~~Rozdział 72~~
- Wrócę sam.- rzucił przez ramię do członków Ligii, wciąż krocząc za przywódcą Shie Hassaikai. W jego planach było dowiedzenie się, jak ten mężczyzna wytwarza narkotyki, które wzmacniają dziwactwo i te, z którą pomocą zostaje ono wymazane. Oczywiście, on sam już ma coś podobnego, ale nie znaczy to, że nie skorzysta ze sposobu, jaki wymyślił ten człowiek.
W jego przypadku jest to złożony proces, który wyniszcza tkanki, sprawiając, że użytkownik jakiejkolwiek umiejętności traci ją w nieodwracalny sposób. Jednak istnieje w tym przypadku wysokie ryzyko. Można stracić czucie, może Cię to sparaliżować, działa też czasami jak żrący kwas. W wielu przypadkach doprowadzi do śmierci, jak nie do nieuleczalnych choróbsk, czy zranień.
Sposób drastyczny, nie pozwala na zatrzymanie świadka dłużej bez groźby utraty życia, mowy, czy pamięci. Doszedł też do tego, że większe prawdopodobieństwo na przeżycie ma ten, który szczerze tego pragnie, mimo piekielnego bólu, jaki może wtedy go spotkać.
Zbyt wielkie ryzyko, potrzebuje czegoś innego.
Weszli do pomieszczenia, gdzie na łoży siedziała dziewczynka z długimi, falowanymi niebieskimi włosami. Jej oczy w krwistym odcieniu, jednocześnie przestraszone, choć w widoczna w nich nadzieja na ratunek. Skóra blada, prawie jak kartka papieru, zaś ubranie... Sukienka z wadliwej jakości materiału. Kończyny tak samo jak górne tak i dolne okryte białym materiałem, który potocznie nazywany jest bandażem.
Tenko.
Tyle mu trzeba było, aby chwilowo zamarł w miejscu. O N A wyglądała niemal identycznie, jak mniejsza żeńska wersja T O M U R Y. Zamrugał kilka razy, ale nie dał po sobie poznać, że coś się dzieje. Ukucnął jednak, mocniej wiążąc buta, jakby to właśnie to go zatrzymało. Kątem oka wciąż obserwował dziewoję.
Dlaczego tu jest? Dlaczego wygląda tak podobnie do N I E G O?
Te i wiele, ale to naprawdę wiele innych pytań przeleciały przez jego umysł w tej niewielkiej sekundzie.
Po chwili wstał na obu kończynach, zakładając na siebie sztuczny uśmiech. Zrobił kilka kroków, chcąc podejść bliżej, ale wyciągnięcie ręki w jego stronę, sprawiło, że zatrzymał się tam, gdzie postawił ostatni raz stopę. Pochylił się na prawo, gdy starszy wrócił do swojej czynności, chwytając za skalpel.
Widocznie ostry i niebezpiecznie lśniący w tym świetle. Jego dłonie ścisnęły się w pięści, co wyglądało na podekscytowanie, mimo iż próbował w ten sposób wyładować napięcie w sobie, tą nieuzasadnioną złość i strach. Emocje te z chwili na chwilę przybierały ostrości i siły, choć wydawać się mogło, że to tylko dziecięca radość, jakby ciało krzyczało "Nie mogę się doczekać".
Grał tak długo, że robił to automatycznie. Nie pozwoli siebie zranić, ani dzisiaj, ani jutro, a tym bardziej nie w najbliższym, czy odległym czasie.
Nigdy.
I nagle te szkarłatne oczy spojrzały się na niego, jakby błagając o ratunek, pomoc nim nadejdzie krzywda.
To był jego gwóźdź do trumny, teraz już tylko kaplica, bez znaczenia czy jest ateistą, czy też nie.
~~~
- Idiota.- zielonowłosy dostał po głowie, mimo iż nie zrobił nic szczególnie złego. Halo! To nie jego wina, że dostał taką rolę, a nie inną. Jak grać to grać i tyle w temacie. Nie wyjdzie z charakteru postaci, bo jest niebezpiecznie, phi, chciałby!
- Hej! Złapałeś mnie przecież!- krzyknął na swoją obronę, już przyjmując pozycję do walki na pięści, jakby sądząc, że drugi zrobi to samo, chcąc zostać wplątanym w kolejną bezsensowną bójkę, prowadzącą do nikąd, sprawiającą, że kończą w malinach.
Niebieskowłosy przewrócił oczami, zakładając ramię na ramię, jakby gotowym na wykład. Czyżby Kuro tak na niego działał? A może chciał się komuś podlizać, zachowując się, jak mama? Nie wie, do teraz się nie dowiedział i raczej to też nie nastąpi.
- A idź ty! Nie rozumiesz.- stwierdził niski aktor, odwracając się na pięcie i odchodząc w tylko sobie znaną stronę. Kątem oka widział, jak jego brat postanawia za nim podążać, ale szybko został przez kogoś złapany i odciągnięty w inną stronę. Nie protestował, dał się zaciągnąć.
Izuku nigdy nie sądził, że w tym przypadku będzie zraniony, poczuje się zawiedziony.
To on odszedł, tak? Dlaczego więc dodał do tego łatkę "zdrada"? Tenko nie musi wszędzie za nim chodzić, prawda? Ma też innych znajomych! A nawet jeśli ich nie posiada, to da radę sam. Phi, nie potrzebuje świty, czy towarzystwa. Samotny wilk, dokładnie tak.
Wyszedł z miejsca pracy, zakładając kaptur na swoją bujną czuprynę, choć już od dawna szczycąca się wyblakła barwą, która wręcz błaga o pomstę do nieba. Chwycił za telefon, wyciągając go i przeglądając media, aby dowiedzieć się nowości ze świata bohaterów i sprawdzić, czy śledztwo na temat jego jednego z wielu przestępstw ruszyło, czy wciąż stoi w miejscu, jak wiele innych.
Nie pierwszą i nie ostatnią przypiszą do złej osoby, wymyślając sobie znikąd wyciągniętą postać, która jest po prostu nim i/lub Ligą. To naprawdę czasem irytuje, ale za to Lächeln ma swoje "klony", o które nawet się nie postarał. "Szpinakowy złoczyńca", bo na miejscu zbrodni zostawił kilka razy te jedzenie; "Szalony Alkoholik", ponieważ porozbijał po mieszkaniu butelki po mocnym trunku; "Jednooki Bill", wystarczyło tylko wyciąć kilka gałek ocznych, pozostawiając zawsze jedną w głowie.
Ludzie uwielbiają myśleć, że inni nie są w stanie dokonać tylu czynów, przypisując niektóre do wymyślnych person.
Jak go złapią, będzie musiał przyznać się do każdej zbrodni, ciekawe co wtedy zrobią. Pytnie teraz - czy dożyje? Choć odzew jasny dla niego, dla Was i mnie dość zawiły. My nie wiemy, on wierzy, że bez problemu dotrwa dnia, w którym się to dowie.
Wiara, nadzieja, miłość... Gdzie on to wszystko trzyma? Jak wciąż tego nie porzucił? Chciałbym wiedzie, autorka jednak nic na ten temat nie mówi, milcząc, jak martwa, patrząc w dal, jakoby coś sobie przypomniała. Trudno z nią porozmawiać, nie chce mówić, chamidło :/
- Izuku!- usłyszał krzyk, który trochę za późno dotarł do jego uszu, ponieważ już został zaatakowany przez rzeszę fanów, którzy nie odejdą, aż nie otrzymają autografu, zdjęcia, czy (bardziej nachalni) jego włosa, ręki, czy nawet osoby, jakby wierząc, że to oni są protagonistami wielkiej opowieści miłosnej, gdzie zauważa je ich idol, który od razu się w nich zakochuje.
Głupie myśli, tak samo jak idiotyczne właścicielki, czy właściciele.
Ma Tenko, po co mu inni?
Ach, tak... Teraz go nie ma. Chyba wyrwie jakąś laskę na kawę, czy coś. Co bowiem może pójść źle?
Wszystko.
Dlatego nie wykonał tego ruchu, delikatnie uśmiechając się do dziewczyn, starając się je minąć i uciec do wnętrza baru, aby wypić i zanurzyć się w kanapie, oglądając swoją ulubioną bajkę o pewnej gąbce i jej przygodach.
- Haa... Naprawdę?- jego odpowiedzi nie pomagały jego sytuacji, a wręcz ją pogarszały, sprawiając, że fani zaczynali wierzyć, że mają szansę na zbliżenie się do swojego idola, za którego oddadzą życie.- Muszę już lecieć, mam nadzieję, że zobaczymy się kiedy indziej!- krzyknął w ich stronę, uciekając do ciemnych i wąskich uliczek, robiąc nagłe zakręty, aby zgubić nie tylko siebie, ale i nachalnych fanów, którzy od razu rzucili się za nim, jakby Reksio za szynką, czy tą swoją papką, którą jadł na niemal każdym odcinku.
Oparł się o jedną z wielu ścian, choć szybko unormował oddech, wracając do chodu, który zaprowadzić go miał do siedziby Ligii Złoczyńców, gdzie spotka Tenko i mu przyłoży... Ach... Ale dlaczego?
- Phi, nie jestem samotny.- powiedział do siebie, jakby samemu chcąc się przekonać do tego zdania, stwierdzenia, racji, która nie zalicza się do prawdy. Zagubiony, zakłamany i opuszczony przez własną głupotę.
Jednak nie przeprosi, nie ma na to żadnych szans. Dumy nie wyrzuci, honor pozostanie na wieki wieków. Bowiem są rzeczy, które odda bez bicia, ale istnieją te, których za żadną cenę nie wykona, nie zwróci, nie da.
Otworzył drzwi do starego baru, wchodząc w głąb i kładąc się na starej, skrzypiącej kanapie. Uśmiechnął się do siebie samego, zamykając oczy, najwyraźniej zamierzając wymyślić coś na zabicie nudy i wolnego czasu. Już ręką sięgał do kieszeni po karty, ale zatrzymał się w jednej chwili, rezygnując z tego.
Nie ma partnera do potyczki, został sam.
Zmarszczył brwi, obracając się w stronę telewizora, po drodze chwytając za zakurzony pilot. Nie potrzebował wiele czasu, aby wystukać odpowiedni kanał na urządzeniu, zaczynając swój maraton bajek dla dzieci, jakie uwielbiał, mimo swojego wieku.
Jednak to go nie ogranicza, ogląda to co lubi, a nie to co mu każe jakieś samozwańcze prawo, które ustanowilli sobie samemu ludzie.
Głupie, Spongebob jest na tyle poważną i wspaniałą kreskówką, że powinni ją oglądać bez nakładania ograniczeń, czy coś w tym stylu.
Powieki miał ciężkie i już po chwili zapadły, mimo iż umysł wciąż na tyle świadomy, że wychwytywał słowa płynące z ust postaci, które tłumaczyły coś o przyjaźni, jak to bywa w tego typu rzeczach. Nic nowego, trochę nudzącego, ale wciąż pięknego i niezwykłego.
Znane, ale zapominane z biegiem czasu.
Smutne, choć prawdziwe, nawet jeśli bolesne.
Odleciał w krainę snów, gdzie to zaczynał swoją przygodę, jako bohater, który wierzy w magię przyjaźni i inne tego typu bzdety, które były skutkiem ogłupiających, ale wartościujących bajek. Uczucie trochę żenujące, ale cudowne, niesamowite i odciągające od nieprzyjemnego świata przedstawionego, w którym dane nam żyć.
- Jak mówiłem, idiota.- oznajmił Shigaraki, nakładając na młodszego koc, aby przypadkiem czegoś głupiego nie złapał. Podniósł głowę śpiącego, siadając na swoje typowe miejsce, odkładając makówkę na swoje uda, jakby to było nic innego, jak normalny i całkowicie akceptowalny, bez żadnego tabu temat.
Midoriya uśmiechnął się do siebie, choć wciąż pogrążony głęboko w krainie snów.
Ten sam gest wykonał Tenko, zagłębiając się w bajki, które zostały włączone, lecz zapomniane przez oglądanego je wcześniej.
~~~
Szkliste szkarłatne oczy, ile by dał, aby ich nie widzieć. Raz, raz był zmuszony na nie patrzeć, więcej nie chciał.
Teraz jednak nie potrafi odwrócić wzroku, stojąc jak skamieniały, gdy paznokcie wbijały się coraz to głębiej w dłoń, tworząc nowe rany, z których powoli, niewielkim strumyczkiem zaczęła wypływać krew, jakby śmiejąc się z niego i jego nieudolności, niezdecydowaniu i każdej innej rzeczy, jaką właśnie tutaj przedstawił.
Zegar tykał, skalpel zbliżał się do dziewczyny, a on? On stał, wciąż bijąc się w myślach.
~~~
Licznik Słów: 1575
Data napisania: 09.04.2022
Data publikacji: 11.04.2022
Notka:
---
Miejsce na Story Time, komentarze i wszystko inne, błagam, dajcie coś==>
>Miłego Dnia/Nocy
-Ciao!
PS.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro