Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

||K. Wolny & R. Freitag|| You are the best

Jestem na siebie zły, bo te skoki nie były takie, jak powinny być. I w sumie jestem podwójnie zły, bo jakby nie patrzeć, spieprzyłem kolegom konkurs...

Słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Spieprzyłem kolegom konkurs? Gdybym tylko mógł ukazać wszystkie swoje emocje w tym wywiadzie, to najpierw bym powiedział jak bardzo wkurwiony jestem na siebie, jak jest mi w chuj przykro za to, że to PRZEZE MNIE przegraliśmy, połamałbym narty, a na końcu się rozpłakał z bezsilności i wrócił do domu.

Nie tak to wszystko miało wyglądać. Miałem być tym pewnym elementem w drużynie. Tym, który zastąpi będącego w gorszej formie Maćka. To była moja szansa, żeby udowodnić trenerowi swoją wartość, żeby na mnie stawiał, żeby był ze mnie zadowolony, żebym na Mistrzostwach Świata był jednym z pierwszych wyborów, a nie ostateczną alternatywą w razie, gdyby któryś nie podołał.

Teraz sam już nie wiedziałem jak to wszystko się skończy. 

Wiele godzin rozmyślałem o tym, leżąc na łóżku w hotelowym pokoju. Nie zwracałem uwagi na tych, którzy próbowali do mnie dotrzeć. Ani na Piotrka chcącego poprawić mi humor, ani na Kamila, który wygłosił swój szlachetny monolog i jak na lidera przystało, powtarzał, że odpowiedzialność za porażkę ponoszą wszyscy, a nie tylko ja. Że jesteśmy drużyną, przegrywamy razem, bla bla bla...

Pierdolenie. 

Każdy widział, że zjebałem. Każdy, bez wyjątku.

Dobre skoki Dawida, Piotrka i Kamila był rozpaczliwą próbą naprawy moich błędów. Zawiodłem ich, siebie, trenera, kibiców. Wszystkich. 

Odparłem wszelkie próby wyciągnięcia mnie na miasto, czy inne propozycje wspólnego spędzenia czasu w celu poprawienia mi humoru. Ruszyłem dupę z pokoju dopiero, gdy pojawił się w nim mój współlokator, Paweł Wąsek. Nie wiem, gdzie był przez cały ten czas, ale pewnie chodził w kółko, nie chcąc mi przeszkadzać. Nie chciałem, żeby za chwilę znów poczuł się niechcianym gościem we własnym pokoju, dlatego to ja wyszedłem, kilkakrotnie zapewniając go, że to nic osobistego. Po prostu potrzebowałem być sam.

Może gdyby Stefan był z nami i dzielił ze mną pokój, pokusiłbym się o pozostanie w nim i powiedzenie starszemu koledze o wszystkim, co mnie boli. Może nawet bym się przy nim rozryczał pod wpływem emocji. Może to by pomogło i przyniosło mi ulgę. Ale przed Pawłem nie chciałem się tak otwierać. 

Dlatego szedłem przed siebie wolnym krokiem, z nisko spuszczoną głową, traktując pizgający wiatr i mróz boleśnie muskający moją odsłoniętą twarz, jako karę za moje popisy na skoczni. Nie patrzyłem dokąd idę. Podniosłem wzrok dopiero, kiedy usłyszałem przed sobą ludzi. Dużo ludzi. Zrozumiałem, że dotarłem do jakiegoś malutkiego rynku, czy placu, na którego końcu było kilka budek i straganów. Chyba były tam jakieś fajne rzeczy i może nawet w normalnych okolicznościach coś bym sobie kupił, ale nie dziś. Dziś nie zasłużyłem. 

Ignorując rozmowy i radosne śmiechy osób, których języka nawet nie rozumiałem, usiadłem na jednej z ławek poustawianych dookoła i znów wbiłem wzrok w kostkę brukową pod swoimi stopami. I tak już zostałem na najbliższy czas. Może na godzinę, może dłużej, nie wiem. Jeszcze raz przemyślałem to wszystko, co się stało. A nawet nie raz. Ani nie dwa. Ani nie dziesięć. Pewnie znacznie więcej razy. 

I może ta ilość zwiększyłaby się jeszcze bardziej, gdyby ktoś się do mnie nie dosiadł. Zauważyłem postać kątem oka, jednak skomentowałem to tylko głębokim westchnięciem. Miałem nadzieję, że to ktoś przypadkowy. Nie żaden kibic, czy dziennikarz. Wyjątkowo nie miałem ochoty na takie rozmowy. 

- Ciężki dzień, co? 

Słysząc zadane po angielsku pytanie, zmarszczyłem brwi. Znałem ten głos. I ten mocny, niemiecki akcent też. Wyprostowałem się, unosząc wzrok na człowieka siedzącego obok mnie i zamarłem widząc, że to Richard Freitag. 

Jak mnie rozpoznał? Czemu się dosiadł? Czego chciał? Co on mógł wiedzieć o ciężkim dniu, skoro wraz ze swoimi kolegami zajął miejsce na podium? 

Chciałem mu zadać każde z tych pytań, ale ostatecznie po prostu odwróciłem od niego wzrok, kiwając twierdząco głową. 

- Nie przejmuj się. - stwierdził z chyba najbardziej pocieszającym wyrazem twarzy, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć - Najlepszym się zdarza. 

- Nie jestem najlepszy. - mruknąłem. 

Wciąż nie wiedziałem, czego chciał. Litował się, czy naśmiewał? Nie umiałem stwierdzić. 

- A kto jest, według ciebie? Może ja? - spytał. 

Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, nie rozumiejąc sensu pytania. 

- Jesteś jednym z najlepszych, na pewno. - powiedziałem niepewnie, po chwili zastanowienia. 

Richard uśmiechnął się szerzej, tak jakby właśnie usłyszał wyjątkowy komplement. 

- A jednak też dzisiaj zawaliłem. 

- Nie żartuj. - prychnąłem z oburzeniem - Obydwa twoje skoki były lepsze od moich.  

- I znacznie słabsze od skoków innych zawodników. 

- Zajęliście drugie miejsce. 

- Bo moi koledzy naprawili to, co ja zepsułem.

- Nie, bo nie spieprzyłeś tego tak bardzo jak ja. - stwierdziłem, podnosząc głos. Coraz bardziej irytowały mnie jego słowa - Czego ode mnie chcesz? Pośmiać się? Proszę bardzo, powiedz wprost, że cieszysz się z tego, że ten czwarty do Polskiej drużyny jest na doczepkę, żeby tylko miał kto skakać. Że ja jestem słaby i dzięki temu macie z nami szansę. 

Richard spojrzał na mnie w taki sposób, że byłem pewien, że zaraz wstanie i sobie pójdzie. I znów zostanę sam. I nawet nie obraziłbym się za taką reakcję. A jednak on w końcu uśmiechnął się lekko i spojrzał przed siebie.

- Prevc. Schlierenzauer. Freund. Wellinger. Tande... - zaczął wymieniać nazwiska tych, którzy odnieśli największe sukcesy w tym sporcie -  Każdy z nich był kiedyś na szczycie. Każdy był najlepszy. Mi też niewiele brakło. 

- Do czego zmierzasz? - spytałem podejrzliwie. 

- Pomyśl, kto za czasów ich świetności, nie ważne czy sezon temu, czy pięć, słyszał o jakimś Ryoyu? Albo Zajcu? Kto przypuszczał, że kiedyś to oni będą najlepsi? Albo, że Kuba Wolny stanie się podstawowym, czwartym zawodnikiem w konkursach drużynowych, przy gorszej formie Kota i Huli? Zrozum, że ci, według ciebie najlepsi, w końcu muszą opaść z formy. Musi nastąpić jakaś rotacja w czołówce. Teraz taka następuje. I nie twierdzę, że ci, których wymieniłem, nigdy nie wrócą na szczyt. Może wrócą. Ale teraz z niego spadli, robiąc miejsce dla nowych, młodych. Weźmiesz się w garść i to wykorzystasz, czy będziesz dalej siedział na tej ławce, zmarznięty i załamany, myśląc o tym jednym, gorszym konkursie? 

Spojrzałem na stojące nieopodal nas stragany i zmarszczyłem brwi, myśląc nad jego słowami. Z jakiegoś powodu uderzyły mnie mocniej, niż mogłoby się wydawać. Może dlatego, że miał rację. Miałem ogromną szansę, być może jedyną, żeby się pokazać. Żeby zabłysnąć w jakiś sposób. Dobrą dyspozycję pokazywałem od początku sezonu i jeden gorszy konkurs wcale mnie nie skreślał. 

Widząc rosnącą determinację na mojej twarzy, Richard uśmiechnął się z dumą i wstał podpierając się dłonią o moje kolano. 

- Zuch chłopak. - stwierdził - Wierz w siebie, a w końcu i o sobie będziesz mógł powiedzieć, że jesteś najlepszy. Chociaż dla niektórych już jesteś. - dodał znacznie ciszej, odchodząc w swoją stronę. 

Nie zrozumiałem o co mu chodziło w ostatnim zdaniu, ale też się nad tym nie zastanawiałem. Skoncentrowany byłem na wyrzucaniu ze swojej świadomości tego małego skurwysynka, który kazał mi myśleć negatywnie. Udało się. Odzyskałem humor, odzyskałem wiarę w siebie i chęć do dalszej walki. 

W Willingen konkurs drużynowy wygraliśmy z ogromną przewagą. W zasadzie już po pierwszej serii było wiadome, że nikt nas nie pokona. W klasyfikacji indywidualnej byłem pierwszy. Ja, ten chłopak, który jeszcze tydzień temu był czwartym na doczepkę i...

Nie.

Ten, który będzie mistrzem. Może jeszcze nie teraz, ale w przyszłości na pewno. Nie poddam się i będę walczył, by wykorzystać swoją szansę, tak jak mówił Richard. Zastanawiało mnie tylko dlaczego to właśnie mi postanowił udzielić takiej rady. Dlaczego to mną się przejął. Dlaczego od tamtej pory spotykam go częściej niż kiedykolwiek wcześniej. I dlaczego zawsze, gdy nasze spojrzenia się spotykają, patrzy na mnie tak przenikliwie i uśmiecha się w sposób, jakiego nie jestem w stanie opisać. 

----------------------------------------------------
KKW! Brzmi jak sztuki walki? Nope! To skrót od "kocham Kubę Wolnego" 😂

Nie tak kocham że kocham, nie mam na jego punkcie jakiejś dupo fazy, ani nic, po prostu mocno mocno kibicuję temu chłopakowi, lubię jego sposób wypowiadania się, lubię jego podejście do skoków, wygląd, bo jest niczego sobie, nawet to zadrapanie na czole, które zrobił mu Stefan, bo wygląda z tym uroczo 😁😍

Życzę mu jak najlepiej, wierzę w niego, wiem że nas nie zawiedzie w Seefeld i... Nie wiem dlaczego postanowiłam go zestawić z Freitagiem.

Chyba dlatego, że Richi wydaje się być taki mega miły i pomocny. W każdym razie... Czy w tym shocie jest ukryte jakieś love story to sobie stwierdźcie sami, ja nie wiem 😂

Ale wiem, że poza tym shotem, mam jeszcze z 5 innych w wersjach roboczych, także... no troszkę się tutaj ożywi. 😅

Miłego! 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro