||S. Kraft|| Let me go
Stefan siedział na skraju swojego łóżka i ze zwieszoną głową kontemplował nad konkursem, który odbył się tego dnia. Konkursem tak bardzo dla niego nieudanym. Ledwo co udało mu się dostać do drugiej serii, pierwszą dziesiątkę mógł co najwyżej podziwiać z dołu, a o podium nawet nie miał co myśleć. Który to już raz w tym sezonie kolejny dzień jest dla niego rozczarowaniem? A on sam jest rozczarowaniem dla trenera i kibiców? Nie był w stanie policzyć. Znudzony podziwianiem ciemnych paneli, którymi wyłożony był jego hotelowy pokój, przeniósł wzrok na widok za oknem. Gruba warstwa śniegu pokrywała większość budynków, drzew i innych elementów otoczenia. Jedynie asfaltowa droga wyróżniała się na tle białego krajobrazu, chociaż Stefan nie miał wątpliwości co do tego, że przy tak intensywnych opadach śniegu, niedługo ulegnie to zmianie. W tym roku grudzień był wyjątkowo mroźny. Niskie temperatury i to wszechobecne białe skurwysyństwo, kłujące w oczy przy nawet znikomej obecności słońca, doprowadzały go do szaleństwa. Nienawidził zimy. Mimowolnie zaśmiał się pod nosem, gdy uświadomił sobie absurd tej sytuacji. Skoczek narciarski nienawidzący tej pory roku, dzięki której jego ukochany sport miał sens. I chociaż ta nienawiść pojawiła się tak naprawdę znikąd i wcale nie tak dawno, była całkowicie szczera i bardzo silna. Głęboko westchnął i położył się na łóżku, rozglądając się po pokoju. Zatrzymał wzrok na łóżku stojącym obok. W przeciwieństwie do tego, które on zajmował, było starannie pościelone.
Cholerny perfekcjonista.
Przeniósł wzrok na sufit i zamknął oczy, mając nadzieję, że tym razem szybko uda mu się zasnąć, a kolejny dzień będzie chociaż minimalnie lepszy od dzisiejszego. Po kilkunastu minutach był jednak zmuszony ponownie je otworzyć, gdy z drugiego końca pokoju dobiegł go dobrze znany mu głos.
- Co ty, śpisz? Zwariowałeś? Wszyscy poszli na imprezę.
W odpowiedzi Stefan głęboko westchnął i odwrócił się w stronę okna.
- I co, obraziłeś się i nie będziesz z nikim rozmawiał?
- Odwal się, Michi...
Miał nadzieję, że jego przyjaciel odpuści i zostawi go samego, ale zamiast tego, poczuł uderzenie papierkiem w tył głowy. Gdy nie zareagował, Michael rzucił w niego jeszcze raz. Po chwili znów.
- Przestań! - Kraft podniósł się gwałtownie i spojrzał ze złością na Hayböcka. Blondyn stał przy drzwiach i niewzruszony po prostu patrzył na Stefana. Jego obojętne, poważne spojrzenie sprawiło, że ten szybko się uspokoił. Złość zniknęła i została natychmiastowo zastąpiona przez smutek, wręcz rozpacz, która uderzyła go z siłą, wywołującą ból gdzieś w okolicy serca.
- Wiem, że chcesz porozmawiać. - stwierdził spokojnie Michael.
- Oczywiście, że wiesz. - odparł chłodno brunet, rozglądając się za papierkami, które jeszcze przed chwilą uderzyły go w głowę. Nie mogąc ich znaleźć, westchnął i spojrzał z rezygnacją na drugiego mężczyznę - Inaczej by cię tu nie było.
Blondyn zaśmiał się pod nosem i podszedł do Stefana, siadając na łóżku obok niego.
- No to co się dzieje? - spytał łagodnie.
- A nie widać? Jestem całkowicie bez formy. Z każdym konkursem skaczę coraz gorzej, zaraz mnie wyrzucą z kadry, a ja nic nie jestem w stanie z tym zrobić.
- Nie zrobią tego. Każdy wie ile dla ciebie znaczy turniej czterech skoczni.
- Mam gdzieś ten turniej. Zależy mi tylko na... - Stefan przerwał i powoli wypuścił powietrze z płuc, przecierając oczy - Na Innsbrucku.
Zadrżał, czując dłoń Michaela na swoim ramieniu. Ten po chwili ją podniósł i uspokajająco przeczesał jego włosy.
- Nie musisz tego robić. - stwierdził cicho Hayböck.
- Muszę. Chcę, potrzebuję, cokolwiek. Po prostu to zrobię i już. Boję się tylko, że znowu to spierdolę, tak jak każdy skok w tym sezonie.
- Wstań z łóżka. Ubierz się. I idź do chłopaków. Przestań się od nich w końcu odcinać. To pomoże. I tobie i im.
- Skoro tak, to czemu sam do nich nie pójdziesz, tylko ciągle męczysz mnie? - spytał pretensjonalnie Kraft.
- Bo oni i tak nie chcą ze mną rozmawiać. Nie potrzebują mnie.
Brunet z milczeniu spojrzał przed siebie i zatrzymał wzrok na oknie. Odpłynął myślami do wydarzenia, które prawdopodobnie na zawsze podzieliło go z resztą kadry. Nie mógł sobie poradzić z tym, co się stało, a ponieważ nikt nie potrafił mu pomóc, zaczęli się od niego oddalać. Nie chcieli tego, walczyli z rozpadającą się przyjaźnią, ale Stefan nie dał im wyboru. Ostatecznie został sam. Jedynie Michael wciąż przy nim trwał. Od samego początku był obok w każdej chwili, w której go potrzebował. I chociaż nie raz niesamowicie go irytował, Kraft był świadomy swojego uzależnienia od obecności blondyna. Nie chciał się z tego leczyć, ani tego zmieniać. A jeszcze bardziej nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że nadejdzie dzień, w którym i jego straci.
- Co u Claudii? - spytał po kilku chwilach milczenia.
- Już lepiej. Wciąż ma drobne problemy ze snem. I z wieloma innymi rzeczami. Ale powoli zaczyna sobie radzić.
Zazdroszczę. - pomyślał Stefan, uśmiechając się smutno.
- A co u ciebie?
- A jak myślisz? - odparł z rozbawieniem Michael - Bez zmian. Kiedy w końcu do mnie przyjdziesz? Proszę cię już od roku.
- Niedługo... - stwierdził cicho brunet, zaciskając dłonie na prześcieradle i spuszczając wzrok. - Obiecuję. Daj mi jeszcze trochę czasu.
- Jasne, byle nie za długo. - Hayböck wstał i oparł się o parapet, ze spokojem na twarzy wpatrując się w widok za oknem. Po chwili przeniósł wzrok z powrotem na Stefana - Idziesz do nich, czy nie?
- Idę.
Stefan niechętnie podniósł się z łóżka i zaczął się przebierać. Po kilkunastu minutach był już gotowy do wyjścia. Zanim jednak otworzył drzwi od pokoju, spojrzał jeszcze raz na Michaela, który wciąż go obserwował.
- Idziesz ze mną? - spytał brunet.
- Wiesz, że nie lubię imprez. Poradzisz sobie.
Kraft przewrócił oczami i wyszedł na hotelowy korytarz, a następnie skierował się do wyjścia, by dołączyć do kolegów z kadry. Tak naprawdę sam nie wiedział po co w ogóle tam idzie. Nie miał na to ochoty. Postanowił jednak posłuchać Michaela, mając nadzieję, że jego porada po raz kolejny mu pomoże. Tak jak za każdym poprzednim razem.
***
Zgodnie z jego oczekiwaniami, Turniej Czterech Skoczni nie zaczął się dla niego najlepiej. Dwa pierwsze konkursy skończył dopiero w drugiej dziesiątce. W jego głowie niejednokrotnie pojawiła się myśl, by zrezygnować z dalszej walki. Odpuścić ten sezon, poddać się. Bo po co się męczyć, gdy i tak nie wychodzi? Po co robić coś na siłę, skoro to i tak nie przynosi efektu? A jednak Hayböck skutecznie odwodził go od tego pomysłu, nieustannie motywując go do dalszej pracy.
W końcu nadszedł dzień, na który Stefan czekał od roku. Zawody w Innsbrucku. W miejscu, którego tak bardzo nienawidził, a jednocześnie tak bardzo nie mógł się doczekać, by znów się tam pojawić. Przez cały dzień nie rozmawiał z blondynem. Odciął się od niego, by skupić się tylko na skokach, które miał przed sobą. Być może najważniejszych w jego życiu.
Druga seria. On, jako ostatni zawodnik na belce startowej. Chociaż atmosfera tego dnia była wyjątkowo przygnębiająca, nie pozwolił, by miała na niego jakikolwiek wpływ. Odbił się od belki, wybił z progu i uzyskał najdalszą odległość spośród wszystkich zawodników. Wygrał z dużą przewagą. Owacje kibiców, choć bez wątpienia szczere, tym razem go nie cieszyły. Próbował je zignorować, gdyż ich wyjątkowe znaczenie było dla niego zbyt mocnym ciosem. Ledwo powstrzymywał łzy, stając na podium i zbierając wylewne gratulacje od pozostałych zawodników. Uwolnił kilka z nich, wsłuchując się w hymn swojego kraju. Dopiero gdy spośród członków swojej kadry dostrzegł wpatrującego się w niego z dumą Michaela, zdobył się na lekki, wymuszony uśmiech. Dzień, który przyniósł mu pierwsze w tym sezonie zwycięstwo, był jednocześnie jednym z najbardziej bolesnych.
***
Po zakończonym turnieju wszyscy koledzy z jego kadry rozjechali się do domów, jednak on miał inny plan. Wrócił do Innsbrucka. Nie chciał tego. Wiedział, co ona dla niego oznacza i gdyby mógł, przeciągał by tę wizytę w nieskończoność. Ale był również świadomy, że najwyższy czas dotrzymać danego słowa.
Gdy dojechał, zgasił silnik samochodu i jeszcze przez kilka minut zastanawiał się nad swoją decyzją. W końcu jednak poszedł w miejsce, które przepełniało go niewyobrażalnym cierpieniem i smutkiem. Nienawidził go. Tak jak wielu innych rzeczy i miejsc, które zaczął nienawidzić w przeciągu ostatniego roku. Po krótkim spacerze zatrzymał się i wziął głęboki oddech, by po chwili poczuć obok siebie obecność drugiego człowieka. Osoby, która była mu niezwykle bliska, a którą właśnie miał zobaczyć po raz ostatni.
- W końcu. Myślałem, że już się nie doczekam. - stwierdził radośnie Michael, stając obok bruneta.
- Przestań. - wyszeptał Stefan, nie powstrzymując już łez, które od dłuższego czasu zbierały się w jego oczach. Zwiesił głowę i ignorując drżenie swojego ciała, zaczął płakać - Michi, ja sobie bez ciebie nie poradzę...
- Nie przyszedłbyś dzisiaj, gdyby tak było. Wiesz o tym.
- Nie chcę tego.
- Wiem. Ale nie mogę już nic więcej dla ciebie zrobić. Powinienem już odejść. Proszę, pozwól mi na to.
Kraft wziął kilka głębokich, drżących oddechów, po czym przetarł oczy i niepewnie kiwnął głową. Michael uśmiechnął się łagodnie.
- Nie martw się. - stwierdził cicho - Będę obok. Zawsze.
Brunet nie odpowiedział, a gdy chciał to zrobić, był już sam. Obecność jego przyjaciela przestała być dla niego wyczuwalna. Poczuł jak opanowuje go strach. Przerażała go myśl, że to się już nigdy nie zmieni. Chociaż miał ogromną ochotę paść na kolana i płakać, choćby do końca swojego życia, powstrzymał to pragnienie. Przez kilka minut po prostu stał ze zwieszoną głową, próbując się uspokoić, aż nagle poczuł jak ogarnia go uczucie, którego nie zaznał już od bardzo długiego czasu. Spokój. Dziwne przekonanie, że wszystko jest dobrze. I że wszystko będzie dobrze. Podniósł wzrok i lekko się uśmiechnął, tym razem szczerze.
- Dziękuję ci za wszystko... - wyszeptał, po czym odszedł w stronę swojego samochodu, zostawiając za sobą cały ten ból i cierpienie, które towarzyszyły mu przez ostatni rok. a także marmurowy nagrobek, na którym wisiała niewielka tabliczka.
Michael Hayböck
5 marca 1991 roku - 04 stycznia 2017 roku.
---------------------------------------------
Powinnam już spać, a piszę kolejne smęty. Ehh 😂
Inspirowane paroma pracami, na które się ostatnio natknęłam i dość dziwnym snem.
Miłego czytania 💖
~ Kurolilly
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro