||C. Prevc|| I Dream about You [cz. 2]
~Take my hand, take my whole life too
Cause I can't help falling in love with you~
Nie sądziłam, że to potoczy się tak szybko. Już po kilkunastu minutach dostałam od Ciebie pierwszego smsa. Pisaliśmy cały dzień. Nie były to żadne konkretne wiadomości, po prostu ciąg dalszy rozmowy o głupotach. Ewentualnie opowiadanie sobie, co aktualnie robimy. Wieczorem zaprosiłeś mnie na spacer. Zgodziłam się. Szliśmy przed siebie, nie wiedząc dokąd zmierzamy, ale to nie było dla nas istotne. Istotne było to, że spędzamy ze sobą czas. Nie protestowałam, gdy po omówieniu kolejnego tematu, w chwili milczenia, chwyciłeś mnie za rękę. Nawet nie wiem ile kilometrów wtedy zrobiliśmy, w każdym razie do hotelu wróciliśmy przed pierwszą w nocy. Odprowadziłeś mnie pod pokój i niespodziewanie pocałowałeś. Również nie miałam nic przeciwko. Odwzajemniłam pocałunek, mimo iż to zaprzeczało wszystkim moim wyobrażeniom o tym jak powinien się zacząć mój związek. Wszystkim moim przekonaniom. To działo się po prostu za szybko. Ale z jakiegoś powodu mnie to nie przerażało. Wręcz przeciwnie, chciałam w to brnąć. Czułam, że całkowicie się wkopałam i że już jest za późno, żeby się wycofać. I byłam z tego powodu cholernie szczęśliwa.
Następnego dnia mieliście trening. A potem kwalifikacje. Zapytałeś mnie czy przyjdę. Zgodziłam się przyjść na skoki kwalifikacyjne, ale powiedziałam, że na treningu się nie pojawię. Chciałam, żebyś skupił się na sobie i swoich skokach, a nie na mojej obecności. Nie chciałam Cię rozpraszać w żaden sposób, zwłaszcza, że Peter samym swoim spojrzeniem wielokrotnie dawał mi do zrozumienia, że nie podoba mu się moja obecność w Twoim otoczeniu. To było śmieszne, bo nie zamieniłam z nim ani słowa, a już wiedziałam, że ma do mnie negatywny stosunek. A jeszcze śmieszniejsze było to, że dwa dni temu śliniłabym się na sam jego widok. A teraz? Nie różnił się niczym od wszystkich innych ludzi, których mijałam w tym hotelu lub na ulicy. Jedyną osobą, która się dla mnie wyróżniała, byłeś Ty.
Podczas kwalifikacji moja przyjaciółka zachwycała się wieloma zawodnikami. Kilka dni temu robiłabym to razem z nią. Jednak teraz patrzyłam obojętnym wzrokiem na wszystkich, a tylko w Ciebie wpatrzona byłam jak w obrazek. Tanduś? Forfi? Halvor? Wafel (Kraft)? Pero? Młody (Domen)? Milka (Wellinger)? Niee... Nawet Stoch, Kot, Żyła i reszta "naszych" nie wzbudzali we mnie takich emocji, jakie wzbudzałeś Ty, kiedy siedziałeś na belce. Nie bałam się o Ciebie, wiedziałam, że dasz sobie radę. Byłam jedynie podekscytowana i z całej siły trzymałam za Ciebie kciuki. Ale Twój skok był daleki od ideału. Był wręcz słaby, mimo iż dawał Ci kwalifikację do konkursu. Widziałam frustrację na Twojej twarzy i rozczarowanie Waszego trenera. Pamiętam, że w tamtej chwili chciałam, żebyś do mnie podszedł. Chciałam Cię zapewnić, że nic się nie stało. Że wszystko jest w porządku. Chciałam być przy Tobie. Ale nawet nie spojrzałeś w moją stronę. Od razu się ulotniłeś.
Gdy kwalifikacje dobiegły końca, miałam jeszcze cień nadziei na to, że nagle się znajdziesz i będziesz chciał porozmawiać. Ale tak się nie stało. Rozumiałam to, nie miałam żalu. Tak naprawdę akceptowałam każde Twoje działanie, ponieważ nie miałam pojęcia jak powinnam się zachowywać, kiedy znam kogoś ledwo dwa dni i już czuję, że poza tą osobą nie widzę świata. Czy zachowywać się, jakbyśmy już byli razem? To głupie, ale przecież tak właśnie było od poprzedniego wieczora. Czy może być bardziej obojętną? A co jeśli przesadzę? Zdarzało mi się to w przeszłości. Byłam totalnie zagubiona. Dlatego też akceptowałam wszystko.
Pomimo tego, gdy dotarłam do hotelu i nie spotkałam Cię ani po drodze, ani w środku, napisałam do Ciebie z pytaniem czy wszystko w porządku. Odpisałeś praktycznie od razu.
"Przepraszam. Odezwę się później. Obiecuję"
"okej... nie ma humoru, bywa. Nie dziw mu się. Nic się nie stało. Jak powiedział, że się odezwie, to się odezwie. Jak nie to trudno. Kij mu w zęby." - myślałam, próbując sobie wmówić, że ewentualny zwrot w naszych relacjach, polegający na tym, że nagle stwierdziłbyś "sorry, jednak nie", nie miałby na mnie żadnego wpływu i spłynąłby po mnie. Oczywiście to było kłamstwo. Dlatego było mi trochę przykro, kiedy nie odezwałeś się do samego wieczora. A nawet dłużej. Dochodziła już dwunasta, kiedy leżałam w łóżku, myśląc co robić. Czy interweniować? Czy jednak nie ryzykować zrobienia z siebie idiotki, która zrobiła sobie nadzieję na coś większego? Na szczęście pozbyłeś się tego dylematu. W końcu napisałeś.
"śpisz może?"
"nie :)"
"wybacz, że odzywam się dopiero teraz. To był trudny dzień."
"W porządku, rozumiem."
"Jeżeli mogę Cię o coś prosić... chciałbym, żebyś przyszła. Myślę, że Cię potrzebuję"
Zamurowało mnie. Momentalnie poczułam skurcz w żołądku. "eeeeee...? Po co mam przychodzić? Teraz, w nocy, do jego pokoju? I co będziemy robić? Czego on chce? Może bez, kurwa, przesady, co on sobie myśli, że jestem jakąś dziwką na jeden weekend? Pojebało?" Oczywiście zgodziłam się, mając świadomość że do niczego nie dam się zmusić. Więc gdy tylko otrzymałam od Ciebie informację o numerze Twojego pokoju, cichutko podreptałam w piżamie i skarpetkach przez korytarz tego wielkiego hotelu, niczym dziecko zagubione w jakimś pałacu. Twój pokój znajdował się piętro wyżej. Stanęłam więc przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech i cicho zapukałam. Spodziewałam się, że otworzysz drzwi, ale zamiast tego, usłyszałam ciche "proszę". No to weszłam. Byłam trochę niepewna, ale starałam się to ukryć. Z resztą, niepewność minęła jak tylko Cię zobaczyłam. Siedziałeś na łóżku ze zwieszoną głową, przybity. Szybko zrozumiałam, że chodzi o te kwalifikacje. I że potrzebujesz wsparcia. Zrobiłam kilka kroków do przodu, ale nie podniosłeś głowy. Jakbyś bał się spojrzeć mi w oczy. Jakbyś się wstydził tego, że źle skoczyłeś. Jakbyś myślał, że mnie zawiodłeś lub rozczarowałeś. Więc podeszłam do Ciebie i bez słowa Cię przytuliłam. Objąłeś mnie i westchnąłeś, jakby z ulgą.
- dziękuję... - powiedziałeś, smutnym tonem - dziękuję, że tu jesteś.
Wciąż nic nie mówiąc, usiadłam Ci na kolanach i znów mocno Cię przytuliłam.
- chodzi o ten skok, prawda? Tym się przejmujesz? - spytałam szeptem, delikatnie gładząc Cię po głowie.
- był beznadziejny. Jak każdy poprzedni i każdy następny. Jak wszystko co robię. I jak cały ja.
- przestań... To nieprawda...
Odsunęłam się od Ciebie i przyłożyłam dłonie do Twojej twarzy. Spojrzałam na Ciebie z lekkim, łagodnym uśmiechem, mając nadzieję, że podziała na Ciebie tak samo uspokajająco jak Twój uśmiech działał na mnie.
- Kwalifikacje to taki trochę trening. Poza tym, to już historia. Najważniejsze, że jesteś w konkursie i to na tym teraz musisz się skupić. Pokażesz im wszystkim na co Cię stać.
- to nie takie proste - odparłeś, odwracając wzrok.
- wiem. Powiem więcej, podejrzewam, że nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, jakie to jest trudne. Ale wierzę w Ciebie. Dasz sobie radę.
Spojrzałeś na mnie z lekkim zaskoczeniem, które próbowałeś ukryć. Wtedy nie rozumiałam dlaczego. Dopiero później dowiedziałam się ile te słowa dla Ciebie znaczyły. Dwa proste, tandetne zdania, które dodały Ci motywacji i wywarły na Tobie ogromne wrażenie. Dlaczego? Ponieważ nigdy wcześniej nie usłyszałeś ich z ust osoby, na której zależało Ci w ten sposób. No, przynajmniej tak mi to tłumaczyłeś.
- jutro skaczesz? - spytałam, widząc że nie bardzo zamierzasz odpowiedzieć na tamto.
- niee... Jutro mam wolne. W drużynówce standardowo są Peter, Domen, Jurij i Jernej. Ja się nie załapałem.
- To dobrze - odparłam z uśmiechem - spędzimy trochę czasu razem. Poprawię Ci humor i przygotuję psychicznie na niedzielę. Zobaczysz, rozwalisz ich wszystkich.
Spojrzałeś na mnie i odwzajemniłeś uśmiech. I to mi wystarczyło, żeby z powrotem poczuć się szczęśliwą. Pocałowałam Cię i wtuliłam się w Ciebie.
- dla mnie nie ma znaczenia na którym jesteś miejscu w rankingu. U mnie zajmujesz pierwsze miejsce.
- jesteś jak anioł... - powiedziałeś łagodnie po chwili milczenia - mój anioł... To chyba sam bóg Cię do mnie przysłał...
- nie... to winda... - odparłam i oboje się zaśmialiśmy. Po chwili położyliśmy się na Twoim łóżku i po prostu leżeliśmy wtuleni w siebie. Byłeś tak ciepły i pachniałeś tak wspaniale. Słyszałam bicie Twojego serca. I byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Bardzo długo po prostu rozmawialiśmy. Trochę o Tobie, trochę o mnie. Starałam się jak mogłam, żeby pomóc Ci uwierzyć w siebie. Bo wiedziałam, że jesteś w stanie wiele osiągnąć, jeśli tylko będziesz chciał. W końcu jednak rozmowa na chwilę się urwała, a ja znów zainteresowałam się Twoją ręką. A raczej bliznami znajdującymi się na niej. Delikatnie ją chwyciłam i zaczęłam się jej z powagą przyglądać.
- nienawidzę ich... - powiedziałeś, widząc co robię.
- bo przypominają Ci o niej? - spytałam, nie odwracając wzroku od równoległych śladów pokrywających wewnętrzną stronę Twojej ręki.
- przypominają mi o wszystkim, co złe w moim życiu. Ale tak, masz rację. Przede wszystkim o niej. Przepraszam, pewnie nie chcesz o tym słuchać.
- nie mam nic przeciwko. Ciężko zapomnieć o kimś, kogo się tak kochało. Tego uczucia nie da się zastąpić innym uczuciem do innej osoby, tak po prostu. Dlatego też nie czuję nienawiści, gdy patrzę na te blizny. Oczywiście, wolałabym żeby ich nie było. Ale są częścią Ciebie. Więc nie mogę ich nienawidzić. Mogę jedynie zadbać o to, by nie pojawiło się ich więcej.
Przytuliłeś mnie do siebie mocniej. Nie odpowiedziałeś. Wiem dlaczego. Dostrzegłam łzy w Twoich oczach. Zapewne nie chciałeś, żebym usłyszała jak łamie Ci się głos. Dlatego też nic nie powiedziałam. Po kilku minutach milczenia, spytałeś czy mogę zostać do rana. Zgodziłam się bez wahania. Znów zaczęliśmy rozmawiać, by następnie dać się trochę ponieść i utonąć w kilku lub kilkunastu namiętnych pocałunkach. Spytałeś, czy nie chcę czegoś więcej, ale odmówiłam. Całowanie się i trzymanie za rączki to jedno, ale seks zawsze traktowałam jako poważniejszą sprawę. Dlatego też nie miałam zamiaru tego robić, po dwóch dniach znajomości. Uszanowałeś to. Nawet więcej, powiedziałeś, że podoba Ci się taka postawa. I tymi słowami zdobyłeś jeszcze więcej mojego zaufania.
Zasnęliśmy koło drugiej. Rano obudziłam się pierwsza, Ty jakieś piętnaście minut po mnie. Spytałam o której musisz wstać i jaki mamy plan na ten dzień. Powiedziałeś, że chciałbyś tak po prostu sobie ze mną leżeć do wieczora. Zaśmiałam się i odparłam, że nie możesz się spóźnić ani na śniadanie, ani na żaden trening, bo Peter mi wbije nóż w krtań przy pierwszej lepszej okazji. I nagle przypomniałam sobie, że może lepiej, żeby nikt z Twojej kadry nie wiedział, że spędziłam u Ciebie noc, mimo że tak naprawdę nic złego nie robiliśmy. Dlatego też poprosiłam Cię, żebyś wstał na czas, pocałowałam Cię i wyszłam z Twojego pokoju, po czym bardzo szybko zaczęłam iść w stronę schodów. Oczywiście Peter wyszedł od siebie, kiedy jeszcze byłam na korytarzu. Zauważył mnie, rozpoznał i od razu się domyślił skąd idę. Gdy się mijaliśmy, rzucił mi kolejne mordercze spojrzenie, jednak tym razem nie odwróciłam wzroku, lecz szłam z wysoko podniesioną głową i utrzymywałam kontakt wzrokowy do końca. "Bo nie będziesz mi skurwielu mówił jak mam kurde żyć". Gdy się minęliśmy, usłyszałam jak westchnął, ale nie zareagowałam na to, mimo iż miałam ogromną ochotę powiedzieć mu kilka rzeczy. Po prostu poszłam do siebie. Szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
------------------------------------------------------------------------------
No to ten. Pisałam, że będą dwie części, tak? No, to będą ze trzy jak nie cztery ^^" Czy to się jeszcze liczy jako short? Chyba nie. Trudno xD
Dopiero teraz uświadamiam sobie, jaki ten sen był... bogaty w fabułę, mimo iż wiele rzeczy muszę uzupełniać własnymi pomysłami. Ale pisze mi się to wyjątkowo przyjemnie, nawet pomimo tego, że jestem zmuszona być niemiłą dla Petera </3
Miałam też ogromne wrażenie, że ta historia faktycznie jest przeze mnie pisana w bardzo narcystyczny sposób. Nie przepadam za takim stylem. Ale możecie to przecież traktować jako formę "C. Prevc x reader".
Ostatnio było więcej humoru i nieogaru, dzisiaj mamy słodkość i niewinną, kwitnącą miłość. Jakoś nie pasuje mi tutaj element erotyczny. Więc się nie pojawi :D
I oczywiście dorzucam cover znanej wszystkim piosenki, wykonany przez jeden z moich ulubionych zespołów :3 Wykonanie może nie na najwyższym poziomie, ale rozczula za każdym razem <3
Po raz kolejny miłego czytania!
~ Kurolilly
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro