Aigner x Schlierenzauer
Skuliłem się do granic możliwości na hotelowym łóżku. Przykryłem głowę kołdrą. Znów błysnęło, a grzmot jakby z każdym razem był coraz silniejszy. Aż podskoczyłem. Wzmógł się wiatr, a deszcz z gradem tłukł się o drzwi balkonowe. Odkryłem się i usiadłem. Było to złym pomysłem, bo gdy błyskawica przecięła nocne niebo, prawie spadłem z łóżka. Spojrzałem na spokojnie śpiącego Gregora. Nie mogłem zrozumieć tego, że on potrafił tak spokojnie sobie spać, kiedy na zewnątrz panowała nawałnica.
-Gregor.- Odpowiedziała mi cisza. Deszcz coraz głośniej dudnił.- Gregor, Gregor śpisz?
-Spałem.- Odpowiedział zaspanym, lekko zirytowanym głosem.- Co jest Clemens?
-Bo..- Podskoczyłem kiedy pokój rozświetliła kolejna z błyskawic.
-Boisz się burzy?- Zapytał i podniósł głowę, dzięki czemu wyraźniej go słyszałem.
-Mhm.
-Nie zaśniesz?
-Nie.- Podkurczyłem kolana pod brodę i patrzyłem na bruneta.
-Idziesz czy nie?- Zapytał, i dopiero gdy na moment w pokoju zrobiło się jasno zobaczyłem, że unosi kołdrę w górę i czeka. Szybko przedostałem się do jego łóżka i odwróciłem twarzą do niego. Ten przykrył nas kołdra i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Cały zesztywniałem. – Jak ci będzie lepiej, możesz się przytulić. Ale spróbuj zasnąć. Jutro mamy kwalifikacje.
-Dobranoc.- Niezdarnie poprawiłem się, starając się w jak najmniejszym stopniu stykać z ciałem Schlierenzauera. Jednak gdy piorun uderzył w pobliski plac wtuliłem się w niego z całych sił, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Ten lekko się zaśmiał i delikatnie ucałował mnie w głowę. Przerzucił ramię przez moje biodro i wyszeptał.
-Dobranoc mały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro