Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~Rozdział 77~~

Hacker Ligii nigdy nie mógł pozwolić sobie na chwilę spokoju, całkowitego relaksu. Ciągle musiał pozostać w kontakcie z tym gronem cyrkowców, jeśli nie chciał zostać wydany władzom, chociażby przez przypadek, gdyby dowody, którymi szantażował go Izuku, zostały znalezione przez śledczych.

Gdzieś w tyle głowy wiedział, że zielonowłosy spali je wraz ze swoim zgonem, jednak nie było w tym mowy o złapaniu. Dzieciak wciąż potrzebował materiału do zmuszania go do posłuszeństwa, choć oboje wiedzą, że ciemnowłosy wszedł w to już za głęboko, aby zawrócić, uciec.

Nie zmieniało to faktu jego teraźniejszego stanu rzeczy, gdy najpierw przeżył zawał, a teraz pracował z pętlą na szyi, która w każdym momencie gotowa do ścięcia jego karku. Powinien się pośpieszyć z tym włamaniem, jednak wiedział lepiej, że niektórymi rzeczami należy zająć się dłużej, aby nie zakończyły się porażką o gorzkim smaku.

Przygryzł wargę, chwytając za inny sprzęt elektroniczny, zajmując się teraz ciągiem cyfr na nim, jednocześnie wciąż nie spuszczając wzroku z głównego ekranu, gdzie coś się ładowało. Palce pracowały dzisiaj szybciej i staranniej niż na każdej innej misji, czując żniwiarza śmierci za plecami, który tylko czeka na jego najmniejszy błąd.

- Pięć minut.- podał informacje, nie przerywając wpisywania skomplikowanych kodów. Nie mógł pozwolić sobie na pomyłkę, ale w tej chwili nie miał też szans na jej wychwycenie. Hasła, piny, wzory - wszystko niemal zrobione. Po prostu czas, czas na wciskanie odpowiednik guzików i załadowanie.

- Dwie.- zimny głos jego pracodawcy sprawił, że zamierzał niemal natychmiast się zastosować, przyśpieszając proces, choć powstrzymał się w ostatnim momencie, znając skutek gwałtowniejszych włamań. Nie obchodziło go, czy zobaczą, że ktoś przejął ich system, ponieważ będzie miał go wtedy zakręconego między palcami, jednak sama świadomość, że mogą spodziewać się czegoś niedobrego wystarczyła, aby zebrał się w sobie i przeciwstawił.

- Trzy.- pokręcił głową, już i tak obniżając czas ich czekania.- Niżej nie zejdzie.- dodał, nie dając tym samym nastolatkowi na czas sprzeciwu. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a bezpieczeństwo pozostaje postawione na pierwszym miejscu, ponieważ martwy medyk na nikomu nie jest potrzebny.

~~~

Drzwi otworzyły się automatycznie, jednak nikt nie wykonał przez nie ruchu, jakoby jakaś zjawa, bezimienny duch, który przyszedł pozwiedzać, nie posiadając ciekawszego zajęcia. Ochroniarze spojrzeli się na nie, wyszukując jakiegoś znaku, że ktoś rzeczywiście przekroczył te progi, chociaż nic na to nie wskazywało.

- Poinformuje górę.- oznajmił jeden, włączając nadajnik w swoim uchu, aby wykonać szybki telefon. Już otwierał usta, aby wykonać zapowiedziany czyn, choć głos zniknął w jego krtani, nie powracając już nigdy, pozostając zakopanym pod stertą gruzu, pod całą otoczką jakiegoś zagłuszacza, który nie przepuszczał tego typu drgań.

- Sierżancie Hotea.- odezwał się ktoś po drugiej stronie łącza, jednak cisza pozostała, jakby nie padło żadne słowo, jakby nic się nie zmieniło.

- Kapral Yuuki Hoshi, sir.- drugi ochroniarz przedstawił się, jednak na tym nie zakończył swojej mowy.- Sierżant Hotea Taijuu zemdlał na służbie, sir.- wyjaśnił sytuacje, a wśród słuchacza zapanowała głuchota, ni to niezręczna, ni to przyjemna. Jakoby wyczekująca na coś, na dodatkowe informacje, które mogły pozostać utajone.

- W drodze.- jakby wzdychnięcie, poddanie się, wystarczająco zadowalająca odpowiedź dla kaprala, który wraz ze słowami zwolnienia, wyłączył urządzenie, uszkadzając je delikatnie i niezauważalnie z wyglądu, lecz wciąż wyczuwalne w użyciu.

Wojskowy skinął głową w stronę cienia, wciąż klęcząc przy nieprzytomnym ciele towarzysza z wyższą rangą. Kolejne drzwi się otworzyły, lecz żadna żywa dusza nie przekroczyła ich progu, jakoby zjawa jakaś, duch...

~~~

Taki przebieg zdarzeń trwał i trwał, aż do wejścia na wyższe piętro, gdzie to dwójka strażników została ogłuszona, lecz alarm jednocześnie włączony, jakby spodziewając się takiego obrotu spraw.

- Drugie drzwi na lewo, pół minuty i powrócić na pierwotną ścieżkę.- głos ze słuchawki poinformował ich w zatrważająco szybkim tempie, a Ci nie zawahali się nawet na chwilę nad wydanym poleceniem. Wiedzieli bowiem, że nie wywiezie ich w maliny, że nie pozwoli, aby zostali złapani. 

Zatrzymany szantażem, trzymany przez groźby.

Nastąpił okres napięć - alarm wyłączył się chwilę po ich zniknięciu we wskazanym pomieszczeniu, a odgłos wojskowych butów wypełnił korytarz. Czas wypełniony paniką, niezręczną i niepokojącą ciszą, której nie można przełamać.

- Kolejni?- pytanie bez odpowiedzi, zaczęto sprawdzanie pokoi, nim jednak doszli do drugich drzwi po lewej, kolejny głos poinformował ich o rzekomym niebezpieczeństwie w korytarzu niewiele oddalonym od tego - ich działka.

- Na mój znak...- nie mógł nawet go dać, gdy młody chłopak wyszedł z pomieszczenia, kierując się natychmiastowo do miejsca docelowego, na co reszta posłała mu zdezorientowane spojrzenia, ale postanowili ruszyć za nim, chociażby po to, aby nie zgubić nietrzeźwego na umyśle.

~~~

Bordowa czupryna, a wśród niej dwa niewielkie, ale ostre ciemne rogi, których spicze pokrywa spływająca szkarłatna ciecz. Oczy ostre, ale pozostawione z dziwnym ciepłem, rozbawieniem i miłością. Kolor ich niewiele różniąca się od turkusu, a źrenice jakoby X postawiony na tej barwie. Ostre rysy twarzy i blada cera z zarumienionymi polikami. Uśmiech rozpościerał się na ustach, a napięte poliki drażniły dwie rany cięte tuż pod lewym okiem, zadane jakoby niedawno, jeśli wierzymy, wypływającej krwi.

Sylwetka smukła, ale wystarczająco wysoka, aby mógł z dumą reprezentować swoje dwadzieścia pięć wiosen. Elegancki ciemny garnitur, pod którym skrywała się wyprasowana fioletowa koszula. Rękawice w odcieniu kruczym dumnie prezentowały się na jego długich palcach i mógłbym się założyć, że gdzieś na tym materiale spoczywała szkarłatna barwa, jakoby krew, choć na pewno nie jego - tego jestem wręcz pewny.

Nogi ma postawione na solidnym biurku, a ręce po obu stronach jego ciała, opadając w dół w szarmanckim stylu. Wyraźnie pozycja, która sugeruje brak szacunku do osoby, znajdującej się przed nim. 

- Więc panienko, powiesz nam coś więcej?- zapytał grzecznie, spoglądając na blondynkę przed nim, podnosząc przy tym jedną brew. Jej twarz cała poharata, nie było miejsca bez skazy. Oczy zamglone, ale z wyraźną determinacją w nich ukrytą. Złote kosmyki opadły na jej plecy, już dawno wychodząc z niesfornych koczków, które zwykła nosić na swojej głowie. Rany kłute, siniaki, opuchlizny... Wszędzie, każdy skrawek jej ciała, okrytego poniszczonym materiałem, który może kiedyś robił za jej szkolny mundurek.- Jedno zdanie, nie pogardzimy też słowem. Każda informacja się liczy, moja droga księżniczko.- stwierdził, zdejmując stopy z blatu.

Zamrugał kilka razy, otwierając usta, aby wypowiedzieć cokolwiek, żeby wydać z siebie jakiś dźwięk, ale jej krtań, nie licząc delikatnego drgnięcia, nie wykonała żadnego ruchu, uniemożliwiając jej konwersacje słowną.

Nim się zorientowała, jej podbródek został uniesiony przez dłoń w materiale, a jej oczy wpatrywały się teraz w jego delikatny i ciepły uśmiech, który niemalże krzyczał "Ze mną jesteś bezpieczna, możesz wyjawić co Ci na sercu leży, kochanie."

Ile w tym prawdy? Bóg jeden raczy wiedzieć, gdy autor zaciekle milczy w tej sprawie, nie chcąc rzekomo nic ujawniać. Trudna z nim rozmowa, och ta konwersacja... Tak samo milcząca jak blondynka, choć nie ja przesłuchanie urządziłem, żadnego tutaj nie było.

- Masz na imię Himiko Monoma, prawda?- nawet nie zauważyła, jak delikatnie kiwa głową na zadane pytanie, jakby w transie, jakoby bez kontroli nad tym co zostało uczynione.

Na ten gest uśmiech turkusowookiego złagodniał, a jego wolna ręka pogładziła dziewczynę po czuprynie w ramach nagrody. Ta nie drgnęła nawet na ruch, pozostając w tej samej pozycji co wcześniej.

- Dobra dziewczynka, dobra...- oznajmił, puszczając jej podbródek, ale nie opuszczając głowy, którą wciąż delikatnie głaskał, jakby była małym dzieckiem, a nie mordercą wielu nastolatków (i nie tylko), którzy nie potrafili odwzajemnić jej uczuć miłosnych.

Przygotował się do tego doskonale, znał wiele faktów, miał mnóstwo podejrzeń co do jej osoby. Teraz tylko udowodni wszystko co może, wiedząc, że już ją złamał, że już należy do niego.

Sposób prosty, banalny dla jego istoty, nic z czym nie dałby sobie rady. Nie pierwszy i nie ostatni raz, jego ścieżka nie zmieniła się od dawien dawna. Od dziecka bowiem manipuluje na swoją korzyść, w imię sprawiedliwości, której tak bardzo pragnie, której nie potrafi odnaleźć... Nie, to coś innego...

... Coś całkowicie innego, tak!

To-

Drzwi otworzyły się z trzaskiem, wylatując po części z zawiasów, uderzając dodatkowo Bogu winną ścianę. Z obrazu wypadła śrubka, sprawiając, że wisiał on tylko na jednej, grożąc uderzeniem o podłogę w każdym momencie.

~~~

Licznik Słów: 1286

Data napisania: 08.06.2022

Data publikacji: 08.06.2022

Notka:

---

Miejsce na komentarze, story time i wszystko co jesteście w stanie dać. Potrzebuje komentarzy i to już==>

>Miłego dnia/nocy
-Ciao!

~~Autor wciąż niczego nie żałuje~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro