Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

||C. Prevc|| I Dream about You... [cz. 1]

~You don't understand
You think I'm a fool
If only you could see...
I dream about you ...~


Nigdy nie zapomnę dnia, w którym się poznaliśmy. Czy może raczej... w którym Ty poznałeś mnie? Ponieważ ja wiedziałam o Tobie już od dawna. Nigdy nie byłeś dla mnie szczególnie istotną postacią. Drugi z trzech Prevców, nie wyróżniający się niczym konkretnym. Gdy postanowiłam wraz z przyjaciółką przyjechać do Wisły na letnie zawody, nie myślałam o Tobie. Interesował mnie Twój starszy brat. Oraz Wellinger. Oraz Forfang. Oraz kilku innych skoczków, na których przyjemnie było popatrzeć. Kto by pomyślał, że to wszystko tak się potoczy? a ci, których przed chwilą wymieniłam, którzy jeszcze nie tak dawno zdawali się być o ligę ponad Tobą, nagle w moich oczach staną się kompletnie nieistotni?

Zaczęło się na dwa dni przed zawodami. Byliście w Polsce wcześniej niż zwykle. Zgodnie z planem, udało nam się zakwaterować w tym samym hotelu, co większość zawodników (nigdy nie ukrywałyśmy, że jesteśmy dość pokręconymi laskami, które wiele są w stanie zrobić, żeby zyskać trochę atencji i dobrze się bawić). Było ciepło, ale nie gorąco. I dobrze, nienawidzę upałów. Szłyśmy przez hotelowe lobby w celu pokręcenia się po mieście i poszukania czegoś ciekawego do roboty. Nagle stanęłam jak wryta i zaczęłam się nerwowo poklepywać po wszystkich kieszeniach jakie miałam.

- kurwa.... - stwierdziłam wzdychając i ściszając głos, żeby nie gorszyć ludzi wokół siebie, swoją piękną polszczyzną.

- co znowu? - spytała moja przyjaciółka - zapomniałaś telefonu...?

- taaa... - odparłam, nie będąc zaskoczoną tym, że zgadła. Mimo iż poznałyśmy się dopiero na studiach, a więc niecałe trzy lata temu, byłyśmy jak stare małżeństwo. Nie raz udawało nam się wykonywać te same gesty, mówić te same rzeczy i to w pełnych zdaniach, a nie jedynie słowach, wpadać na te same, pokręcone pomysły. Jakby jeden umysł był rozdzielony na dwie osoby. Trzymałyśmy się tak blisko siebie, że gdy nasi znajomi widywali nas osobno, nie mogli wyjść z podziwu. Poza tym, to ona wkręciła mnie w świat skoków narciarskich. Powinieneś być jej trochę wdzięczny. Oczywiście, gdyby nie moja roztrzepana natura, nic by się nie wydarzyło. Ale to też trochę jej zasługa.

Więc powiedziałam jej, żeby poczekała i szybkim krokiem ruszyłam z powrotem do naszego pokoju, znajdującego się na trzecim piętrze. Drogę na górę pokonałam schodami. Drogę powrotną postanowiłam przebyć windą, żeby było szybciej. Gdy drzwi windy się rozsunęły i zobaczyłam Cię w środku, zamarłam. Na szczęście powstrzymałam chęć odruchowego cofnięcia się o krok, wywołanego lekkim szokiem. "Uspokój się kretynko..." pomyślałam, wchodząc do środka i wciskając przycisk z cyfrą 0. Gdy winda ruszyła, wzięłam głęboki oddech. Patrzyłam obojętnie na ścianę przed sobą, myśląc o tym, jakie trzeba mieć nieszczęście, żeby trafić na Prevca, ale nie tego co się chce. "Może powiem cześć? nie no, po chuj... A może spytam gdzie jest Peter? Pojebało mnie chyba... Patrzy się na mnie? Jejku, ale niezręcznie... niech ta winda już dojedzie..." myślałam, kątem oka spoglądając na Ciebie. Też chyba miałeś dzień wolny. Zwyczajny podkoszulek, krótkie spodnie... Boże, jak można mieć takie szczupłe nogi?! Wzrok jakiś taki nieobecny. Nie patrzyłeś na mnie. Zdawałeś się w ogóle nie zauważać mojej obecności. Jak to mówię "swój świat, swoje kredki". Szybko obleciałam Cię wzrokiem i wróciłam do wpatrywania się w ścianę. To trwało kilka sekund, ale wydawało się wiecznością.

Nagle winda się zatrzęsła. Na tyle mocno, że oparłam rękę o ścianę, żeby zachować równowagę. Rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę z tego, co się właśnie stało. Zatrzymała się. Zepsuła, pomiędzy drugim a pierwszym piętrem, ze mną i Cene Prevcem w środku.

"O kurwa... chuj, kurwa, ja pierdolę i co teraz... Jezuuu.... stara, czemu Cię tu ze mną nie ma... Zjebałaś po całości..." myślałam, czując jak ogarnia mnie stres. Momentalnie zaczął mnie boleć żołądek. Zrobiło mi się gorąco. Wzięłam głęboki oddech i zwiesiłam głowę, po czym przez kilka kolejnych sekund walczyłam ze sobą, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Tyle razy wyobrażałyśmy sobie różne sytuacje z tego wyjazdu, bardziej lub mniej prawdopodobne. Jedną z takich sytuacji było właśnie utknięcie w windzie. Miałyśmy różne scenariusze, na różne wersje wydarzeń. My dwie i Peter z Domenem, my dwie, dwa Prevce, Kraft i Tande, ona i Forfang, ja i Peter... I wiele innych. Było to troszkę pierdolnięte, przyznaję. Ale świetnie się bawiłyśmy, wizualizując sobie takie sytuacje, nie raz spędzałyśmy nad tym pół nocy przy winie.

No ale na taki scenariusz się nie przygotowałyśmy. Znów dyskretnie spojrzałam na Ciebie. Teraz zdawałeś się być raczej zakłopotany. Wciskałeś wszystkie przyciski po kolei, próbując coś zrobić, podczas kiedy ja, mimo iż w przeciwieństwie do Ciebie byłam w swoim kraju i powinnam jakoś to wykorzystać i zareagować, żeby nas uwolnić, po prostu usiadłam sobie na podłodze, znów wzdychając. Spojrzałeś na mnie z lekkim zaskoczeniem.

- wszystko dobrze? - spytałeś po angielsku. Miałam wrażenie że usłyszałam w Twoim głosie cień troski, ale szybko uznałam, że to głupie i że znów zaczynam koloryzować.

- tak - odparłam - nie przejmuj się. Po prostu... nie sądziłam, że dane mi będzie utknąć w windzie akurat z Tobą. Jestem w lekkim szoku.

Nie odpowiedziałeś, a jedynie spojrzałeś na mnie z konsternacją. Poczułam jak w przeciągu sekundy robię się cała czerwona. Miałam ochotę się wcisnąć w taki kąt, gdzie nie będziesz mnie widział. Albo najlepiej wtopić się w ścianę. Zapaść pod ziemię. Wiem, że gdyby moja przyjaciółka tu była, podsumowałaby moje słowa głośnym i bolesnym facepalme'm. Sama miałam na to ochotę. "No, to tyle było z pierwszego wrażenia, Ty pierdolona, umysłowa amebo... Jak mogłaś wymyślić tak durną odpowiedź... wstydź się teraz... I wstydź się przez cały czas kiedy będziesz tu z nim zamknięta. Zrobiłaś już z siebie idiotkę, teraz ponieś karę, jaką będzie jego wpatrywanie się w Ciebie z miną mówiącą "jebnięta jakaś...". Gratuluję."

Wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby nie skupiać się na Tobie i napisałam smsa do przyjaciółki.

"Stara, wiem że i tak mi nie uwierzysz... Utknęłam w windzie z Cene. Jest w chuj niezręcznie. Błagam, zrób coś i mnie uratuj. NIE ŻARTUJĘ"

Ale wiadomość się nie wysłała. Nie było zasięgu. Westchnęłam i spojrzałam na Ciebie z rezygnacją. To był błąd, ponieważ Ty patrzyłeś na mnie. Momentalnie odwróciłam wzrok.

- możesz do kogoś zadzwonić? - spytałeś

- nie. Nie mam... tego... no... y... - zaczęłam się jąkać, nie będąc pewną jak jest "zasięg" po angielsku. Więc po prostu odwróciłam do Ciebie ekran telefonu, wskazując Ci palcem odpowiedni symbol - tego nie mam.

Wyjąłeś swój telefon, ale szybko schowałeś go z powrotem.

- ja też. - powiedziałeś, siadając na ziemi na przeciwko mnie. Również westchnąłeś, ale wydawałeś się być raczej zrezygnowany, podczas kiedy ja byłam czerwoną, zestresowaną amebą. W tamtej chwili dziękowałam sobie z przeszłości za pomysł z przycięciem grzywki, dzięki czemu byłam w stanie zasłonić chociaż połowę swojej zdemotywowanej do życia twarzy.

- ktoś będzie Cię szukał? - spytałeś znów. Byłam na Ciebie zła za to, że wciąż próbujesz nawiązać ze mną kontakt, ponieważ w tym stanie pogrążałam się z każdym słowem. Już teraz chciałam umrzeć ze wstydu, gdy tylko analizowałam wypowiedziane przez siebie zdania. Dlaczego kazałeś mi w to dalej brnąć? To podchodziło pod dręczenie! Nienawidziłam Cię za to...

- moja przyjaciółka... ale nie wiem kiedy się zorientuje, że w ogóle trzeba mnie szukać. A Ciebie?

- nikt - odparłeś krótko i odwróciłeś wzrok. Zdziwiłam się. "Jak to nikt? Stary, masz tu całą swoją kadrę, w tym dwóch braci, sztab szkoleniowy i tak dalej i NIKT nie będzie się zastanawiał gdzie jesteś?!" Chciałam o to spytać, ale stwierdziłam, że nie powinnam. Przecież to nie moja sprawa. Poza tym, czemu miałabym niby przyznawać się, że tyle o Tobie wiem? Byłam dla Ciebie obca. Jeszcze byś pomyślał, że jestem jakąś psychofanką i byś się zestresował.

Kolejne chwile mijały w niezręcznej ciszy. Z każdą kolejną sekundą byłam coraz bardziej wkurzona. Irytowało mnie to zakłopotanie. Irytowało mnie to, że Ty byłeś całkiem spokojny, podczas kiedy ja byłam kłębkiem nerwów. "Na litość boską, jestem biedną dziewczyną uwięzioną w windzie, powinieneś się o mnie zatroszczyć! A gdybym nagle zemdlała?! Popatrz na mnie! Zauważ, że zaraz się skończę z nerwów, odezwij się! Uspokój mnie! DOMYŚL SIĘ!"

No niestety, nie domyślałeś się. Poza tym, nie oszukujmy się, mimo iż zawsze wyglądałam na dwa, trzy lata mniej niż miałam w rzeczywistości i miałam raczej niewinną twarz, nie dało się przypisać mi łatki księżniczki. Nie wiem co takiego we mnie było, ale w każdej sytuacji, wszyscy zawsze myśleli, że o ile o moje koleżanki trzeba się troszczyć, o tyle akurat ja sobie poradzę, nawet jeżeli znali mnie od niedawna i nic o mnie nie wiedzieli. Może Ty też wtedy to wyczułeś?

- Jestem Cene - stwierdziłeś nagle z lekkim uśmiechem, wyciągając dłoń w moją stronę. - Chociaż wydaje mi się, że dobrze wiesz jak się nazywam i kim jestem.

Spojrzałam na Ciebie z konsternacją. Wyrwałeś mnie z głębokiego zamyślenia i kompletnie zaskoczyłeś. Przez sekundę, może dwie, po prostu patrzyłam na Ciebie jak kretynka. Znów mnie zestresowałeś, do tego stopnia, że zapomniałam, że kiedy ktoś podaje Ci swoje imię, należy podać mu swoje. Ale jednocześnie Twój spokojny głos i ten delikatny, łagodny uśmiech w pewnym stopniu mnie uspokoiły. Nagle poczułam, że chcę z Tobą porozmawiać. Że jeżeli nawiążę z Tobą kontakt, stres minie i moje wypowiedzi wskoczą z powrotem z poziomu ameby na poziom prawilnej studentki. Więc odwzajemniając uśmiech, uścisnęłam Twoją dłoń i podałam swoje imię. Gdy cofnąłeś rękę, zamarłam, widząc co się na niej znajduje. Z jakiegoś powodu ten widok tak mocno mną wstrząsnął i tak mnie poruszył, że miałam ochotę od razu na to zareagować, jakbym była Twoją wieloletnią przyjaciółką. Z trudem powstrzymałam tę potrzebę. Nie mogłam uwierzyć, że akurat Ty to masz. To wydawało się dla mnie wręcz nieprawdopodobne. Od tej chwili, nie mogłam przestać o tym myśleć.

- Przyjechałaś tu na zawody, czy na wakacje? - spytałeś, nie zwracając uwagi na moje zszokowanie. Może nie zauważyłeś. A może zauważyłeś, ale nie chciałeś o tym rozmawiać.

- am... na zawody - odparłam, uśmiechając się - wstyd przyznać, ale pierwszy raz będę oglądała skoki na żywo i jestem trochę podekscytowana.

- czemu na swoje pierwsze skoki przyjechałaś w lecie? To raczej zimowy sport.

- taa - zaczęłam z lekkim zakłopotaniem, ale też rozbawieniem - stwierdziłyśmy z przyjaciółką, że wszyscy jeżdżą na skoki w zimie. A my nie jesteśmy takie jak wszyscy.

- rozumiem - powiedziałeś. Ale skłamałeś. Nie rozumiałeś, widziałam to zakłopotanie na Twojej twarzy. Bawiło mnie. Pewnie znów pomyślałeś, że jestem zdrowo szurnięta. Ale czułam się swobodniej i wcale mi nie przeszkadzało, że możesz tak pomyśleć.

- a ty... - zaczęłam, szybko uświadamiając sobie, że skoro już doszliśmy do tego, że wiem kim jest mój rozmówca, to raczej nie trzeba pytać po co tu przyjechał - am... spieszysz się gdzieś dzisiaj? Mam na myśli to, czy masz jakiś trening... albo coś...

Znów spojrzałeś na mnie z lekkim zdziwieniem. Wciąż się uśmiechałeś, ale widziałam, że nie do końca rozumiesz motywy mojego pytania. Wcale Ci się nie dziwiłam. Sama też nie rozumiałam. Dlatego też szybko zwiesiłam głowę i głęboko westchnęłam.

- nie - odparłeś z lekką niepewnością, ale uśmiech nie znikał z Twojej twarzy - dzisiaj mam wolne. Także nie przeszkadza mi, że możemy tu spędzić dużo czasu. Natomiast Ty wydajesz się dość zestresowana.

- jestem zestresowana... To znaczy nie spieszę się nigdzie. Po prostu... ta sytuacja jest stresująca... - powiedziałam smutno, odwracając wzrok.

- nie gryzę - stwierdziłeś z rozbawieniem.

- wiem - rzuciłam, przenosząc wzrok na Ciebie. I nagle zdałam sobie sprawę, że już nie mogę go odwrócić. Jakbym się kompletnie zablokowała. Twój uśmiech działał tak kojąco. Nagle całkowicie się uspokoiłam i zapomniałam o całym świecie, skupiając się tylko na tym uśmiechu. Przysięgam, że mogłabym wpatrywać się w niego bez przerwy. Chociaż ten pierwszy raz kiedy się tak zapatrzyłam, trwał tylko kilka sekund - wiem, że nie gryziesz. Nie chodzi o Ciebie, tylko o sytuację.

Pokiwałeś głową, dając mi do zrozumienia, że wiesz o co chodzi. Przez następne kilkanaście, może kilkadziesiąt minut zaczęliśmy swobodniej rozmawiać. Czułam się coraz pewniej, mimo iż mój angielski nie był na najwyższym poziomie. Omówiliśmy temat skoków, Polski, Słowenii, psujących się wind, pogody, wpływu niezręcznych sytuacji na kontakty międzyludzkie i tak dalej. Totalne głupoty. Później zaczęliśmy trochę żartować, żeby jakoś się rozweselić. Potem zaczęliśmy grać w skojarzenia. I w ten sposób minęło nam półtorej godziny. I nagle tematy do rozmowy się wyczerpały. Zamilkliśmy oboje i po kilku chwilach ciszy, znów wyjęłam telefon, w celu upewnienia się, że dalej nie mam z nikim kontaktu. Nie miałam. Westchnęłam i znów spojrzałam na Ciebie. Akurat drapałeś się po ręce, a ja znów zauważyłam co na niej masz. I znów spoważniałam. Tym razem nie powstrzymałam chęci spytania Cię o to. Była zbyt silna. A ja uznałam, że skoro po wyjściu z windy, nigdy więcej się nie spotkamy, to co mi zależy?

- Cene... mogę Cię o coś spytać?

- jasne. O co chodzi? - odparłeś, wciąż z tym swoim zabójczym uśmiechem. Jednak lekko przygasł, kiedy zobaczyłeś, że go nie odwzajemniam.

- dlaczego... masz pocięte ręce?

Momentalnie spoważniałeś. Spojrzałeś na swoją prawą rękę i przesunąłeś po niej dłoń, jakby chcąc zmazać blizny, które się na niej znajdowały. Ale one nie zniknęły. Głęboko westchnąłeś i odwróciłeś od nich swój smutny wzrok. Ale nie spojrzałeś na mnie. Spojrzałeś w bok.

- Długa historia - stwierdziłeś, patrząc na mnie. Widziałam, że spojrzałeś na moje ręce. - Dlaczego miałabyś chcieć o niej słuchać? - dodałeś, widząc, że ja nie mam żadnych blizn. Pewnie stwierdziłeś, że skoro tak, to znaczy że spytałam po prostu z ciekawości. I że Cię nie zrozumiem. Teraz już wiesz, jak bardzo się wtedy myliłeś.

- Skończyły nam się tematy do rozmowy. Poza tym... czasem dobrze jest opowiedzieć taką historię, wtedy można się uwolnić od emocji z nią związanych. A łatwiej jest opowiedzieć obcemu, niż komuś, kogo dobrze znasz i na kim Ci zależy.

Przez chwilę tylko na mnie patrzyłeś, jakby chcąc wyczytać co siedzi mi w głowie. Nie udało Ci się to. Więc zacząłeś opowiadać. Opowiedziałeś mi naprawdę długą i smutną historię o dziewczynie, którą kochałeś ponad wszystko i dla której byłbyś w stanie wszystko poświęcić. Poza którą nie widziałeś świata. Mówiłeś, że nigdy wcześniej, ani później, nie byłeś już tak zakochany. Że pomimo tego, iż minęły już dwa lata, wciąż Cię to bolało. Że wciąż potrafiłeś płakać po nocach z tęsknoty za nią. Powiedziałeś, że była dla Ciebie tak ważna, że gdyby tylko dała Ci jakiś znak, bez wahania byś do niej wrócił. Pomimo tego, że skrzywdziła Cię niesamowicie. I zniszczyła. Że tu nie chodziło tylko o zdradę i zerwanie, ale o stopniowe niszczenie Cię, kiedy jeszcze byliście razem. Prowadziła Cię za rękę, prosto do depresji i myśli samobójczych, kiedy już zrozumiałeś, że ona nie będzie Twoja. Była całym Twoim światem, więc nie widziałeś sensu w życiu bez niej. Doszedł do tego spadek formy w środku sezonu i całkowite odsunięcie od skoków. I po prostu było to dla Ciebie za dużo. Stąd blizny po cięciach na rękach, od nadgarstków, aż po łokcie. Gdy kończyłeś opowieść, miałam wrażenie, że łamie Ci się głos. Gdy skończyłeś, nie odezwałam się. Nie skomentowałam tego. No bo co ja mogłam wiedzieć o nieszczęśliwej miłości? Nigdy nikt nie złamał mi serca. Nie pozwalałam na to. Robiłam to pierwsza. Zawsze.

Wciąż milcząc, przysunęłam się do Ciebie i niepewnie chwyciłam Cię za prawą dłoń, po czym dokładnie przyjrzałam się tym bliznom. Niektóre z nich były po naprawdę głębokich ranach. Czułam ogromny smutek, kiedy na nie patrzyłam. Delikatnie przesunęłam po nich swoimi palcami, jakby chcąc sprawić, żeby zniknęły. Ale Ty dobrze wiedziałeś, że to nie działa. Byłam zaskoczona tym, że pozwalasz mi na to. Przecież wciąż byłam obca.

- Boże... to jest takie głupie... - stwierdziłam w końcu, wzdychając i odwracając wzrok. Prawie od razu przeniosłam go na Ciebie - jak można zrobić sobie coś takiego?

- Wiem, że to głupie. Teraz to wiem. Ale wtedy... Wtedy to nie było takie proste - powiedziałeś smutno, patrząc mi głęboko w oczy. Chciałam odwrócić wzrok, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie. I było mi z tym źle. Bo wiedziałam co w nich zobaczysz. - A jaka jest Twoja historia? - spytałeś w końcu.

- Skąd wiesz, że jakaś jest? Nie mam blizn.

- Nie masz. Dlatego, że jesteś na to zbyt inteligentna. Ale Twoje oczy mówią wszystko. Wylały wiele łez.

Udało mi się spuścić wzrok. Oczywiście, że miałam historię. Każdy ma swoją historię, którą dzieli się tylko z najbliższymi. Ale ja swoją nie chciałam się dzielić. Zawsze byłam skrytą osobą, nie lubiłam opowiadać o swoich demonach z przeszłości. Wolałam być postrzegana jako wesoła, lekko szurnięta i z pozytywnym nastawieniem do życia. Nie chciałam zdradzać swojej ciemnej strony. I Ty widziałeś, że nie chcę jej zdradzać. Nie naciskałeś mnie słownie. Ale Twój wzrok mówił wszystko. I wzbudzał we mnie zaufanie, dlatego po kilku chwilach opowiedziałam o swojej przeszłości. Z każdym, najdrobniejszym szczegółem. Również cierpliwie mnie wysłuchałeś. Gdy skończyłam, westchnąłeś i odwróciłeś wzrok.

- Nie wiem co mam na to odpowiedzieć... Przy tym, moje "problemy" wydają się być głupie...

- Problem jest rzeczą subiektywną - stwierdziłam - to, co jest idiotyczne dla Ciebie, może być tragedią dla kogoś innego. Dlatego nigdy nie powinieneś mówić, że w porównaniu do kogoś, Twój problem jest głupi. Nie jest. Po prostu... Ja miałam inne problemy.

- Ale nie chciałaś się zabić.

- chciałam. Wielokrotnie. Ale w inny sposób. Brakowało mi odwagi, żeby zrobić sobie krzywdę, więc po prostu zdałam się na los. Stwierdziłam "niech się dzieje co chce" i przestałam na siebie uważać. Licząc na to, że w końcu zdarzy się jakiś wypadek. No... I los zaprowadził mnie tutaj - powiedziałam z uśmiechem. Odwzajemniłeś go. Ucieszyło mnie to, bo od dobrej godziny, cały czas byłeś poważny. A Twój uśmiech za każdym razem powalał mnie coraz bardziej. Już wiedziałam, że jest to rzecz, którą uwielbiam. I czułam, że chcę zrobić wszystko, żeby ten uśmiech nigdy z Twojej twarzy nie zniknął.

- Tak swoją drogą, ciekawe kiedy nas ktoś stąd wyciągnie - powiedziałeś, chcąc zmienić ten dość dołujący temat, który wałkowaliśmy od ponad godziny - jak tak dalej pójdzie, to oboje tutaj umrzemy.

- taa - zaśmiałam się - mojej przyjaciółce może trochę zająć zrozumienie, że potrzebna jest jej interwencja. Dlatego też liczyłam, że Tobą ktoś się przejmie.

- nie ma szans. Kiedy mamy wolne, każdy gdzieś znika i najprawdopodobniej do wieczora nawet nie zauważą, że mnie nie ma.

Pokiwałam głową i znów nie odpowiedziałam. I znów rozmowa się urwała. Ale tym razem cisza nie była niezręczna. Była całkiem przyjemna. Cieszyłam się, mogąc spędzić w ten sposób czas. Sprawiało mi to wiele radości. Jednak po upływie kolejnych kilkunastu minut, zaczęłam czuć że robi się to lekko męczące. Ty chyba też, bo głośno westchnąłeś. Lekko się do Ciebie uśmiechnęłam, po czym przesunęłam się i usiadłam obok Ciebie, ciesząc się, że mogę w końcu wyprostować nogi. Oparłam głowę o Twoje ramię. Nie protestowałeś. Chwyciłam Twoją dłoń i zaczęłam się bawić Twoimi palcami. Również nie miałeś nic przeciwko. "No dalej Prevc, nie masz przestrzeni osobistej? Czemu nie powiesz, żebym przestała? Na jak wiele mi pozwolisz?" Spojrzałam na Twoją twarz. Wpatrywałeś się we mnie z uśmiechem. Nie miałeś zamiaru kazać mi przestać. Podobało Ci się to.

Ale nie trwało zbyt długo. W końcu ta cholerna winda zaczęła działać. Oboje zerwaliśmy się na równe nogi i odsunęliśmy się od siebie, zupełnie jakby to, że jesteśmy tak blisko, było czymś złym, albo dziwnym w tej sytuacji. Może było? W każdym razie, po trzech, może czterech godzinach, winda postanowiła jednak się ulitować i zjechać na parter. I przez tą chwilę, kiedy jechała, miałam wrażenie, że to co się przed chwilą stało, miało miejsce tylko w mojej głowie. Bo znów stałam wpatrzona w ścianę przed sobą. A Ty znów zdawałeś się mnie nie dostrzegać. Nie wywoływało to we mnie żadnych emocji, nie było mi przykro, ani nie byłam przez to zła. Przecież to chyba oczywiste, że byliśmy z dwóch różnych światów. I pomimo tego, że te światy na chwilę się połączyły, tutaj kończyła się nasza wspólna historia. Zaakceptowałam to.

Gdy drzwi windy się otworzyły, moim oczom ukazała się moja przyjaciółka, oraz stojący kawałek dalej Peter. Miał raczej obojętną minę, podczas kiedy po niej widać było, że ma sporo radości z tej sytuacji. Raczej nie nawiązali ze sobą żadnego kontaktu. Podeszłam do niej szybkim krokiem i się w nią wtuliłam.

- Przysięgam, że pójdę i kupię Ci kurwa smycz, bo nie da się Ciebie nigdzie samej puścić - stwierdziła, prawie płacząc ze śmiechu, widząc moją podłamaną minę.

- dobrze... - odparłam, z udawanym płaczem. W rzeczywistości bardzo się cieszyłam, że to się tak potoczyło. Odsunęłam się od niej i spojrzałam na Ciebie. Rozmawiałeś z Peterem i chyba też śmialiście się z tej sytuacji.

Smutno westchnęłam i nakazałam wymarsz z hotelu. W końcu miałyśmy iść zwiedzać miasto. Chciałam też jak najszybciej znaleźć się daleko od Ciebie, żeby móc jej opowiedzieć cały przebieg wydarzeń. Jednak udało nam się zrobić zaledwie kilka kroków, kiedy poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i zatrzymuje. Odwróciłam się. To byłeś Ty. Patrzyłeś na mnie łagodnie, ale z lekkim zaskoczeniem. Ja znów wpadłam w zakłopotanie.

- tak po prostu sobie idziesz? - spytałeś, puszczając moją rękę.

- am... chyba tak... - odparłam niepewnie, jąkając się - W końcu jestem tylko przypadkową dziewczyną, z którą utknąłeś w windzie. Ty masz swój świat i tutaj nasze drogi się rozchodzą, no nie? - dodałam, z lekkim uśmiechem. Smutnym uśmiechem.

- nie - stwierdziłeś krótko, wyciągając swój telefon i wkładając mi go w ręce - zapisz swój numer. Proszę.

Bez chwili zawahania spełniłam Twoją prośbę. Czułam jak ogarnia mnie szczęście. Miałam ochotę biegać w kółko, skakać i krzyczeć z radości. Przyspieszył mi oddech, tętno, wszystko. To było niesamowite uczucie. I stało się jeszcze bardziej niesamowite, kiedy oddałam Ci telefon, a Ty na pożegnanie czule pocałowałeś mnie w policzek. Później odwróciłeś się i poszedłeś z powrotem do Petera. Czułam na sobie wzrok mojej kompletnie zszokowanej przyjaciółki. Czułam na sobie wzrok Twojego starszego brata, który patrzył na mnie z totalną niechęcią i podejrzliwością. Gdyby mógł zabijać wzrokiem, już byłabym martwa. Ale to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Bo ja byłam wpatrzona tylko i wyłącznie w Ciebie. I nie wiem co się ze mną działo, ale wiedziałam, że poza Tobą, nic innego się dla mnie nie liczy.


--------------------------------------------------------------------------------------

Odkąd tylko dowiedziałam się na czym polegają fanowskie opowieści i zagłębiłam się w ich świat, wiedziałam jakiej formy będę zawsze unikać. Wprowadzania do danej rzeczywistości bohaterki wzorowanej na sobie, która poznaje głównego bohatera, zakochuje się w nim i żyją długo i szczęśliwie. Nie lubiłam tego czytać, nie miałam zamiaru tego pisać. Zwłaszcza z perspektywy pierwszej osoby, gdyż uważam, że brzmi to strasznie narcystycznie.

Nigdy też nie uważałam, że mogłabym zwrócić jakąkolwiek uwagę na średniego z braci Prevc. Nie znam chłopa, ale moja opinia o nim brzmi następująco: Ciało ma nie najgorsze. Może jest miły. Worek na głowę i dałoby radę. (Trochę chamsko, ale mam prawo do własnych kurde opinii xD)

No ale jak widać mój umysł ma w dupie moje opinie i postanowił zafundować mi pełnometrażowy sen w formie love story, właśnie z Cene. A ja postanowiłam się nim z Wami podzielić, bo może komuś się to spodoba, a ja dzięki spisaniu tego, będę mogła pozbyć się tych obrazów z mojej głowy. Obrazów, które może i są całkiem przyjemne, ale nie pomagają w pisaniu licencjatu ^^"

Postanowiłam rozdzielić to na dwie części, bo wiem sama po sobie, że zbyt długie opowiadania nie są szczególnie atrakcyjne. Druga część pojawi się jakoś na dniach.

Specjalne podziękowania dla zespołu Simple Plan za napisanie piosenki, której tytuł jest tytułem tego "shorta" i która wprowadza mnie w idealny nastrój, dający wenę.

Miłego czytania, mam nadzieję, że nie zarzygacie pokoju tęczą >D

~ Kurolilly


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro