~~Rozdział 74~~
- ... Dlatego potrzebuje Was do tej misji.- wytłumaczył Izuku, przedstawiając cały plan zinfiltrowania Shie Hassaikai i pozyskania małego dziecka, którego imię brzmi "Eri". Jak na razie wszystko wyglądało na to, że zgodzą się bez zawahania, ale nie zdziwiłby się, gdyby powiedzieli, że tego nie zrobią. On nie zmusza, nie ma na to serca, czasu i cierpliwości.
Nie to nie, wymyśli inny sposób, bez narażania ich wszystkich, tak jak wiele razy wcześniej, gdy był pewien przegranej.
Podwójne samobójstwo~
Zamruczał do ucha Deku, dosłownie wisząc mu na ramionach, jakby chcąc sprawić, aby upadł na kolana i się już nie podniósł, aby klęczał przed nimi, przepraszając za wszystko, po czym zapadł się jeszcze niżej, już nigdy nie wstając, przez ciężar, który uniemożliwia mu normalną pracę.
Zignorował, ma ważniejsze rzeczy na głowie.
- Yes sir!- odparli jednocześnie, przykładając rękę do czoła, jakoby salutując. Czując ich vibe i poczucie humoru, wyciągnął rękę przed siebie, jak niegdyś Hitler, posyłający swoich żołnierzy do boju i podboju Europy.
We troje zaśmiali się z inside joke, choć zielonooki wymusił to, mimo iż nie bawiła go ta myśl. Nie czuł tego mimo chęci, więc to udał, aby było mu łatwiej się wpasować i wtopić w ich łaski, nie zdając sobie sprawy, że nic go od nich nie odtrąci, ponieważ Liga Złoczyńców jest różnorodna i każdy akceptuje tu siebie takim, jaki jest, bez względu na wszystko.
- Czy mógłbym...- nie musiał kończyć, aby młody aktor skinął głową z uśmiechem, jednocześnie odciągając Himiko od tematu, pytając, czy nie chciałby przypadkiem dołączyć do niego w podróży do sklepu po "słodkie", choć dobrze wiedział, że mają już tyle tego, że dosłownie wylewa się to z ich szafek i nie tylko.
Blondynka szybko się zgodziła, lecąc na piętro, aby przyszykować sobie ubrania na tą okazję. Twice chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się, widząc wyciągniętą otwartą dłoń w jego stronę, jakby na znak "stop".
- Nie ma za co.- uśmiechnął się w jego stronę.- Trzecie pudło od lewej, półka C, wszystko.- Jin zdziwił się na te słowa, ale szybko jego trybiki ponowiły pracę, na co posłał Izuku szeroki uśmiech pod maską i odwrócił się na pięcie, wędrując we wskazane miejsce.
Gdy tylko mężczyzna znikł za zamkniętymi drzwiami i skrzypiące stopnie piwnicy oznajmiły, że znalazł się na samym dole, zielonowłosy odważył się na wypuszczenie powietrza ze swoich płuc. Był hojny, nawet bardziej niż chciałby przyznać, ale nie mógł przejść obojętnie, obok czegoś takiego.
Mu pomogli (chociaż trochę poniewczasie, ale wciąż wystarczająco mocno), więc on też czuje obowiązek zrobienia tego samego. Po coś wciąż tu stoi, prawda? I nie może być to tylko podbicie świata, ponieważ każdy idiota z odpowiednią bronią, dałby radę, a mając takie filary... Taką rodzinę... To nie problem, a wręcz przyjemność, choć niekiedy zbyt bolesna.
- Izu?- bardzo niemęski pisk, wyszedł z ust zielonowłosego, który podskoczył do góry jak kot, niemal jeżąc się jak to stworzenie. Jego oczy szybko przeskanowały pomieszczenie, ale dopiero gdy zauważył znajomą blond czuprynę, odprężył się na tyle, że gotów w każdej chwili uderzyć się w czoło z niezręczności i własnej głupoty, która miała teraz swój genialny pokaz.- Wujek Shin Cię woła.- oznajmił ze śmiechem, skracając imię ich opiekuna do pseudonimu, jaki nadali mu cywile bez większego powodu, upierając się, aby nazywać go tak, a nie "Lächeln", jak sobie wymarzył. Życie, czy coś.
- Haaa? Muszę teraz?- skinienie głową sprawiło, że zrobił obrażoną minę dziecka, powodując tym samym chichot u swojego młodszego brata.
To tak się czuł Tenko, kiedy się śmiałem?
Zapytał sam siebie, a dziwny ucisk w klatce piersiowej sprawił, że powrócił do świata realnego, udając, że nic nie zaprząta mu głowy, że wszystko w porządku. Tak jak zawsze było i będzie. Ni mniej, ciągle więcej.
- Wujek Shin powiedział, że to baaaardzo ważne.- przeciągnął literę 'a' w przedostatnim słowie, wyolbrzymiając (wyogramniając) jego znaczenie. Zielonooki zbył to, zakładając, że to zwykły bilans, aby zobaczyć, czy cieleśnie wciąż zdrowy i dowiedzieć, co mu tak naprawdę dolega.
Uciekł nim się dowiedział, jak zwykle zbyt prędki w decyzjach. Powinien choć na chwilę przystopować, dla własnego dobra minimum.
- Huuu, a może pójdziemy do niego później?- zapytał z podejrzanym uśmiechem na twarzy.- Dlaczego by teraz nie skoczyć po słodkie ze swoim ukochanym braciszkiem i ulubioną siostrzyczką?- wiedział, że dzieciak mu nie odmówi, znał go od dawna. Opiekował się nim, gdy inni nie chciali, dbał o niego, by nie skończył jak on.
Głupi, samobójczy i agresywny.
Wolał sprawić, by stał się drugim Shinkarasu, choć mniej przerażającym.
Jego jedyne życzenie, które pozostało od dawna.
~~~
Twice trzymał solidnie pudło w obu rękach, idąc przed siebie z delikatnym uśmiechem wypełniającym nie tylko jego usta, ale też i niebieskie oczy. Cieszył się tym, że został puszczony, aby ich zobaczyć. Nie chciał nadużywać dobrego serca Izuku, wiedział, że zgodzi się on niemal za każdym razem, widział przecież, że po tym, jak ten dowiedział się co robi w chwilach wolnych, przydzielał mu mniej drastyczne misje, tłumacząc się słowami "nie ma w tym tygodniu nic ciekawego", czy też "Dabi się upierał o jedną już od dawna". Choć oboje zdawali sobie sprawę, że to kłamstwo.
Zielonowłosy nie potrafił przestać się troszczyć o całą Ligę. Odwiedził grób Magne już kilka razy, przynosząc kieliszek i whisky, które dziewczyna uwielbiała, albo kwiaty, które sobie upodobała i to w przedsionku niecałej godziny, tłumacząc się swoim zapomnieniem.
Może nie należał do najmądrzejszych, ale nikt mu nie umniejszy jego instynktu w sprawach uczuciowych. Stara się wychować piątkę sierot z pomocą pewnej starszej pani, właścicielki sklepu pod mieszkaniem, które wynajął, aby dzieci mogły mieć miejsce, gdzie wracać.
Pamięta, jak walczył o to, aby je zabrać z niebezpiecznego miejsca, jak starał się utrzymać ich przy życiu i zadbać o nich. Nagle pojawiła się staruszka i wyciągnęła w jego stronę pomocną dłoń, udzielając mu rad i służąc swoją miłością do dzieci, gdy tego potrzebowały, a go nie było w pobliżu.
Otworzył łokciem drzwi do domu tych dzieci, starając się nie upuścić kartonowego pudła.
- Witajcie ko- zatrzymał się, patrząc się po zarumienionej twarzy jednego ze starszych dzieci, któremu przypatrywała się reszta. Widząc wyjście, uciekł przez nie, krzycząc coś o "niezręcznych idiotach!", trzaskając przy tym wejściem, sprawiając, że na chwilę każdy ucichł.- Co się tutaj stało?- zapytał spokojnie, kładąc trzymany przedmiot na podłodze przed dziećmi.
- Co to jest, Wujku Jin?- zapytała dziewczynka, otwierając kartonowe wieczka, aby móc obejrzeć zawartość, przyniesionego prezentu przez dorosłego, który zdecydował się nimi zaopiekować, choć nie zawsze odwdzięczają się mu za to dobro, ale ich uśmiechy mu wystarczają, całkowicie.
- Prezent od Waszego ulubionego aktora.- oznajmił radośnie, na co reszta niemal skoczyła, aby wyciągnąć to co zostało im dane. Prawie się bili, chcąc zdobyć, choć kawałek tego zo znajduje się w środku kartonowego pudła. W międzyczasie nawet najstarszy przyleciał i widząc podekscytowanie swojego rodzeństwa, sam się zaangażował, przejmując trochę za duży na niego, bordowy płaszcz.
- To...- zaczął z podekscytowaniem w głosie, a widząc potwierdzenie w geście blondyna, pośpiesznie wszedł na drewnianą skrzynię (prawie się przy tym wywalając) i porwał z łóżka niewielką harfę, stając w dostojnej pozie. Zakaszlał teatralnie, zwracając na siebie uwagę reszty rodzeństwa.- Pieśń wyzwolonej księżnej, zdrada!- i pociągnął za kilka strun w różnej kolejności, tworząc znaną mu muzykę. Może nie wyszło najlepiej, ale też niewiele fałszu dało się usłyszeć. Ćwiczył to bowiem niemal cały czas, każdą chwilę wolną na to poświęcił, chcąc być jak jego ulubiona postać filmowa, którą grał Izuku Midoriya.
Szybko jednak się skończyła, a chłopak dostał obfite brawa przez osoby znajdujące się w tym pomieszczeniu.
- Książe lenistwa jest wzruszony tą piękną melodią!- stwierdził inny przedstawiciel płci męskiej, mając na głowie polśniewającą złotem koronę i płaszcz, wyglądający jakby z liści na plecach. Później przedstawiła się reszta...
Ksiądz Arthur ze swoim niewielkim srebrnym nożykiem, na którym wydrapano datę "11 November".
Niewiasta pasąca gęsi trzymając w obu rękach notes, z którego wręcz wysypywały się kartki z różnymi notatkami. Niektóre z przepisami kulinarnymi, inne z datami, czy numerami telefonu, a jeszcze kolejne - dziennik, pamiętnik...
Ostatnia z pierścieniami na obu rękach, trzymając ozdobny złoty kielich między palcem środkowym a wskazującym, choć wciąż lekko wahając się nad tą decyzją, jakby bojąc, się że ten spadnie i tyle będzie, po tym szczodrym prezencie.
Izuku to dla nich darczyńca, przyjaciel ich "Wujka Jina", aktor, który obiecał, że odwiedzi ich, gdy tylko znajdzie czas między swoją "pracą" a "szkołą".
- O co tak właściwie się kłóciliście?- zapytał Twice, chcąc znać powód ich wcześniejszych wrzasków i zarumienienia na twarzy najstarszego, które powróciło. Niebieskooki nie wiedział co się święci, wolał jednak nie zadawać tego pytania.
- Skąd się biorą dzieci, wujku Jin?- zapytała dziewczynka o karmazynowych włosach, podnosząc swoją rękę ku górze. Dorosły spojrzał się po dzieciach, którym zapewnia bezpieczeństwo, oceniając czy to już ten czas, czy jeszcze powinien zaczekać.
Osobiście wolałby tego nie robić, choć jednocześnie chce.
Znowu mieszane uczucia.
- Emmm...- szukał słów, ponieważ miał tu zróżnicowanie wiekowe. Sześć lat do jedenastu. Niewiele, ale wciąż zbyt rozciągnięte.- Więc dzieci powstają w brzuchu mamy, później otwiera się magiczna dziura i dziecko wychodzi z brzucha.- oznajmił, dumny z siebie, że ubrał to jak najprościej się da. Przyśle tu później babcię Mao i jak ją zapytają, on tego uniknie i wszyscy szczęśliwi, tak.
- Wujku Jin!- ośmiolatek z ręką ku górze.- Skąd się dzieci biorą w brzuchu mamy?- tego się obawiał, ale dobra, da radę, kto jak nie on, co? Wziął wdech, dając sobie czas na zastanowienie. Już widział, jak najstarszy płonie ze wstydu, starając ukryć twarz w poduszce.
- Gdy kobieta i mężczyzna mocno się kochają, idą razem do łóżka...- zatrzymał się na chwilę, aby znaleźć odpowiednie słowa.- i wtedy razem uprawiają seks.- coś nie wyszło, jeśli chodzi o owijanie w bawełnę, ale czego się spodziewać?- i dzięki temu powstaje dziecko w brzuchu mamy.- zakończył, a jedenastolatek niemalże płonąc ze wstydu.
- Co to seks?- ou... Trzech zarumienionych, wyraźnie coś słyszeli, ale nie wszystko, jeszcze dwóch nieświadomych. Niedobrze, trzeba na coś wpaść, aby zostawić ich niewinność na nieco dłużej. Oczywiście nasz wspaniały Jin myśli o tym kiedy jest nieco za późno, ale zawsze to lepiej niż w ogóle.
- A czemu nie zapytasz babci Mao?- zapytał zamiast tego, na co dwójka najmłodszych podskoczyła do góry i już po chwili znaleźli się za drzwiami. Usłyszeć się tylko dało zbieganie po schodach.
- Biedna Pani Mao...- mruknął najstarszy chłopak, choć głos jego przygłuszony przez poduchę.
~~~
Licznik Słów: 1662
Data napisania: 17.04.2022
Data publikacji: 17.04.2022
Notka:
---
Miejsce na wszystko i nic, dajcie jakiś znak życia, bo czuje się samotnie przez Was ==>
>Smacznego Jajka!
-Alleluya!
3/31
~~Autor nie ma czego żałować~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro