||C. Prevc|| I Dream about You [cz. 3]
Po śniadaniu i Twoim porannym treningu, spotkaliśmy się ponownie. Widziałam, że wciąż jesteś lekko przybity, chociaż było z Tobą o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Postanowiłam, że wraz z moją przyjaciółką, pójdziemy w trójkę do miasta, żeby trochę się powygłupiać przed konkursem drużynowym. Tak też zrobiliśmy. Na początku było między Wami trochę niezręcznie, ale bardzo szybko złapaliście ze sobą kontakt i już po niecałej godzinie wspólnie się śmialiśmy, żartowaliśmy i zachowywaliśmy jak dzieciaki. W planie mieliśmy raczej nie zwracanie na siebie uwagi, ale wyszło jak zawsze, kiedy jestem w jej towarzystwie. A kiedy jeszcze Ty zacząłeś się wygłupiać razem z nami, staliśmy się główną atrakcją w Wiśle. Na szczęście nie zaczepiały Cię żadne fanki i kibice. Oczywiście nic do nich nie mam, a wręcz przeciwnie, wiem jak istotne jest dla Ciebie ich wsparcie, po prostu chciałam, żebyś tego dnia odpoczął od tematu skoków. Żebyś zapomniał że jesteś tu na zawodach i trochę uspokoił swój umysł. I udało mi się to, dając mi ogromną satysfakcję. Przez kilka godzin po prostu kręciliśmy się po mieście i okolicach, zwiedzając różne miejsca, które uznaliśmy za warte zobaczenia, po czym zjedliśmy jakiś obiad i poszliśmy na teren skoczni, żeby zobaczyć drużynówkę.
Oczywiście pozakładaliśmy się która drużyna będzie na którym miejscu. Ty twardo wierzyłeś w swoich, jednak my uparcie twierdziłyśmy, że z Polakami nie macie szans. Konkurs był na wysokim poziomie, prawie wszystkie skoki były bardzo dobre. Jednak tym, co mnie urzekło najbardziej, był moment, kiedy w drugiej serii swój skok oddawał Domen. Skakał jako ostatni ze Słoweńców. W pierwszej serii poszło mu całkiem nieźle i chwilowo wyprowadził Waszą drużynę na prowadzenie. Później wyprzedzili Was Norwegowie, Niemcy, no i my, ale różnica punktów była naprawdę niewielka. Wszystko zależało od Twojego młodszego brata. I o ile podczas skoku Petera zachowywałeś się normalnie, to znaczy swobodnie z nami rozmawiałeś, po prostu zwracając większą uwagę na to co się dzieje na skoczni, o tyle kiedy Domen siedział na belce, całkowicie się wyłączyłeś. Jak zahipnotyzowany wpatrywałeś się w niego z powagą na twarzy. A ja wpatrywałam się w Ciebie, bardzo chcąc zrozumieć o czym myślisz.
Mimo iż ciążyła na nim całkiem duża presja, Domen oddał jeden z najdalszych skoków. Nie miał też problemów z lądowaniem, więc dostał sporo punktów za styl. Oczywiście od razu podbiegli do niego Jurij Tepes i Jernej Damjan, ciesząc się, że dzięki niemu znów byliście na pierwszym miejscu i to ze sporą przewagą punktową. Podszedł też Peter i z uśmiechem na twarzy go objął. Ale tym, co najbardziej mnie wtedy zaintrygowało, był fakt, że gdy tylko Domen wysłuchał pochwał od reszty drużyny, zaczął się rozglądać. Szukał Ciebie. A kiedy Cię znalazł, na chwilę zastygł w bezruchu, jakby czekając na Twoją reakcję. Ty patrzyłeś na niego z uśmiechem na ustach i kiedy złapaliście kontakt wzrokowy, kiwnąłeś głową, dając mu do zrozumienia, że się spisał. Wtedy też młody uśmiechnął się szeroko i zszedł z zeskoku. Dlaczego mnie to zaintrygowało? Bo skakał lepiej od Ciebie, mimo iż był młodszy. Dużo lepiej. Czasem skakał nawet lepiej od Petera. Wiele słyszało się o tym, że przez sukcesy jakie osiąga, staje się arogancki i zapatrzony w siebie, przez co nie macie ze sobą najlepszych relacji. Ale ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że to nie do końca prawda. Był najmłodszy, a jednocześnie najlepszy z całej Waszej trójki. A mimo to, uznania po swoim skoku szukał właśnie u Ciebie. A Ty? Nie miałeś w sobie cienia zazdrości. Żadnych negatywnych uczuć, wyrzutów, myśli, że przecież to Ty powinieneś być lepszy ze względu na wiek. Patrzyłeś na niego przepełniony najszczerszą dumą. Cieszyłeś się z jego sukcesów, mimo iż sam nie miałeś ich zbyt wiele. A on cieszył się jak dziecko z lizaczka, kiedy widział tę dumę u Ciebie.
Ale koniec końców, zajęliście drugie miejsce. Stoch nie mógłby przecież pozwolić, żeby Polacy we własnym kraju nie byli pierwsi! Trzecie miejsce należało do Norwegów. Po konkursie poszedłeś do swojej drużyny, obiecując, że tym razem na pewno odezwiesz się do mnie wcześniej. Więc wraz z przyjaciółką jeszcze trochę poszlajałyśmy się po mieście, wspominając jeszcze raz cały konkurs. Gdy wróciłyśmy do hotelu, ona postanowiła od razu udać się do pokoju i się przespać, natomiast ja dostrzegłam tablicę, na której były rozwieszone plakaty i zapowiedzi różnych wydarzeń w mieście. Pomyślałam, że może znajdzie się dla nas coś ciekawego na wieczór, dlatego ochoczo podeszłam do tablicy i zaczęłam analizować wszystko co się na niej znajdowało. Stałam tam może z dziesięć minut, po czym doszłam do wniosku, że jednak moja nadzieja była złudna. Prócz skoków same nudy. Więc zaczęłam iść w stronę schodów i jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam idącego z naprzeciwka Petera. Nie wiem skąd wracał, ale wiedziałam już co mnie czeka. I nie pomyliłam się. Po raz kolejny nasze spojrzenia się spotkały. Ale to nie były zwykłe spojrzenia, a bardziej bitwa na to, kto dłużej wytrzyma. I znów skończyło się remisem. "Przysięgam, że jeszcze raz się na mnie krzywo spojrzy, a najzwyczajniej w świecie go kopnę w jaja..." pomyślałam, po czym prawie podskoczyłam, kiedy usłyszałam jego głos.
- ej... zaczekaj...
Odwróciłam się i spojrzałam na niego z zaskoczeniem, ale też lekką niechęcią. Na jego twarzy widniało coś, co przypominało połączenie zakłopotania, zrezygnowania, niepewności i wewnętrznej walki z samym sobą. Generalnie miał minę jak kretyn.
- możemy porozmawiać? Teraz? - spytał z powagą.
- jasne - odparłam, kiwając głową.
- ale nie tutaj. U mnie w pokoju. Dziesięć minut i jesteś wolna.
"Kpisz sobie, Prevc?"
- tylko porozmawiać - dodał spokojnie, po tym jak zobaczył ponowne zaskoczenie na mojej twarzy i pewnie uświadomił sobie, jak zabrzmiała jego propozycja.
- okej... - stwierdziłam niechętnie, wzdychając - to prowadź.
Zaczął iść w kierunku schodów, a ja poszłam za nim. Utrzymywałam mniej więcej dwumetrowy dystans i wciąż wpatrywałam się w niego z niechęcią. "Czego możesz ode mnie chcieć? O czym porozmawiać? O Cene? Przecież to głupie... Niby co Ci do tego?"
Po jednym z najcichszych spacerów w moim życiu, dotarliśmy do pokoju Twojego starszego brata. Otworzył drzwi i kulturalnie przepuścił mnie pierwszą. Gdy tylko weszłam do środka, rozejrzałam się dookoła i zatrzymałam wzrok na Peterze, który zamknął za sobą drzwi i spojrzał na stojące w rogu krzesło.
- usiądź - stwierdził, wskazując ruchem głowy na ów mebel.
- dziesięć minut postoję - odparłam z lekkim, ironicznym uśmiechem.
- mogłem się pomylić w obliczeniach - powiedział, naśladując mój gest.
Niechętnie usiadłam na krześle i znów spojrzałam na niego. On odwrócił ode mnie swój wzrok i westchnął, opierając dłoń o swój kark. Był ewidentnie zakłopotany.
- słucham - powiedziałam, chcąc go zmusić do podjęcia tego, ewidentnie trudnego tematu.
- zacznijmy od tego, że jestem Peter - stwierdził, podchodząc do mnie i wyciągając rękę w moją stronę. W pierwszej chwili spojrzałam na niego jak na idiotę, jednak w końcu niechętnie uścisnęłam jego dłoń, podając swoje imię. Gdy cofnęłam rękę, on cofnął się cały, wracając na środek pokoju i znów po prostu sobie po nim krocząc, jakby zbierając myśli.
- druga sprawa jest taka, że ja naprawdę nic do Ciebie nie mam - powiedział, przenosząc wzrok na mnie.
- Dobrze, że to mówisz, bo już zaczynałam się bać o swoje życie.
- trzecia sprawa... - zaczął, ignorując moją wypowiedź. Znów odwrócił wzrok. Spojrzał przez okno, ale tylko na chwilę. Z powrotem popatrzył na mnie, jednak tym razem w jego oczach nie było zakłopotania, ani nic podobnego. Była w nich czysta niechęć. Rzucił mi tak nieprzyjemne i zimne spojrzenie, że miałam ochotę odwrócić wzrok. Ale nie zrobiłam tego. - Zostaw Cene w spokoju - powiedział w końcu, wprawiając mnie w kompletne osłupienie.
- przepraszam, że co...?
- słyszałaś. Daj mu spokój.
- niby dlaczego?
- bo... myślę, że nie jesteś dziewczyną dla niego.
- ahm... - stwierdziłam, po czym się zaśmiałam - a ja myślę, że raczej nie Ty powinieneś o tym decydować.
- posłuchaj... - zaczął, podnosząc głos, jednak przerwał i zwiesił głowę, wzdychając. Podniósł ją z powrotem po kilku sekundach - tak jak powiedziałem, nic do Ciebie nie mam. Po prostu... Robisz mu nadzieję, rozumiesz? On już zaczyna myśleć o tej waszej relacji jak o czymś poważnym.
- ja też to tak traktuję - powiedziałam spokojnie.
- skończ pieprzyć, jak można myśleć poważnie o czymś, co trwa trzy dni? Żartujesz sobie?!
- nie, nie żartuję. I nie podnoś na mnie głosu.
- dobra... To inaczej... - stwierdził, będąc coraz bardziej sfrustrowanym. - co chcesz w zamian, żeby dać mu spokój?
Znów się roześmiałam, słysząc jego słowa, co chyba jeszcze bardziej podniosło mu ciśnienie.
- nic. I nie rozumiem dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy. Przecież on nie jest dzieckiem, głupi też nie jest, wie co robi. Dlaczego więc tak bardzo Ci przeszkadza moja obecność? Dlaczego w ogóle się w to wtrącasz?
- widziałaś, co ma na rękach...? - spytał, a ton jego głosu zmienił się na bardziej przygnębiony.
- tak. - odparłam z lekką niepewnością.
- mówił Ci dlaczego to ma?
- owszem.
- On jest... wrażliwy... - zaczął Peter, całkowicie się uspokajając i teraz miałam wrażenie, że przemawia przez niego troska. - tamta dziewczyna cholernie go skrzywdziła...
- wiem. Opowiedział mi wszystko. Wiem przez co przechodził.
- nic nie wiesz. Nie masz nawet pojęcia... Ani przez co on przechodził, ani przez co przechodziły osoby z jego otoczenia. Głównie ja, bo nikt inny nie wiedział, że jest z nim aż tak źle - powiedział, siadając na łóżku i zwieszając głowę. Nie odezwałam się. - miał kompletnie zniszczoną psychikę i nie był w stanie sobie z tym poradzić. Udawał, że wszystko jest okej, ale dobrze widziałem, że nie jest. W końcu przestał się przede mną z tym kryć i przyznał, że chce ze sobą skończyć. A ja za wszelką cenę starałem się go pilnować na każdym kroku, jak dzieciaka. Doszło do tego, że na kolejnych zgrupowaniach dzieliliśmy pokój, mimo że nienawidzę dzielić go z kimkolwiek. Ale wtedy chciałem mieć go na oku, bo za każdym razem, kiedy nie było go obok mnie, bałem się, że coś sobie zrobi. Robiłem co mogłem, żeby mu pomóc, ale było tylko gorzej. Więc w końcu poprosiłem trenera, żeby go odesłał do domu...
- wiesz, że to tylko pogorszyło sytuację? - spytałam spokojnie i z pełną powagą.
- wiem. Ale to było najlepsze wyjście.
- bo pozbyłeś się problemu?
- nie... kurwa... bo następny konkurs był w Vikersund... Nie trudno się zabić na tej skoczni... Bałem się, że Cene wpadnie na pomysł, żeby specjalnie pokombinować przy wiązaniach. Był w stanie to zrobić, jestem tego pewny...
- Ale jak wrócił do domu, to zaczął się ciąć.
- I potem było jeszcze gorzej. Nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego, co ja wtedy z nim przeżywałem... Przesiadywałem z nim całymi dniami, pilnowałem, żeby jadł, żeby brał leki... Ale to nic nie dawało. W pewnym momencie zacząłem myśleć, że nie uda mi się go z tego wyciągnąć. Zwłaszcza, że kilka razy... - przerwał na chwilę. Miałam wrażenie, że załamuje mu się głos, ale nie byłam pewna. Chwycił się za nasadę nosa, zapewne chcąc powstrzymać łzy i głęboko westchnął. Znów się nie odezwałam. Dałam mu czas na uspokojenie się. - wiem, że gdybym wszedł do jego pokoju kilka minut później... byłoby już za późno.
Spuściłam wzrok, nie odpowiadając. Mogło mu się wydawać, że wywołał we mnie jakieś poczucie winy, czy coś. Ale tak nie było. Po prostu dobijała mnie świadomość tego, przez co Cene musiał przejść. I to wzbudzało we mnie jeszcze większą potrzebę bycia przy nim.
- nie mówię Ci o tym dlatego że Ci ufam, bo tak nie jest... - zaczął Peter, po dłuższej chwili milczenia - po prostu wierzę, że teraz, kiedy już wiesz jak bardzo on sobie nie radzi z niektórymi sytuacjami, obudzi się w Tobie jakieś sumienie i zrozumiesz, że to nie jest dobry wybór na weekendowy romans.
Smutno się zaśmiałam, słysząc jego słowa, ale nie podniosłam wzroku.
- a jeżeli nie zrozumiesz, to znajdę inny sposób. Po prostu nie pozwolę, żeby to się powtórzyło.
Znów nie odpowiedziałam. I znów zapadła trwająca kilka długich chwil cisza. I kiedy już miałam spojrzeć na Twojego brata i powiedzieć mu co myślę o nim i jego podejściu do tej sprawy, drzwi od jego pokoju się otworzyły. I stanąłeś w nich Ty.
- Peter, gdzie jest... - przerwałeś, zauważając mnie siedzącą na krześle. Zamarłeś i przez kilka sekund wpatrywałeś się we mnie z zaskoczeniem.
- gdzie jest co? - spytał obojętnie Twój brat, chcąc odwrócić Twoją uwagę od tej sytuacji.
- co Ty tu robisz...? - spytałeś mnie.
- rozmawiamy tylko - odparłam z łagodnym uśmiechem. Nie czułam zdenerwowania i stresu. Nie miałam powodu. Przecież nie zrobiłam nic złego.
- chciałem poznać Twoją koleżankę. - stwierdził Peter, ale wyraz jego twarzy jednoznacznie dawał do zrozumienia, że kłamie. Wiedziałam, że skoro ja potrafię to rozpoznać, to Ty tym bardziej. I nie pomyliłam się.
- musisz się ciągle wpierdalać w moje życie...? - spytałeś go, patrząc mu w oczy ze złością pomieszaną ze smutkiem.
- Cene...
- zamknij się... - przerwałeś mu - zgodziła się na tę rozmowę? W porządku. Rozmawiajcie. Ale gdy skończycie, masz się trzymać od niej z daleka. Ode mnie też.
Wyszedłeś, trzaskając drzwiami, zanim Peter zdążył zareagować. Gdy znów zostaliśmy we dwójkę, wstał i zaczął się nerwowo kręcić po pokoju.
- no... politykiem to Ty nie zostaniesz. Kłamca z Ciebie beznadziejny. - stwierdziłam, również wstając i kierując się w stronę drzwi.
- gdzie idziesz?
- porozmawiać z nim.
- i co mu powiesz?
- to co myślę.
Nim doszłam do drzwi od jego pokoju, zastąpił mi drogę. W pierwszej chwili chciałam go przesunąć, uderzyć albo użyć siły w jakikolwiek inny sposób, ale przy moim kosmicznym wzroście, wynoszącym ledwo 160 centymetrów, mogłam jedynie zapytać jak tam pogoda na górze. Dlatego też po prostu spojrzałam na niego z niechęcią.
- odsuń się.
- powtórzę raz jeszcze... Daj mu spokój. Jeżeli go skrzywdzisz, pożałujesz tego. Obiecuję.
Odsunął się, a ja wyszłam nic nie mówiąc. Głęboko westchnęłam i nie myśląc długo o tej sytuacji, poszłam do Twojego pokoju.
Weszłam do środka nawet nie pukając. Siedziałeś na parapecie, ponuro wpatrując się w widok za oknem. Zrobiłam kilka niepewnych kroków do przodu, żeby mieć pewność, że zauważysz moją obecność. Zauważyłeś.
- co on Ci powiedział? - spytałeś smutno, nie odwracając wzroku od okna.
- nic złego. - odparłam.
- kłamiesz. - stwierdziłeś już bardziej stanowczo, przenosząc na mnie wzrok. Ale nie podniosłeś głosu.
Lekko się uśmiechnęłam i podeszłam do Ciebie, po czym chwyciłam Twoje dłonie i spojrzałam Ci głęboko w oczy.
- nie kłamię. Peter nie powiedział nic, czego mogłabym nie zrozumieć lub co mogłabym źle odebrać. Co nie zmienia faktu, że trochę mnie zaskoczył i w pierwszej chwili miałam małą ochotę go zwyzywać.
- czemu on ciągle się wtrąca... - powiedziałeś, znów wyglądając przez okno i wzdychając - nie potrafi zająć się swoim życiem...
- martwi się.
- nie. On się nie martwi. Po prostu musi mieć wszystko pod kontrolą. Tylko że ja się nie dam kontrolować. I wiem, że Ty też na to nie pozwolisz. Kazał Ci zniknąć z mojego życia, prawda?
- owszem... - powiedziałam, zwieszając głowę. Lekko się zaśmiałam, uświadamiając sobie jakie to wszystko jest niedorzeczne.
Delikatnie chwyciłeś mnie za podbródek i zmusiłeś do ponownego spojrzenia na Ciebie.
- nie zrobisz tego. Gdybyś miała taki zamiar, nie przyszłabyś.
Nie odpowiedziałam. No, przynajmniej nie słownie. Czule Cię pocałowałam, rozwiewając wszystkie Twoje wątpliwości. Gdy tylko się odsunęłam, przytuliłeś mnie go siebie.
- przepraszam Cię za niego... To idiota... Jeżeli jeszcze raz powie coś takiego, najzwyczajniej w świecie mu przypierdolę... Boże, nienawidzę go...
- nie mów tak.
- nie broń go. Nie masz pojęcia jaki on jest.
Odsunęłam się od Ciebie, po czym pokręciłam głową z rezygnacją i westchnęłam.
- co? - spytałeś zdziwiony.
- opowiedział mi o tym... - powiedziałam, wskazując na blizny na Twojej ręce.
- co dokładnie Ci powiedział...?
- wszystko. Jak to wyglądało z jego perspektywy. I wierz lub nie, mówienie o tym sprawiało mu ogromne problemy. Miał łzy w oczach. Widać było, że dla niego to też trudny temat.
- Cóż... sporo ze mną przeszedł. I jestem mu wdzięczny za pomoc, ale to już przeszłość. I nie rozumiem co to ma wspólnego z Tobą.
- to, że... Cene, postaw się na jego miejscu... Masz brata, którego ledwo co wyciągnąłeś z depresji i chęci samobójstwa. I to dosłownie ledwo co. Przez dziewczynę. A teraz, kiedy się pozbierał, znów poznaje dziewczynę, która może go zranić...
- ale Ty mnie nie zranisz... - powiedziałeś z lekkim uśmiechem, przykładając dłoń do mojej twarzy.
- ale on o tym nie wie. Ciężko mu uwierzyć, że w ciągu trzech dni dwie osoby są w stanie tak bardzo się w sobie zakochać. Sam przyznaj, że byś w to nie wierzył, gdyby nie to, że właśnie Ciebie to dotyczy.
- noo... nie. To prawda, nie wierzyłbym... - odparłeś, odwracając wzrok.
- no właśnie. Gdybyś był na jego miejscu... Albo gdyby to Domen był w Twojej sytuacji... Też robiłbyś wszystko żeby go ochronić. Peter po prostu się o Ciebie boi... Boi się, że znów ktoś zrobi Ci krzywdę i robi wszystko, żeby do tego nie dopuścić. I tak, masz rację, jego zachowanie jest trochę kretyńskie i lekkomyślne, ale widocznie nie zna innego sposobu.
- nawet jeżeli... To ja nie mam zamiaru z Ciebie rezygnować dla niego...
- spróbowałbyś - powiedziałam z zadziornym uśmiechem, po czym oparłam ręce na Twoich barkach i znów Cię pocałowałam - po prostu... porozmawiaj z nim. Ale bez pretensji i kłótni. Niech to będzie spokojna, normalna rozmowa i spróbuj go... może nie przekonać, ale zapewnić, że wszystko jest w porządku.
- nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- proszę Cię o to. Zrób to, najlepiej jeszcze przed jutrzejszym konkursem, bo inaczej będzie Cię to męczyło. Jego też. Cene, proszę... Zależy mi na tym. Nie chcę żebyście się kłócili przeze mnie.
Odwróciłeś głowę i głęboko westchnąłeś, po czym ponuro na mnie spojrzałeś.
- możesz mi to obiecać? - spytałam
- mogę obiecać, że spróbuję.
Uśmiechnęłam się. Odwzajemniłeś uśmiech i już miałam znów Cię pocałować, kiedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi od Twojego pokoju. Przyszedł Domen. Wszedł do środka, ale zatrzymał się, kiedy mnie zobaczył i spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem i niepewnością.
- am... przepraszam... - wyjąkał po Słoweńsku - nie wiedziałem, że... nie jesteś sam...
- w porządku - odparłeś z uśmiechem - nie przeszkadzasz. Tylko mów po Angielsku, bo ona nie rozumie.
Młodemu Twoja odpowiedź ewidentnie dodała pewności siebie, bo podszedł bliżej. Przedstawił mi się i zamieniliśmy kilka słów, ale widziałam, że chce z Tobą porozmawiać na osobności. Dlatego też ulotniłam się z Twojego pokoju, zostawiając Was samych. Kolejny dzień w Wiśle dobiegał końca. A ja coraz bardziej nie wyobrażałam sobie świata bez Ciebie. I nawet nie chciałam myśleć o tym, że to mogłoby się skończyć razem z Twoim wyjazdem. A tym bardziej nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś mógłby chcieć nas rozdzielić. Nie zależnie od jego intencji.
-----------------------------------------------------------------------------------
Yeah, kolejna część skończona. Troszkę się z tym ociągałam, ale po pierwsze nie było czasu, po drugie nie byłam do końca przekonana co do "drugiej" części tego fragmentu, a więc tej dialogowej. Wydawała mi się trochę przesłodzona xD Ale coś tam się poprawiło, coś tam skasowało, resztę zostawiło i jest jak jest.
Zrobię wszystko, żeby zamknąć tę historię w czterech częściach, ale nic nie obiecuję, ten sen naprawdę był niesamowicie rozbudowany :O
No, to miłego czytania misiaczki i widzimy się niedługo! ^.^
~ Kurolilly
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro