Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Scotland Yard.

Komisariat, który wszystkim fanom literatury, filmów i seriali o Sherlocku Holmesie, kojarzył się właśnie z nim.

Problem jednak tkwił w tym, że komisarz Jerome Faith nie miał swojego Sherlocka i Watsona, a w Londynie największym zagrożeniem nie były spiski, porwania i morderstwa czynione przez ludzi, a coś, w co każdy dawno przestał wierzyć.

Coś, co zagrażało życiu śmiertelników i pragnęło krwi.

— Kim, do cholery, są ci twoi specjaliści od tych potworów, Faith? — zapytał Eliot, zastępca komisarza.

— Za chwilę się zjawią, wierz mi, to nasza ostatnia nadzieja, aby powstrzymać to, co się dzieje na londyńskich ulicach. — westchnął ciężko, wyczekująco wpatrując się w rysopis pierwszej osoby, która miała mu pomóc.

— Sprawdziłeś ich? Skąd wiesz, że możemy im zaufać? — Eliot drążył temat. Nie ufał nikomu, kto nie był z oddziału, albo nie miał z nimi wcześniej żadnych kontaktów.

Problemem był też fakt, że wraz z falą ataków, ludzie zaczęli uciekać z miasta, a co za tym szło, budynek świecił pustkami.

Zostali z problemem sami, a nawet jedno pomieszczenie musieli zmienić na tymczasowe prosektorium.

Jerome nie mógł mu prosto w twarz powiedzieć, że ich wybawcami zostaną wampiry. Nie po tym, jak jeden z nich zaatakował Eliota, pozostawiając na jego czole bliznę i oku bliznę.

Wtedy usłyszeli stukanie w ziemię, które powodowała ciemna laska, wykonana z drzewa różanego.

Właściciel laski nosił długi i ciemny płaszcz, głowę miał spuszczoną, a na nosie spoczywały mu ciemne okulary. Zrobił kilka kroków w przód, aż w końcu stanął przed Jerome'm i Eliotem i odkrył swoją twarz.

Zieleń jego oczu aż przeszywała, była tak intensywna.

— Crispin Vicoletti. — odezwał się głębokim, ciepłym głosem, który nie budził grozy, tak jak jego natura.

— To dziecko ma nam pomóc? — zakpił Eliot, mierząc wzorkiem przybysza.

— To dziecko, jak mnie nazwałeś, ma prawie dwieście czterdzieści lat, domniemywam, że jakieś sześć razy więcej, niż ty — posłał mu uśmiech. — Nie poinformowałeś swoich wspólników, że do pracy zaprosiłeś wampira? — zdziwił się Crispin, ale Eliot jeszcze bardziej.

Cofnął się, wpadając na szafkę.

— Spokojnie, jestem normalny, nie pragnę łapczywie ludzkiej krwi, tak jak nasz problem, ci ze skażoną krwią, tak? — zwrócił się do Faitha.

— Dokładnie — potwierdził komisarz. — Muszę nanieść małe poprawki; o pomoc nie poprosiłem jednego wampira, a czterech... łącznie z Crispinem. — sprostował, patrząc na wściekłego zastępcę.

— Czterech? — zapytali równocześnie Vicoletti i Eliot.

— Dobry wieczór, Anthony Ravenshaw, kłaniam się nisko i pozostaję do usług Scotland Yard. — do pomieszczenia wszedł następny wampir, także ubrany w płaszcz, jednak dużo jaśniejszy. Jego włosy były jak pola pszenicy.

Crispin wymienił spojrzenie z Tony'm.

— To będzie zaszczyt pracować z tak starym wampirem. — stwierdził ten drugi.

— Nazywanie starym to lekka obraza, nie uważasz? — wtrącił nieśmiało Jerome. Wampiry posłały mu zdziwione spojrzenie.

— Dla nas to komplement — wyjaśnił Crispin. — Ciekawi mnie kim jest trzeci wampir, czy wybierając nasze osoby, specjalnie dobierałeś mieszkańców Londynu, czy zupełnie przypadkiem tak wyszło?

— Przypadkiem. Po zrobieniu rozeznania, próbowałem nawiązać kontakt z najlepszymi wampirami w Wielkiej Brytanii.

— To znaczy, że...

— Theresa Holdter, kobiety zwykle przychodzą spóźnione, za co przepraszam, ale jak widzę, nie jestem jedyną kobietą, skoro wciąż brakuje czwartej osoby. — przerwała mu blondynka, uśmiechając się delikatnie i ściągając z dłoni rękawiczki w kolorze burgundu.

— To chore, że będą nam pomagać wampiry z innymi wampirami, w dodatku wyglądają jak nastolatki, co pomyślą sobie ludzie? — bulwersował się Eliot McAvoy.

Faktycznie wygląd wampirów mógł wprowadzać w zakłopotanie, zważywszy na to, że znaczna większość z nich została przemieniona w bardzo młodym, lub po prostu młodym wieku.

Jerome przez chwilę pomyślał, że Theresa jest w wieku jego osiemnastoletniej córki, Adeline, ale było to po prostu niemożliwe.

— Powiedział pan, że kontaktował się z najlepszymi — zaczął Crispin. — W Londynie jest ktoś, kto bezwzględnie jest najlepszy. Jakim cudem udało się panu go przekonać? — Crispin był podekscytowany i pełen podziwu.

— Londyn to jego miasto rodzinne, wygląda na to, że jest mocno z nim związany, bez wahania się zgodził. Czy wy wszyscy się znacie? — wskazał na nich palcem.

— Nie, absolutnie — zaprzeczył Vicoletti. — Słyszeliśmy o sobie z nazwiska, jak się domyślam, ale nigdy w życiu nie mieliśmy styczności ze sobą. 

— Zapewniam, że nie będziesz zadowolony z faktu, że musisz mieć styczność ze mną. — w końcu dotarł do nich ostatni wampir. Srebro w jego oczach przecinało ludzi, komponując się z czarnymi lokami. Tak samo jak pozostali, nosił płaszcz.

— William Levingstone, dla przyjaciół Will, nie mam żadnego, więc nikt tak do mnie nie mówi — stanął zaraz obok Tessy. — Robimy jakiś wieczorek zapoznawczy, czy od razu przechodzimy do rzeczy? — ton jego głosu był tak obojętny, że wydawało się, że wcale nie zależy mu na mieście.

— Cudownie! — Eliot klasnął w dłonie. — Masz swoją fantastyczną czwórkę, Faith. — wywrócił oczami.

— Według ogólnie przyjętych norm literackich i tak dalej, to tak, jesteśmy postaciami fantastycznymi — odpowiedział Will. — Piękna blizna, jak bardzo byłeś kiepski w łóżku, że ta wampirzyca ci to zrobiła?

— Skąd...

— Jestem wampirem kompletnym. W słońcu nie mogę się poruszać, piję tylko krew, potrafię wyczuć innego wampira i jego ślady, a śmiertelnikom i pozostałym wampirom czytać w myślach, nie, nie farbuję włosów, tak, jestem stary. Starszy, niż bym chciał — puścił mu perskie oko. — Nie, żebym był jakoś dumny z tego powodu.

— A co z nimi? — zapytał Eliot, wskazując brodą na pozostałą trójkę.

— Jesteśmy prawie jak normalni ludzie, tylko się nie starzejemy, musimy wypić trochę krwi, ale nie jest nam niedobrze od zwykłego jedzenia i takie też spożywamy, czasami wysuwają nam się kły, mamy wyostrzone zmysły i lepszą sprawność fizyczną. — odpowiedział Crispin, gładząc kciukiem wierch laski.

— Możemy przejść do sedna, czy będziemy tak plotkować? — wtrącił William.

— Tak, jasne — Jerome odchrząknął i wyłożył na stół potrzebne materiały. — To są zdjęcia z miejsc zbrodni, a raczej masakry.

Fotografie przedstawiały młodych ludzi, całych we krwi, z rozszarpanymi gardłami, lub śladami po kłach.

— Może to zwykły seryjny zabójca? — zasugerował Anthony.

— Nie wydaje nam się — Jerome pokręcił głową. — Nasza kryminalistka bada każde jedno zdarzenie, to nie jest dzieło człowieka. — podsunął im pod nos zdjęcie jednego z wampirów.

Wampiry ze skażoną krwią różniły się znacznie od zwykłych, ponieważ ich oczy były czerwone, a kły nigdy się nie chowały.

— Żeby poprzeć nasze przypuszczenia, dodatkowo w ostatnich dwóch miesiącach...

— Zaginęło czternastu nastolatków — dokończył za Eliota William. — Też wydawało mi się to dziwne, ale nigdzie nie widziałem śladów po tych potworach. — cmoknął z dezaprobatą.

— Skąd oni się wzięli? — zapytał Jerome. Bardzo niepokoiła go obecna sytuacja.

— Dawno temu, bardzo dawno temu, kiedy wampiry dopiero zaczęły się pojawiać, żył człowiek o imieniu Victor Moriatti. Kiedy wszyscy robili wszystko, żeby wampirem nie zostać, on jakimś pokręconym cudem tego pragnął. Pragnął na tyle, że w końcu mu się udało, jednak przemiana nie zaszła zgodnie z tym, jak chciał, tradycyjnie. Stał się gorszą wersją nas, chociaż nikt się nie spodziewał, że tak się w ogóle da. Wtedy uznano, że Victor skaził swoją krew i skazi każdą, której się tknie. W tysiąc sześćcest siedemdziesiątym szóstym roku odnotowano kilka przypadków wampirów, które różniły się wyglądem i atakowały ludzi. Później sprawa ucichła. W tysiąc siedemset osiemdziesiątyn ósmym roku znowu pojawiły się przypadki, byłem w to wmieszany, miałem do czynienia z tym czymś i wiem, jak to zabić, później znowu było cicho, aż do teraz. — zakończywszy swój wywód, położył na stół sztylet, jednak nie był on zwyczajny.

— Kawałek drewna ma zabić coś, co wybija pół miasta? — prychnął Eliot.

— To sztylet wykonany z osika — odezwała się Theresa, unosząc go w górę. — Nie jest on tylko bajką, ale naprawdę działa. Jednak w przeciwieństwie do nas, Skażonym nie wbija się go w serce, a w mózg.

— Skąd panienka to wie? — zainteresował się Crispin.

— Samotne damy muszą sobie radzić nocami. — wzruszyła ramionami.

— W takim razie możemy zacząć. Przydzieliłem wam obszary, które oddaję pod wasze skrzydła — Faith pokazał im mapę. — I niech Londyn stanie się wreszcie miejscem wolnym od tych potworów.

____________________________________

Witam Was serdecznie w moim pierwszym fantasy dziecku na Wattpadzie!

I zachęcam do przybycia na instagrama - Meleody0903

UPRZEDZAM:

- może pojawić się masa PLOT HOLE'I
- TRAGICZNE opisy walki
- nieścisłości
- wymyślone lokacje na potrzeby
- mieszanie epok, bo tak mi się spodobało łączenie ich
- wiele innych, o których pewnie teraz nie pamiętam

ALE....

Pisałam to dla siebie, jednak postanowiłam, że podzielę się tym z Wami, ponieważ pokochałam postaci tak bardzo i historię, że chciałabym, żeby ktoś inny też to zrobił!

Miłego czytania! (płakania, wkurzania się, irytowania, zawodzenia, etc)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro