Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~Rozdział 54~~

Izuku Midoriya często miewał koszmary, które zawierały w sobie wiele, ale to naprawdę wiele różnych stworów, potworów, czy wydarzeń. Kiedyś często śnił mu się zamazany wypadek, po którym skoczył w dół z budynku, ale już od kilku miesięcy nie miewał tego typu rzeczy, więc nigdy nie zgłosił się z tą sprawą do jakiegokolwiek terapeuty, co ostatecznie ciągnie go na dół, niżej i niżej, tak, aby ponownie załamał się i zniknął. 

Nie wiem czy to los, przeznaczenie, czy chory umysł autora, ale właśnie teraz ponownie przebijał się przez niemiłe wspomnienia, pragnąc tylko, aby to wszystko się skończyła. 

Ten strach, te zamazane twarze, a na nich szydercze uśmiechy, ta cholerna szkarłatna ciecz spływająca z wszystkiego, czego jego nieświadome palce dotknął.

Świat wypełniony czerwienią. 

Ukucnął przy jednym z budynków, trzymając dłonie blisko siebie, aby z niczego ponownie nie wyleciały płatki, nienawidził ich. Za każdym razem podążały za nim, nie ważne do jakiej krainy snów się uda, one zawsze idą za nim. 

Bał się, zawsze się bał tego rodzaju koszmarów, ponieważ wiedział, że są one tylko wytworem jego wyobraźni pomieszanym z przeszłością, ale też nie mógł się obudzić. Tonął w nieszczęściu jakie go spotkało i sam nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego jego ręce drżą, a płuca starają się zabrać porządny oddech. 

To nie on tutaj rządzi, to jest świat Deku. Jego alter ego, prześladowcy, głosu w głowie, który chciałby się pozbyć wszystkiego w tym siebie, ale nie potrafił. Mógł manipulować tylko mózgiem, podświadomością, ale nigdy nie czymkolwiek materialnym. 

To błogosławieństwo, ale też przekleństwo dla zmęczonego organizmu, które chciało by tylko odpocząć, a nie walczyć o życie wśród wytworów go z czasów gimnazjum. 

Pragnął uciec, rozmazać się, stopić, zapaść pod ziemię, przestać istnieć, przesiadywać w tym miejscu, ale nie potrafił, nie miał możliwości, nie był w stanie. 

Dlatego też siedział z podciągniętymi do piersi kolanami, trzymając swoje dłonie jak najbliżej siebie.

Pozycja obronna, ale nie dająca ochrony. Może i czuł się w niej bardziej bezpiecznie, jednak wciąż narażony na świat zewnętrzny, chcący go zabić. 

Nagle podniósł się gwałtownie, choć szybko został ponownie oparty o coś miększego od betonowej ściany. Wzrok zamazał mu się, a sam nie mógł stwierdzić, w którym świecie się teraz znajduje. 

Wciąż czerwony, szkarłatny, krwisty, przerażający.

Jednocześnie ciepły, znajomy, kochany, bezpieczny.

Wziął powoli wdech, a obraz przed nim zaczął się rozjaśniać, pokazywać dokładniej. 

Bar, kochany, stary, poniszczony, ale ciepły i przytulny bar. Więcej mu nie trzeba było do pełnego uspokojenia się, ale kilka minut minęło zanim ponownie zaczął odbierać dokładniej wszystkie bodźce. 

Opiera się na swoim starszym bracie, który w obecnej chwili z wielkim skupieniem wpatrywał się w monitor, rozgrywając swoją najważniejszą walkę prawdopodobnie w całym swoim nudnym i jakże zwyczajnym życiu. 

Na jego torsie leży niebieskooki, który śni raczej o przyjemniejszych rzeczach, nie to co Midoriya, który we własnej imaginacji musiał walczyć o przetrwanie i dobry stan psychiczny. Dlatego też nikogo nie zdziwię, gdy powiem, że "on sam sobie psychikę zniszczy", może lekkie niedopowiedzenie, ale wciąż nie kłamię. 

- Przegrasz.- stwierdził bez przeszkód zielonowłosy, patrząc na rozgrywaną walkę. Mimo słów nie sądził tak, widział jak dobrze czerwonooki radzi sobie z bossem i jego przydupasami, ale zdekoncentrowanie pomogłoby mu w spełnieniu własnego wyrazu.

- Chciałbyś.- odparł niezbyt przychylnie i miło starszy, wciąż w skupieniu przyglądając się monitorowi. Jego palce dziko pędziły po padzie, naciskając prawdopodobnie każdy możliwy przycisk, wyglądając jakby wiedział dokładnie co robi. 

Nic zaskakującego, biorąc pod uwagę jego zamiłowanie do tego typu spędzanego czasu oraz czas jaki przeznacza na swoje "hobby". Każdy najmniejszy ruch, combo, krok, dopracowane na najwyższym poziomie, szukając jedynie słabych punktów nieprzyjaciela.

Zielonooki podniósł wysoko obie ręce, zasłaniając widok graczowi oraz potrząsając jego konsolą, wierząc, że uda mu się jakoś doprowadzić do porażki własnego brata. 

To jednak nie przyniosło pozytywnych dla napastnika skutków, ponieważ już po kilku minutach rozegrała się krótka muzyczka, sygnalizująca pokonanie przeciwnika i zdobycie czegoś. W tym wypadku- zwycięstwa.

- Umrzesz.- oznajmił niski aktor, przesuwając z siebie młodego człowieka, aby go przypadkiem nie zranić, gdy będzie kłócił się z wyższym. 

- Pfff... Ja nigdy nie umrę!- odparł dumnie i z pewnością w głosie niebieskowłosy, odkładając swojego pada i przenosząc wzrok z monitora, na którym widniał napis "Winner", na małego rozwścieczonego gremlina.

- Umrzesz i ja się do tego przyczynię!- stwierdził zirytowany, rozpoczynając pierwszą i nie ostatnią w tym dniu potyczkę, której stawka to własna duma oraz chwała.

Jeszcze nie wiedział, że te słowa coś znaczą.

Jeszcze nie wiedział, że będzie za nie siebie przeklinać.

Jeszcze nie wiedział, co stanie się w przyszłości, którą pragnie zmienić.

Jeszcze nie wiedział...

~~~

Niewielka sala, obleczona w biel i przyozdobiona zapachem chemii na tyle mocnej, że większość wchodziła do pomieszczenia w maseczce, aby się nie udusić, czy wywołać u siebie odruch wymiotny. 

Śnieżny odcień pokrywał ściany, pościel, meble, niemal wszystko. Wyjątek tworzyła szkarłatna zaschnięta ciecz, która przyozdabiała niewielką część prześcieradeł nie tak dawno wypranych. 

Sprawca tego brudu, leży niedaleko, podłączony do kroplówki i innych tego typu woreczków, w którym jedno odpowiedzialne jest za transfuzje krwi do organizmu poszkodowanego. Tak, rannego.

W jednej ze stóp utknął gwóźdź, zaś druga została obdarta niemal do krwi. Na samych nogach wiele zadrapań wszelakiej wielkości i długości, od super płaskich, po głębokie, do których należało użyć szwów. Jednak nie tylko tam, kolejny pojawił się na jego torsie, co w późniejszym czasie zamieni się na kolejną niezbyt piękną bliznę. Zaś dwa inne na prawej ręce, którą oplatał teraz gruby bandaż. Sama twarz posiadała na sobie wiele plastrów i bandaży, które zakrywały niezbyt ładne rany cięte.

Mały blondyn siedział na krześle postawionym niedaleko łóżka, machając nogami do przodu i do tyłu, czekając aż jego starszy braciszek się obudzi. Nagle wszyscy wrócili poranieni, a do tej pory tylko młody aktor się nie obudził. Smuciło go to, ponieważ chciał mu powiedzieć o dziwactwach nowych osób w jego grupie przedszkolnej. Ostatnio Izuku chodził dziwnie przybity, a słuchanie o umiejętnościach jego znajomych, zawsze poprawiało mu w jakiś sposób humor. 

Teraz jednak musi czekać, aż te piękne zielone tęczówki ukażą się światu. Nie robi to pierwszy raz, często gdy chłopak wracał ranny i "spał", on po prostu nucił sobie cicho pod nosem, przyglądając się, aż do jego obudzenia się.

Nagłe podniesienie się do siadu chwilę temu nieprzytomnego zdziwiło dzieciaka, a agresywne chwycenie go za ramiona zaniepokoiło. Nigdy nie zaznał krzywdy ze strony jego bohatera, dlatego też niebieskie oczy latały w tą i z powrotem po tak znajomej, ale pierwszy raz strasznej twarzy starszego. 

Wiele opatrunków, naprawdę mnóstwo, ale nie zakryły one tego dziko wyglądającego oka, które sprawiło, że po plecach niewinnego spłynął pot. 

Bał się, pierwszy raz bał się swojego starszego brata. Łzy znalazły się w kącikach jego oczu, czując jak pazury wbijają się w jego młode ciało, powodując nie tylko zrobienie dziur w ubraniu, ale też pierwszych strumykach krwi, które powoli i w cienkich rzeczkach spływały po organiźmie zaatakowanego.

- Gdzie jest Tomura?- zapytał, a jego głos wypełniała panika, tak obca w jego typowym brzmieniu. Jednocześnie żądał odpowiedzi i nie znosił sprzeciwu. 

Nigdy się tak do niego nie zwracał, zawsze z anielską cierpliwością i łagodnym spojrzeniem, nawet jeśli go zirytował swoim gadaniem.

Czy zrobił coś źle? Musiał coś zrobić, prawda? Tylko co? Co zrobił źle?

Mocniejsze ściśnięcie pięści kapeluszowego złoczyńcy, otrzeźwiało Bogu winnego blondyna. 

Pokręcił on kilka razy głową w zaprzeczeniu, szukając w sobie sił, aby przemówić. 

- O-On jeszcze... Jeszcze nie wrócił...- odpowiedział, a jego głos drżał w przerażeniu. 

To nie był jego Izuku, to nie był on.

~~~

Licznik Słów: 1213

Data napisania: 23.12.2021

Data publikacji: 24.12.2021

Notka:

Ha! Mamy to. Jeszcze tylko dwa rozdziały i będzie idealnie, co nie? Ciekawe czy zdążę je napisać... Ciekawe... No cóż... 1:07, a tu ni ma kolejnych. Postaram się w najbliższym czasie kolejne napisać, ale nic nie obiecuje, hihi

Miejsce na Story Time, komentarz i wszystko co inne==>

>Miłego dnia/nocy
- Kiedy w ogóle dostaje się prezenty pod choinkę?

3/3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro