Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fannemel x Gangnes

-Będziesz chory idioto.- Usłyszałem zza pleców zaspany głos Andersa. Odwróciłem się i zauważyłem blondyna, siedzącego na łóżku, szczelnie owiniętego kołdrą. Oparłem się plecami o barierkę.- Wejdź do środka. Dostaniesz zapalenia płuc.

-Złego diabli nie biorą.- Posłał mi kpiący uśmieszek, po czym wyciągnął w moją stronę dłonie. Uśmiechnąłem się lekko.

-Chodź tu do mnie. Zimno mi.- Kręcąc na boki głową wszedłem do pomieszczenia i zamknąłem drzwi balkonowe.- No powiedz czy ty jesteś mądry. Jest minus dziesięć, a ty paradujesz po balkonie w samych gaciach!

-Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi.- Wpełznąłem pod kołdrę chłonąc ciepło Andersa. Odwrócił twarz w moją stronę.- Musiałem pomyśleć.

-Co było tak ważne, żeby myśleć o tym nad ranem i to na mrozie?- Pogładziłem chłopaka po policzku, ten wtulił się w moją dłoń.

-My.- Na moment w jego oczach zagościło zdziwienie, aby po chwili przelać się w strach.

-Ale, co my?- Zapytał cicho.

-Nie chcę być już twoim chłopakiem.- Anders momentalnie podniósł się z łóżka i nie dopuszczając mnie do słowa, uciekł do łazienki.

-Kenneth, ty debilu.- Skarciłem się także wstając. Podszedłem do drzwi i zapukałem. Chłopak nie odpowiedział. Pewnie pociągnąłem za klamkę i moim oczom ukazał się siedzący na podłodze blondyn. Głowę chował w kolanach i cały się trząsł pod wpływem ataku płaczu. Przekląłem w myślach swoją głupotę. Uklęknąłem przed nim i najdelikatniej jak umiałem odsłoniłem mu twarz i nakierowałem tak, by na mnie spojrzał. Starłem łzy z jego policzków. Czułem się jak skończony cham.- Anders, kochanie ale to nie tak. Nie tak to miało zabrzmieć. Nie pozwoliłeś mi dojść do słowa.

-Żebyś co? Wymienił mi wszystkie powody przez które mnie rzucasz?- Zapytał przez łzy.

-Nie rzucam cię. Anders proszę, nie przerywaj mi.- Powiedziałem gdy, otwierał usta by coś powiedzieć.- Nie chcę się rozstawać. Jak mogło ci to przejść przez myśl.. Dobra, w sumie to wiem. Jestem idiotą i źle dobrałem słowa. W mojej głowie to było dużo łatwiejsze.

-Co było łatwiejsze?- Zapytał, nic już nie rozumiejący Anders.- Jeśli nie chcesz ze mną zerwać , to czemu powiedziałeś ,że nie chcesz być moim chłopakiem?

-Dlaczego na tych wszystkich filmach to jest takie proste. Trzeba było zrobić kolacje, klęknąć a nie..- Uderzyłem się w czoło i oparłem na kolanach blondyna.

-Klęknąć?- Kiedy usłyszałem zdziwiony głos Andersa uniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy.- Czy ty... chciałeś...

-Tak, usiłowałem ci się oświadczyć. Ale jestem kretynem i ..- Urwałem kiedy usta Andersa zderzyły się z moimi inicjując namiętny pocałunek. Objąłem go sadzając sobie na kolanach.

-Zapytaj.- Powiedział rozentuzjazmowany. Uśmiechnąłem się i pogładziłem go po policzku.

-Czy ty, Andersie Fannemelu, uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie i zgodzisz się zostać moim mężem?- Powiedziałem na jednym wdechu, bojąc się że znów coś sknocę.

-Tak, tak, tak!- Krzyknął Anders mocno do mnie przylegając, za sprawą czego wylądowaliśmy na zimnych, łazienkowych płytkach.- Wiesz co?

-Tak?- Zapytałem, odgarniając mu z twarzy niesforne kosmyki.

-Chcę zobaczyć reakcję chłopaków, jak dowiedzą się że prawie ze mną zerwałeś, a potem się oświadczyłeś.- Powiedział ze śmiechem.

-Błagam, nie mówmy im. Nie dadzą mi żyć.- Westchnąłem, na co blondyn tylko się zaśmiał.- Musimy jechać, wybrać ci pierścionek.

-Właśnie miałem się pytać, kiedy go dostanę.- Zaśmiał się, uroczo mnie całując.

-A sobie materialistę wybrałem. – Oberwałem kuksańca pod żebra, ale nie przeszkodziło mi to w odnalezieniu jego słodkich ust.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro