Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fannemel x Gangnes

Patrzyłem w sufit. W założeniu miał być nazwany, białym. Ale pod wpływem czasu, poszarzał. Gdzieniegdzie można było dostrzec plamy, ślady po walce z komarami czy wychodzący na ściany grzyb. Przez moment moją głowę zaprzątnęła myśl o remoncie. Ale jak szybko się pojawiła, tak szybko znikła. Nie było potrzeby i tak długo nie pożyję. Po co marnować pieniądze na bazgranie sufitu. Przejechałem dłonią po głowie. Nadal nie potrafiłem przywyknąć do łysiny. Westchnąłem. Powoli podniosłem się do pionu. Świat zawirował. Wstałem i wszedłem do kuchni. Oparłem się plecami o blat. W domu panowała całkowita cisza. Od czasu choroby, przebywałem w nim głownie sam. Leczenie było dla nas zdecydowanie za drogie, przez co mój chłopak spędzał w pracy każde, możliwe nadgodziny. Wracał do domu na trzy może cztery godziny, zmęczony do granic możliwości. Chwyciłem za kupek z wodą i pudełko z lekami. Wyjąłem dawkę i przełknąłem. Była 02:12. Usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza. Potem kroki, a po chwili też głos ukochanego.

-Powinieneś odpoczywać.- Podszedł po czym objął mnie ramionami. Wtuliłem się, chłonąc jego zapach.- Co robiłeś cały dzień?

-Wstałem, wypiłem leki, obejrzałem coś w telewizji, spałem, potem znowu wziąłem leki i coś poczytałem.- Uniosłem głowę by móc spojrzeć mu w twarz.- Zmęczony?

-Mhm.- Leniwie uśmiechnął się i złączył nasze usta w pocałunku. Gdy się odsunął, spojrzał na mnie pełnym miłości spojrzeniem. Nie potrafiłem go zrozumieć, ani tego, jak mógł tak na mnie patrzeć. Kiedy byłem w takim stanie, kiedy wyglądałem jak śmierć, kiedy nad sobą nie panowałem i nawet w ciągu tych czterech godzin spędzonych razem potrafiłem uprzykrzyć mu życie. Chłopak podniósł mnie niosąc w stronę sypialni. Położył mnie na pościeli i rozebrał się. Ułożył się obok, przykrywając nas kołdrą. Objął mnie przyciągając do siebie.- Spróbuj zasnąć kochanie.

-Nie chce.- Wyszeptałem. Ten spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.- Bo jak się obudzę, ciebie już nie będzie.

-Jutro jestem cały twój.- Pocałował mój nos. – Mam wolne. Jutro, pojutrze i po pojutrze też. Chcę spędzić trochę czasu z moim, wspaniałym mężczyzną.

-Kocham cię Kenny- Pocałowałem go mocno. Chciałem mu w pocałunku pokazać ile dla mnie znaczy, zawsze to ten mógł być tym ostatnim.

-Kocham cię Anders. A teraz śpij. Nigdzie się nie wybieram. Będę przy tobie.- Ułożyłem się wygodnie w jego ramionach. Zasnąłem z myślą, że przy nim, nawet w Afganistanie czułbym się bezpieczny.

Kiedy rano się obudziłem, chłopak nadal uroczo drzemał. Wplątałem palce w jego ciemne włosy i cmoknąłem go w czoło. Położyłem się na plecach. Kenneth, wyczuwając, że się odsunąłem, ułożył głowę na mojej piersi i objął moje szczupłe ciało. Poczułem jego usta na szyi. Spojrzałem na sufit. Może jednak przydałby się ten remont?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro