Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~Rozdział 51~~

Shigaraki Tomura nigdy nie przegrywał. Zawsze udawało mu się dojść do remisu, bądź wygranej. Dlaczego, więc teraz... Jest tak źle? 

Dlaczego jego ruchy są zbyt wolne? Dlaczego jego działania nie przynoszą efektów? Dlaczego Ci durni herosi mnożą się jak grzyby po deszczu?  Dlaczego ledwo bierze oddech? Dlaczego wszystko idzie w depresje?

"Muszę się odbić od dołu."

Doszedł do własnego wniosku niebieskowłosy, chwytając strzałę wypuszczoną w jego stronę i zmieniając ją w garstkę prochu, który od razu rozpoczął swoją ucieczkę przez palce złoczyńcy. 

Nie mógł przegrać. Tego słowa nie było w jego słowniku i się nie pojawi. Nawet gdyby świat się walił, nawet gdyby musiał poświęcić własne życie- honor pozostanie. To nie jest przecież "dobra passa", ciężko pracował, aby dojść na taki level, co to dla niego? Znowu zwykła gra, której zasady są bardziej pokręcone niż we wcześniejszych, po prostu chwila czasu i już pochwyci tego byka za rogi. Dajcie mu tylko czas na wzięcie dobrego wdechu. 

- Hahaha!- zaśmiał się chwytając twarz fioletowowłosej, która od razu zaczęła się rozkładać. Dopadł ją, pochwycił. Teraz tylko ostatnia piątka, tak? 

Nie.

Dziewczyna dalej dycha, on ledwo trzyma się na nogach, zdzira z mieczem mierzy go uważnym wzrokiem, męski heros, mimo swojej głupoty ma zbyt mocne ciosy, a ci debile z jakiejś organizacji, przychodzą i przychodzą.

Nie jest jednak źle. Wciąż daje rade, niewiasta nie wstanie w najbliższym czasie, szatynka dalej go nie dopadła, mężczyzna nie grzechy inteligencją, czy nawet zdrowym rozsądkiem, a idiotów łatwo pokonać.

Musi po prostu włożyć więcej wysiłku w to.

~~~

- Dalej uważam, że to zły pomysł.- stwierdził Spinner, stojąc z założonymi rękoma kilka przecznic dalej od całej tej akcji. Spotkali się wraz z trójką, która spalała domostwo, ale wszyscy stanęli w miejscu. Ich lider, najgłupszy, najbardziej dziecinny, największy idiota, jakiego można znać było, został sam. 

Nie wiedzieli, czy sobie poradził, nie wiedzieli, czy nie wpakował się w jakieś bagno, nie wiedzieli, czy udało mu się uciec. 

Nim jednak blondynka dała radę poprzeć swoje zdanie, głos dziennikarki z pobliskiego bilbordu, przerwał ich debatę. 

- Znany nam złoczyńca, Shigaraki Tomura, wreszcie pokazał twarz!- wypowiedzenie tych słów starczyło, aby wcześniej niemartwiący się zielonowłosy podniósł spojrzenie na wiadomości. Jego szmaragdowe oczy przenosiły się z jednego do drugiego krańca bilbordu, jakby w panice, jednocześnie na tyle przytomne i ogarnięte spokojem, że potrafiły analizować wszystko o czym receptory wzroku mogły go tylko powiadomić. Wydawał się przejęty, choć jego mowa ciała nie dawała takich oznak, myląc wiele osób wokół. 

- Arschloch.- wyszło z ust młodego złoczyńcy, który poprawił swój cylinder, rozpoczynając drogę przez ciemne uliczki w tylko sobie i autorce znane miejsce.- Hurensohn.- dodał, wchodząc do jednej z pierwszych mroczny alei, oddalając się od swoich towarzyszy, którym wystarczyło jedno spojrzenie na siebie, aby pójść za "Hitlerem junior". 

Nikt o nic nie pytał, nie tyle co bali się gniewu niskiego chłopaka, a po prostu wiedzieli, że to jest ten moment, w którym i tak nie dostaną odpowiedzi. Zielonowłosy pogrążył się w myślach, przemierzając dobrze znane sobie ścieżki i co jakiś czas powtarzając obraźliwe słowa, skierowane do niebieskowłosego lidera, którego nie było z nimi.

Droga sama w sobie nie zajęła im dużo i już po chwili jeden z cywili dostał w plecy kartą z pokera, która wbiła się w ciało, jak rozgrzany nóż w masełko. 

W jednym momencie gapiów ogarnęła panika, a filary wiedząc, że teraz i oni mogą "porozrabiać", rozpoczęli dosłowną rzeź. Gdzie nie spojrzeć, tam ktoś zostawał ranny, a  nawet brał swój ostatni wdech. 

- A kto to wreszcie postanowił się zjawić?- zapytał wysoki heros, który swoją grubą, obrzydliwą ręką trzymał niemiłosiernie mocno szczękę ledwo żywego niebieskowłosego, w którego krwawych oczach spoczywała iskierka przytomności, w której zaś tliła się chęć zwycięstwa. Wszystko jednak stopniowo gasło, z chwili na chwilę, wyglądając jakby nastolatek miał zemdleć w przedsionku kilku sekund. 

Z ran na głowie powoli spływała szkarłatna ciecz, która równie nieśpiesznie, ześlizgiwała się z trzonu nosa, wchodząc do na wpół otwartych ust, ostatecznie dochodząc do linii szczęki i skapując na rozdartą w wielu miejscach ciemną koszulkę. Widoczne rany cięte i dziwnie zapadnięte żebra, które od zawsze dało się policzyć przez warstwę materiału, teraz ukazywały się między skrawkami bawełny, która z ledwością utrzymywała swe miejsce, aby spełniać dane jej zadanie. Gdyby nie fakt, że mężczyzna trzyma go za szczękę, ten pewnie by klęczał, z powodu źle wyglądającej opuchlizny na kostce. 

Lewa ręka też nie wyglądała dobrze. Skóra w wielu miejscach naderwana, w niektórych nawet do mięśni, zaś w jednym i kość pozostała widoczna. Krew była wszędzie, zmieszana z brudem i potem, który piekł wciąż otwarte rany, które zaś nie potrafiły się zasklepić, chociażby nawet te najmniejsze. Sama zaś kończyna bezwiednie zwisała z widocznie wybitego barku. 

- Raion.- jad, który wypełniał pseudonim bohatera, już dawno przekroczył wszelakie limity, które mógł ustanowić człowiek na przestrzeni tych wszystkich wieków. Zimny szmaragd zastąpił ten roześmiany, a sama atmosfera przyprawiała o dreszcze nawet najmężniejszych z najmężniejszych ludzi, jacy mogli w ogóle istnieć. 

Przez kilka sekund, które dla niektórych mogły trwać jak wieki, przedstawiciele dwóch stron wpatrywali się sobie w oczy z całkowitą powagą, która była wręcz namacalna, nieważne z której strony do niej podejdziesz.

- Lächeln.- bohater wypowiedział pseudonim złoczyńcy, przerywając pełną napięcia ciszę, mimo iż ona ponownie powróciła. Tym razem jednak o wiele krótsza i to nie ze względu na niecierpliwość obu stron konfliktu, a ruchem prawej ręki czerwonookiego, któremu niewiele brakowało, aby sproszkować napastnika, który- nie ukrywając- prawie go zabił i to na oczach tych wszystkich cywili, i kamer nagrywających na żywo.

Mimo wszystko niebieskowłosy był za wolny, o wiele za wolny. Jego Nadgarstek został bez problemu chwycony, a uśmiech na twarzy herosa tylko się poszerzył. On już wiedział, że wygra, ba! Wszyscy tu zebrani byli już tego pewni. Cudem go uratują, a cudów w tej Lidze nie brak. Dlatego wciąż walczyli, wciąż i wciąż... Dla jego lidera, anorektycznego dupka. Dla ich rodziny.

- Wkroczyłeś na złe terytorium... Hurensohn.- z brzmienia głosu  złoczyńcy nie schodził cały jad i kwas, który bez problemu wymordowałby całą Polskę i jeszcze kilka okolic w pobliżu. Po starszym wrogu przeleciały dreszcze, a nawet chwilowo się zawahał, czy aby na pewno nie oddać zakładnika, którego w tej chwili trzymał w rękach, ale było to chwilowe. Jednak to właśnie to mogło uratować go od złego losu. 

W jednej chwili obok niego przeleciała karta, przecinając polik i większą część ucha. 

Czas jakby nagle zamarł. Mężczyzna kątem oka spojrzał się na swoje prawo, widząc kartę wbitą w nieopodal leżący głaz, z której leciała część zabranej krwi. Odwrócił wzrok na swojego przeciwnika, który stał wyprostowany z uniesioną głową, wydzielając wokół siebie chłód i aurę poważności. Szedł nieśpiesznie w stronę bohatera, który aż zrobił krok do tyłu. 

Jego uścisk na szczęce Tenko przybrał na sile, na co trzymany wydał tylko głuchy jęk. Starszy spojrzał się na niego, po czym jego ręka zanurkowała w kieszeni, a gdy tylko wyjął jakieś prostokątne pudełko, fioletowowłosa użytkowniczka łuku krzyknęła w jego stronę, aby tego nie robił. Na co ten kazał jej się zamknąć i siłą otworzył usta czerwonookiego. 

- Wiesz co to jest?- zapytał ciekawie heros zielonowłosego, który ponownie rzucił kartą, tym razem przecinając część jego torsu, lecz ciągle nie dając odpowiedzi. Był wkurzony, nie... Wkruwiony, całkowicie zirytowany i gotów zamordować każdego kto w tej chwili stanie mu na drodze. Pragnął torturować tego głupiego bohatera, pod tym badziewnym pseudonimem, tak bardzo aż ten będzie pragnął śmierci, po czym zamieni go w najbardziej bolesny sposób w Nomu i wyśle na jego rodzinę. Zachowa na tyle jego świadomość, by wiedział co robi, ale całkowicie przejmie kontrolę nad jego obleśnym ciałem. Albo jeszcze przed zamianą w bezmyślną istotę, na jego oczach rozszarpie jego kochaną córkę, bądź żonę. Zrobi wszystko, aby ten dureń odczuwał jak największy ból psychiczny oraz fizyczny. 

- Skoro taka Twoja wola...- jego obleśny uśmiech poszerzył się na tej durnowatej twarzy, a otwartą część pudełka przyłożył do ust czerwonookiego. Ten zaś chciał odsunąć się jak najdalej umiał w stanie, w którym ledwo utrzymuje przytomność, już nie wspomnę nawet o całkowitym brakiem sił, aby podnieść swoją dłoń. Uścisk  Raiona nie dawał za wygraną, a po chwili już nie było odwrotu. Brzdęk odbijających się o ścianki tabletek, powiadomił wszystkich o zawartości, a kilka z nich pojawiło się w buzi Shigarakiego. 

Nie połykał, nie chciał tego zrobić, kto by pragnął? Nie wiadomo co to tak naprawdę, a on miał jeszcze wiele do zrobienia, do ochronienia na tym świecie! 

Heros pociągnął jego głowę do góry, tak że patrzył się teraz na te zachmurzone niebo. Zmusił go do zażycia, już nie było wyjścia.

~~~

Licznik słów: 1401

Data napisania: 11.12.2021

Data publikacji: 11.12.2021, nastąpiła nagła zmiana "12.12.2021" jest datą publikacji husajd

Notka:

... Tak, tak, dawno nie publikowałam, wiem, ale zobaczcie gdzie już jesteśmy :DD

Już 9 punktów na coś koło 52 (w tym 28 podpunktów), szybko idzie, co nie? 

Btw miałam przerwać rozdział w innym momencie, but still dobrze wygląda.

Miejsce na story time, żale,chwalenie się, wszystko inne==>

>Miłego dnia/nocy
- Napijcie się wody

PS. TO NIE TAK, ŻE ZAPOMNIAŁAM TEN ROZDZIAŁ OPUBLIKOWAĆ, NIE MACIE DOWODÓW

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro