Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~Rozdział 68~~

Życie jest za krótkie, aby myśleć o wszystkim, ale ludzie to robią. 

Zycie jest za krótkie, aby przejmować się czymkolwiek, ale ludzie to robią.

I to rozumiem, rozumiemy. Czasem nie mamy ochoty na nic, innym razem nie dajemy rady wyzwaniom losu. To nic strasznego przyznać się do słabości przed innymi, choć nie zawsze nadarzy się okazja i osoba, aby to zrobić.

Jesteśmy wzorami dla innych, nie możemy się załamać, zawahać, pokazać bólu, czy lęku, ponieważ zawalimy sprawę, o którą tak dzielnie walczyliśmy do samego końca. W cierpieniu, czy nie - uśmiech znajduje się na twarzy, aby pocieszyć, aby podnieść z dna wyżej, mimo iż samemu stacza się coraz to niżej i niżej.

Życie jest za krótkie, aby robić to czego nie chcemy.

Życie jest za krótkie, aby móc spełnić każde marzenie.

Jednak dążymy dłuższą i bardziej męczącą drogą, ponieważ lubimy wyzwania. Chcemy zapoznać swoją siłę, albo zwyczajnie nie znamy innej - ciemniejszej i bardziej zawiłej, ale krótszej, dopasowanej idealni do naszych potrzeb.

Nie raz to okropne, ale innym razem... Pomagające, leczące wszelakie rany. 

Im dłuższa wędrówka, tym bardziej męcząca, ale za to przynosząca więcej lekcji, które wyciągamy z małych rzeczy, jeśli skupimy się wystarczająco mocno.

Nieraz jednak... Nie chwycimy celu, nie dojdziemy, albo i nie ujrzymy nawet. Nogi się pod nami załamią, dech ugrzęźnie w płucach, a zamkną się już na wieki wieków, mimo iż osobiście nie poddalibyśmy się czemuś tak głupiemu, jak śmierć.

Nie przed jego łapskami ratunku, Izuku dobrze o tym wie, Shigaraki też. 

Pierwszy - ignoruje to, chce zagiąć całe universum dla jednej jedynej osoby, uratować ją, ocalić.

Drugi - zgadza się z tym co ma nastąpić, nie sprzecza, nie awanturuje. Żył chwilą, żyć nią dalej będzie. Nie ważne co później, nie ważne co wcześniej...

- Nie płacz idioto.- rozkaz równie miękki, jak dotyk dłoni pokrytej szkarłatem, a uśmiech niczym anielski obraz - delikatny, szczery, czysty, niezbrukany żadnym zabrudzeniem. To bolało, jednocześnie pocieszając i łatając zranione serce.

- Nie płacze, sam płaczesz!- odparł na swoją obronę, łamiącym i drżącym głosem, mimo iż oczywiste kłamstwo wypowiedział. Słona ciecz nie płynęła i płynęła, a jej końca zobaczyć nie zdołałem, wy też nie, nikt nie dał rady, gdyż niekończący się wodospad, nigdy zamiaru przestać nie miał.

- Jeny...- mruknięcie, słabe i bolesne, ale też z ukrytym dramatem i wyczuwalnym śmiechem sobie. Ramię chwyciło i nie czekając na nic więcej - pochwyciło zielonowłosego, zbliżając jego ciało do klatki piersiowej. Dłoń głaskała po skręconej wyblakłej czuprynie, jakby chcąc go uspokoić, pocieszyć.- Beska.- mimo iż obraza, to lekka i miła, jakby zdrobnienie, jakoby niewinny dziecięcy pseudonim.

Bolało, jak boleć musiało, ale cierpienie łagodziły czyny.

- Arogancki dupek.- głos się nie łamał, ale łzy nie przestały spływać. Właściciel nie zrobił też nic od momentu pochwycenia, ani nie oddał przytulenia, ani nie odszedł od niego, pozostając w tej samej, lekko niewygodnej, ale jednocześnie tak przyjaznej pozycji.

- Twój arogancki dupek.- poprawił, a jego organizm walczył przed poddaniem się snu wiecznemu. On jeszcze nie skończył, ale jest blisko. Nie zostawi przecież tego małego idioty na losy całego świata, bez rady, bez pocieszenia i krzyża na drogę. Nie ma zamiaru widzieć go przez najbliższe lata, a gdy ponownie się spotkają - przywitać jego wesołą i dumną z siebie duszę, a nie strzępy, które nigdy nie zdołały się na nowo połączyć.

Jednak śmierć przychodzi i wykonuje swoje zadanie od razu, bez opóźnień, czy zawahania.

- Żyj Izu... Nawet taki melepetek jak ty, da radę temu sprostać.- jego szkarłatne oczy zamknęły się już na zawsze, ale dłoń jeszcze przez chwilę gładziła splątane i splamione krwią włosy. Oddech jeszcze chwilę działał, aż ostatecznie ustał, jak ustaje i puls, a wraz z nim reszta życia miłosiernego złoczyńcy, pozostawiając po sobie niewielki różowaty płatek z drzewa wiśni.

Zniknęło jego istnienie, jak znika wszystko, choć jedno pozostało. Niewielkie, malutkie i trochę zadziwiające, ale wciąż ciepłe i miłe, jak dawniej.

Uśmiech nigdy nie miał zamiaru zniknąć, nigdy też tego nie zrobił.

Ktoś musi się uśmiechać, gdy ktoś płacze.

~~~

Dopiero gdy Midoriya poczuł na sobie opadający ciężar, wybudził się z dziwnego transu, a jego dłonie momentalnie oplotły się wokół ciała starszego. Podniósł wyżej głowę, po czym obrócił ją, chcąc spojrzeć na twarz anorektyka, jednak ta ukryta zostałą za burzą niebieskich włosów - zaniedbanych niewiele mniej od całego ciała poprzez pobyt w tym więzieniu.

- Shiggy, hej Shigaraki!- potrząsnął martwym ciałem, chcąc aby ten ponownie zaczął go obrażać, poniewierać, mówić do niego, bić, przezywać, śmiać się z nim, grać, oddychać. Jakikolwiek znak życia, cokolwiek! To naprawdę niewiele, on go uratuje i wszyscy będą szczęśliwi, tak, da radę, oboje dadzą radę.

Mimo wszelakich prób, nie wyszło, bo nie zawsze wszystko musi iść po jego myśli, a tym bardziej nie spontaniczne decyzje, czy sytuacje.

Przygotowany na wszystko, zapomniał o najważniejszym, ach tak... Znowu... Tak jak za T A M T Y M razem, tak jak za tym. Dlaczego zapomniał o martwej rodzinie? Dlaczego wszyscy bliscy umierają w ten sam sposób - broniąc go, nie dbając o to, jak on się czuć po tym będzie.

Aroganccy, zapatrzeni tylko w siebie i swoje czyny. 

Jednak nie umie ich nienawidzić, są dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem - to rodzina, za każdym razem to rodzina.

Ona zanika, jak znika szczęście wśród oblicza śmierci.

Umiera, jakby był najgorszą zarazą, epidemią.

- Głupi, głupi, głupi!- uderzał za każdym tym słowem w plecy niebieskowłosego, którego nawet, jak na niewielką wagę - nie dawał rady unieść. Bezsilny, słaby, bezbronny. Ile musi jeszcze trenować? Ile oddać, aby nie musieć widzieć śmierci bliskich? 

Nie chce wiedzieć, on już naprawdę nie ma zamiaru tego wiedzieć, ani niczego innego.

Podbije świat, zemści się na wszystkich, a po tym... A po tym? Nie wie, nie obchodzi go to. 

Potrzebuje celu, nic więcej. Później kolejny i kolejny, aż do śmierci w jakiejkolwiek swej postaci. Nie obchodzi go, jak i kiedy. Dopóty do czegoś dąży - jest w porządku, będzie szedł do przodu, żyjąc dla tego idioty, a gdy spotka go w piekle, wygarnie mu wszystkie rzeczy, jakie może, po czym na nowo zacznie żyć, choć wtedy na pewno nie powróci do pełnego istnienia.

Z resztą... To nie jest ważne.

Ma cel, dąży do niego. Tyle go interesuje, tak, tyle go interesuje.

Interesuje tylko tyle... Tyle tylko... Tylko... 

Próbuje siebie przekonać, ale nie daje rady. Wie, że prędzej, czy później zapomni o swoim najukochańszym bracie, jak zrobił to z resztą zmarłych w swoim umyśle. Magne też się zamazuje, a niewiele czasu minęło. 

Poczuł otaczające go zimno i uczucie jeszcze większej przegranej, słabości, niemożności. 

- Sheiße!- jego zdzierający gardło krzyk przebiegł cały korytarz i jeszcze dalej, sprawiając, że niektórzy zatrzymali się w działaniu, a inni przerazili się, zastanawiając się nad natychmiastową ucieczką, nie wiedząc na czego można się spodziewać.

Usłyszał, jak ktoś za nim bierze szybki oddech, zanim zostaje chwycony i niemal siłą wyrwany spod ciała szkarłatnookiego.

- Puść mnie! Puść! Loslassen du Trottel!- wyrywał się, szarpał, chciał pochwycić martwe ciało, jednak nie dał rady, nie miał nawet możliwości, aby chwycić choć włos. Mimo to próbował, krzyczał, sięgał, ale nic, żadnych skutków.

Magik tak naprawdę nie chciał tego robić, ale wiedział, że to dla bezpieczeństwa dwójki rodzeństwa. Musieli już uciekać, nie mogli teraz użalać się nad martwym ciałem, chociaż każdy poczuł ból trawiący stopniowo od środka. 

Nie puszczał niższego, nie mógł tego zrobić w tym czasie. Widział kątem oka, jak blondynka chwyta za kapelusz, który upadł, a w drugiej ręce ściska jedną z wielu rąk, które nosił Tenko. Tylko tą jedną znaleźli, żadnej więcej, mimo wszelakich poszukiwań, które odbyli w międzyczasie.

Dabi zaś podniósł w stylu księżniczki delikatne i kruche ciało, z którego życie uleciało i nie było mowy o powrocie. Użytkownik kremacji zawsze wiedział, że jego szef to kupa aroganckiego poświęcenia dla bliskich, był świadom, że jeśli nic się nie zmieni, kiedyś do tego dojdą.

Udało im się pokonać mordercę niebieskowłosego, ciepneli go również do portalu, aby móc zemścić się za ten czyn, pokazać, że mogą być o W I E L E gorsi od niego, o wiele bardziej B R U T A L N I.

~~~

Licznik słów: 1282

Data napisania: 19.03.2022

Data publikacji: 19.03.2022

Notka:

---

>Miłego dnia/nocy-Ciao!

~Autor niczego nie żałuje~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro