo w sumie przez nich jesteśmy razem. –Przytaknąłem dając mu znać, że rozumiem.

-Nikomu nie powiem, ale macie moje wsparcie. Halvor'a też.- Kenny sugestywnie poruszył brwiami.

-A to, się kiedy wydarzyło? Człowieka na chwilę zabraknie, a tu takie ekscesy. –Zaśmiał się zakładając ramiona na piersi.- Nie boi się wąsów?

-Czemu miałby się ich bać?-Zapytałem nie rozumiejąc. Ten tylko się zaśmiał.

-To ile jesteście razem? Czy nie jesteście i tylko się kręcicie wokół siebie?- Oparł się o ścianę zakładając ramiona na piersi.

-Od 2 miesięcy jesteśmy razem.- Uśmiechnął się szczerze i pokiwał głową.

-To gratuluję. – Usłyszeliśmy głośny huk i serię przekleństw dochodzące z pokoju Andersa. Kenny zerwał się biegiem i wpadł do pokoju. Pobiegłem tuż za nim. Gdy zatrzymaliśmy się w progu, zobaczyliśmy leżącego na podłodze Andersa z obok jego walizkę. Kenneth ze śmiechem ukląkł przy kolanach blondyna.- Zabiłeś się o walizkę?

-Spadaj.- Wyburczał Anders w odpowiedzi. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu.

-Mówiłem, postaw ją w kącie, bo na nią wpadniesz. To nie. Bo co. – Wyciągnął ręce w jego kierunku, blondyn po chwili chwycił je i za pomocą Gangnes'a, stanął na nogach. Zsuwając dłoń na drobne plecy chłopaka cmoknął go w czoło. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie. – Spokojnie, domyślił się.

-Jak to się domyślił?- Zapytał Anders układając głowę na torsie Kennetha.

-Twój chłopak nie jest zbyt dyskretny. –Powiedziałem z uśmiechem.

-Brawo, KOCHANIE.- Powiedział jadowicie zadzierając głowę do góry.

-Oj tam, oj tam.- Zaśmiałem się patrząc na dwójkę.

-Jesteście uroczy.- Skwitowałem, na co blondyn mocno się zarumienił. –Anders, a ty nie wiesz gdzie jest Halvor?

-U Tande'go. –Odpowiedział Fannemel.

-Dziękuję.- Pomachałem i wyszedłem na korytarz by tuż po zamknięciu drzwi z czymś się zderzyć, a tak dokładniej z kimś.

-Robert!- Zawołał Halvor łapiąc mnie za ramiona. Z uśmiechem wyprostował się.- Szukałem cię.

-Ja ciebie też. – Jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.

-To, co ode mnie chciałeś?- Zapytał puszczając moje ramiona.

-Chciałem ci powiedzieć, że dzwoniła twoja mama.- Blondyn zmarszczył brwi. –Zaprosiła nas na obiad w środę.

-Po co?- Zapytał cicho.

-Bo cię kocha. –Posłałem mu uśmiech i objąłem jego szyję. –I mnie też. A ty kochasz mnie, dlatego tam pojedziemy.

-Nie chce się spotkać z dziadkiem. –Wyszeptał smutnie w mój bark. Objąłem go mocniej.

-Damy radę. Niech tylko coś powie. –Pogładziłem go po plecach, starając się rozluźnić jego spięte mięśnie. Ciszę przerwał głośny trzask, a zaraz po nim krzyk Andersa.

-Kenneth, będziesz to sprzątał!- Parsknąłem, wyobrażając sobie, że tym razem to on przepadł przez zapewne otwartą walizkę.

-Kenneth tu jest?- Halvor uniósł głowę patrząc mi w oczy. Przytaknąłem. Uśmiechnął się.

–Ale na razie zostawmy go, bo Fanni nas zamorduje. – Zdezorientowany uniósł brwi.

-Czekaj, Anders i Kenny?- Lekko kiwnąłem głową. –O kurde, ale jaja. Tego to się nie spodziewałem.

-Ja też.- Objąłem chłopaka jedną ręką i zacząłem ciągnąć go w stronę naszego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro