D.Prevc x A.Semenic
-Przestań, zaraz sobie łeb rozwalisz.-Patrzyłem na młodszego Słoweńca walcząc ze śmiechem. Siedział przy stoliku i uderzał głową o blat co dokładnie trzy sekundy. Nie żebym liczył. –Domen. Nie będę z tobą po lekarzach jeździł.
-Gadasz jak moja matka.-Powiedział naburmuszony między uderzeniami.
-To może dlatego powinieneś mnie posłuchać.-Chłopak jednak całkowicie mnie zignorował. Westchnąłem i ułożyłem dłoń w miejsce gdzie po chwili uderzyło czoło bruneta. Nic to jednak nie zmieniło, i teraz zamiast w blat, uderzał w moją rękę. –Domen, przestań. Powinieneś się cieszyć.
-Z czego niby?- Odburczał w końcu na mnie patrząc. –To jest najbardziej niewdzięczne miejsce.
-Ale czy przypomnieć ci, że sezon się dopiero zaczął. Popatrz na mnie. Ja powinienem bić głową w blat a nie ty.-Brunet opadł na blat i przyciągnął do siebie moją dłoń.
-Idziemy do pokoju?- Zapytał zmęczonym głosem. Kiedy był zmęczony zachowywał się jak małe dziecko. Małe urocze dziecko dla jasności. Przytaknąłem i wstałem ciągnąc go za sobą.
-Chodź, maleństwo. Już po 22, dzieci w twoim wieku już dawno śpią. Już grubo po dobranocce.- W odpowiedzi dostałem łokciem w żebra. Przyciągnąłem go i mocno do siebie przytulając ruszyłem w stronę naszego pokoju.
-Wal się Semenic.- Wyburczał ewidentnie zirytowany.
-Z tobą, chętnie.- Wepchnąłem go do pokoju z szerokim uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro