~~Rozdział 76~~
Zielonowłosy rozłożył się na kanapie, wysłuchując z uśmiechem, jak dwójka podwładnych Overhaula mówi podekscytowanymi głosami o ich ostatniej akcji, na którą ich zaprosił. Ma już ich na wyciągnięcie ręki, teraz tylko złapać i przycisnąć blisko do siebie, aby nie uciekli. Prostsze, gdy pierwszy ruch wyszedł z taką gracją.
Przez jego kręgosłup przeszedł dreszcz, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego. Zmrużył oczy, starając się znaleźć gdzieś niedopatrzenie, jakąś lukę w swoich decyzjach. Jednak nic nie przychodziło mu na myśl, znał położenie każdego z członków Ligii, ważnych dla siebie osób i... Nie, chwila. Nie miał potwierdzenia co do dwójki u mężczyzny z dziobem.
Nie chcąc dać po sobie poznać niepokoju, podniósł się z wygodnego mebla, stojąc przez chwilę w bezruchu, gdy wzrok mu się zamazał. Ach tak... Tabletki, nie wziął tabletek. Musi to nadrobić, ale później, teraz ma ważniejsze sprawy do wykonania.
- Chyba czas wreszcie odwiedzić Kai-chan.- stwierdził beztrosko, poprawiając swój kapelusz na czuprynie, aby jako tako się zaprezentować oraz utaić nutę słabości, jaka go ogarnęła i stopniowo rosła, choć w powolnym sposobie. Zrobił jeden krok przed siebie, ale to tylko po to, by móc zaprezentować najpiękniejsze możliwe zastosowanie prawa grawitacji, ale to z jaką gracją! Jego ciało upadło płasko na ziemi, a maska wydały głuchy odgłos, jakby coś pękło, choć sama była w całości. Kapelusz zleciał z głowy, tocząc się kilka centymetrów do przodu, aby zahaczyć o stolik i nigdzie więcej się nie ruszyć.
Nastała cisza, nieco niezręczna i pełna napięcia, gdy dwójka młodych dorosłych oczekiwała na ruch ze strony nastoletniego przestępcy, który jednak nie nastąpił i nie wydawało się, aby coś takiego miało się stać w przedsionku najbliższych chwil.
- Lächeln...?- zapytał z wahaniem kruczowłosy, klękając przed niższym i potrząsając jego ramieniem, licząc na odpowiedź. Szczęście jednak żadnej ze stron nie dopisuje - zielonowłosy jak upadł, tak leżał i udawał kłodę. Chłopak odwrócił mniejszego na plecy, aby sprawdzić oddech, ale zatrzymał się dłonią kilka milimetrów przed dotknięciem maski, walcząc z wewnętrznym sobą nad ściągnięciem jej, a zawołaniem pomocy, wiedząc (z powodu wcześniejszego poinformowania), że w tym budynku znajduje się minimum jedna osoba z Ligii, która powiadomiłaby lekarza, gdyby coś się komuś stało.
Nie musiał jednak podejmować jakiejkolwiek decyzji, ponieważ drzwi wejściowe otworzyły się, jakby od niechcenia atakując ich uszy skrzypieniem. Zamaskowany hacker zmrużył brwi na to co znajdowało się przed nim, ale dość szybko zamknął za sobą wejście i znalazł się przy młodszym od siebie, sprawdzając puls na szyi, aby upewnić się w niektórych rzeczach.
- Po schodach na górę i trzecie drzwi po lewej; powiedz "Szef leży" i powinien zrozumieć.- te słowa skierował do kruczowłosego, który z niepewnością skinął głową i udał się tam, gdzie mu kazano.- W dół po schodach, drugie drzwi na prawo; potrzebuje szmatki i miski z wodą.- polecił drugiemu, który stał chwilę w miejscu z początkowym buntem w oczach, ale ostatecznie ruszył, aby wykonać dany mu rozkaz. Gdy po obu chłopcach nie było śladu, odważył się podważyć maskę, ściągając ją z młodej twarzy, aby sprawdzić oddech, który mógł zaniknąć - co na szczęście okazało się tylko przypuszczeniami i nimi pozostało.
Ciemnowłosy hacker zabrał się za prowizorycznym badaniem, aby udzielić poprawnej pierwszej pomocy. Głównie patrzył, czy nic nie zostało połamane przy tym upadku, ponieważ gdy gumowa umiejętność została zabrana, cóż... Ciało wciąż nie przyzwyczaiło się do tej zmiany, a kości w dalszym ciągu potrzebują kilku tygodni na całkowitą regeneracje.
- Pół dnia i prawie ich oswoiłeś, co?- zapytał zielonowłosego, wycierając kciukiem ukrytym za rękawiczką krew, która powoli wypływała z kącika ust dziecka. Teraz nie za bardzo przejmował się późniejszym przymusem co do wyprania części swojego ubioru, ponieważ musiał zdbać o to, aby ten młody "geniusz" zabrał swoje tabletki.
- Ma się ten dar...- mruknął zielonooki, podnosząc się na łokciu do pozycji siedzącej.- Nie spodziewałem się jednak... Takiej szybkości...- dodał, czego często nie robił w jakiejkolwiek innej obecności, którą nie był jego brat. Jaki ma teraz wybór? Nie ma komu się wygadać, komu zdradzić swoje wątpliwości. Wybrał kolejną ofiarę, tym razem ma niemal stu procentową pewność, że nie zostaną one użyte nawet w żarcie, ponieważ trzyma ich hackera w garści, zna coś czego nie powinien.
- Trzymaj.- niemal wcisnął mu dwie białe pastylki do ręki, sięgając jednocześnie po butelkę soku, która stała nietknięta na stole.- ... Nie zapominaj o nich, Lächeln-san...- cichy szept, ale wystarczający do usłyszenia przez aktora, który postanowił nie dać po sobie poznać, że coś takiego dotarło do jego uszu. Z przymusu wsadził tabletki do ust, przełykając je niemal od razu, na ślepo szukając wyciągniętego w jego stronę trunku, którym miał zamiar zapić nieprzyjemny posmak.
- Mam!- krzyk, który doszedł do nich ze schodów, prowadzących do piwnicy, wyrwał ich z przyjaznej ciszy, sprawiając, że oboje spojrzeli się na bruneta. W jego dłoniach misa wypełniona wodą, a na nadgarstku spoczywa szmatka, o której przyniesienie również został poproszony. Zastygł w miejscu widząc twarz swojego tymczasowego dowódcy, która przez ten czas solidnie skrywała się za maską wykrzywioną w radości. Zielone oczy zamrugały dwa razy, po czym na ustach pojawił się delikatny i ciepły uśmiech, przez który szarooki lekko się zarumienił z niezręczności, ale podszedł z trzymanymi rzeczami, stawiając je na podłodze obok hackera.
Nim jednak zdążył się odezwać, usłyszeli stukot dwóch par butów, uderzających o drewniane schody. Jedne całkowicie spokojne, a drugie - słyszalnie spanikowane, ale nie przyśpieszające aż nadto. Chwilę po tym dwie sylwetki wyjawiły się, a kruczowłosy znieruchomiał na chwilę, na trzecim stopniu, pozwalając się wyminąć białowłosemu, który mijając go położył dłoń na ramię. Nagły ciężar, choć niewielki, sprawił, że chłopak upadł na pośladki, patrząc z szokiem na zielonowłosego.
- I co ja z Tobą mam, co?- zapytał lekarz, klękając przy swoim podopiecznym i kładąc mu wierzch dłoni na czole, co nie spotkało się z miłym traktowaniem, gdy chłopak wyraźnie odrzucił gest opieki nad nim.
- Nic mi nie jest.- stwierdził w ramach obrony, choć ręka ponownie sprawdziła temperaturę, nie będąc tym razem źle potraktowana. Izuku już miał coś powiedzieć, gdy mokra szmatka wylądowała na jego twarzy, chwilę pozostając tam przyklejona, po czym spokojnie spadając na uda młodzieńca.
Zielone oczy zamrugały, gdy wpatrywały się w bruneta, który przez pierwszą chwilę wyglądał na złego, po czym wyraz jego twarzy niemal natychmiast stał się przerażony i niemal błagający o przebaczenie, które nie tylko wystąpiło w mowie ciała, ale też w słowach, rzucanych w gorączkowym tempie.
- Ha... Hahaha!- aktor zaśmiał się serdecznie, zadziwiając tym nie tylko czwórkę ludzi, ale też samego siebie, choć ostatecznie nie potrafił i nie chciał się opanować. Po nim dołączyły kolejne głosy, a zdezorientowani podwładni Overhaula spojrzeli na siebie z obawą, po czym w wyraźnej zgodzie dołączyli do chichotów, jakby zaatakowanie mokrym przedmiotem przełożonego, nie było niczym innym jak dziecinnym żartem, puszczonym przez dzieci w świat.
Ach tak... Nic nie da rady zniszczyć humoru Izuku, dzisiaj jest zbyt dobrze, aby cokolwiek to zaprzepaściło, aby cokolwiek sprawiło, że stanie się inaczej, odwrotnie.
Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem, a w nich z przerażaniem stanął Twice.
~~~
Licznik Słów: 1126
Data napisania: 23.05.2022
Data publikacji: 23.05.2022
Notka:
---
Miejsce na komentarz i znak życia, i story time, i kurde bele wszystko inne==>
>Miłego Dnia/Nocy
-Ciao!
~Autor niczego nie żałuje~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro