~~rozdział 5~~
- Powiedz mi jeszcze raz... Czego chcesz?- zapytał po raz etny Shigaraki dzieciaka, który miał zakaz jak na razie wychodzenia razem z dwójką rodzeństwa. Składał on właśnie zamówienie odnośnie słodkiego, jaki w teorii mieli mu załatwić. Nastolatek po prostu nie był dobry w zapamiętywaniu jakiś zagranicznych, a tym bardziej ruskich nazw, jednak to nie zniechęcało dzieciaka, a wręcz przeciwnie. Z każdą sekundą chciał je dostać coraz bardziej.- No dobra, już dobra! Spróbuje takie znaleźć!- krzyknął już lekko zirytowany tą sytuacją, a dzieciak uśmiechnął się do niego i pobiegł w tylko sobie znaną stronę.
Tomura założył na swoją głową kaptur bluzy i otworzył drzwi, dając tym znak niskiemu złoczyńcy, że on nie będzie czekał, aż ten łaskawie ubierze buty. Nie minęła jednakże chwila, a obok niego pojawił się wspomniany (mimo iż nie dosłownie). Miętowowłosy przekręcił tylko oczami i ruszył dalej, chwytając już w dłoń konsolę, która chwilę później zaczęła wydawać z siebie dźwięki.
- Czy ty choć raz, gdy wychodzimy nie możesz nie grać na tej konsoli?- zapytał Izuku, któremu to telefon się wyładował, przez co nie miał możliwości również zajęcia sobie czasu, podczas długiej drogi do sklepu. Był jednak tak zajęty czepianiem się wszystkiego, że nie zauważył zbierających się wokół nich tłumów. Oj tak... Wystarczyło tylko wejść na bardziej zamieszkane części miasta i już nie ma czym oddychać! Tu mi jednak nie chodzi o to, że jest smog, czy coś w ten deseń, tutaj chodzi o sławę, której nie chcieli, jak już wcześniej wspomniałam.
Czerwonooki bez przeszkód ignorował ludzi, grając w coś na konsoli i próbując się jednocześnie przedostać przez tłum do jednego głupiego sklepu, ale zielonowłosy nie miał tyle szczęścia. Oblegany z każdej strony, bez możliwości łatwego zbycia fanów, próbował nie zgubić miętowowłosego, bo doganianie go później nie było zbyt ciekawą opcją.
- Czy te pasemko jest związane z Twoim quirk?- zapytał jeden z reporterów, któremu udało się dostać najbliżej niskiego nastolatka, ten jednak nie odpowiedział na to dziwne pytanie starając się iść za współpracownikiem. Nie miał on zamiaru odpowiadać na cokolwiek, dopóty nie znajdzie się poza zasięgiem tych niewychowanych istot.
Z ust otaczających go ludzi padały co rusz jakieś pytania, na szczęście, bądź nie szczęście zaczęły one irytować Shigarakiego, który nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób dbać o swoją reputację. Chwycił on brata za rękę i zaczął go ciągnąć za sobą, przemierzając szybkim krokiem wąskie i ciemne uliczki. Znał je niemal na pamięć, więc trudno nie było zgubić ogon, mimo iż tego dokonał dalej ciągnął niskiego za kończynę, kierując się do ich celu, którym był zwykły całodobowy, który przyciągał do siebie wielu meneli i tym podobnych.
- Możesz mnie już puścić.- odparł zielonooki, starając się iść krok w krok za czerwonookim, ten spojrzał na ich złączone ręce, po czym pośpiesznie wykonał życzenie niższego, wracając do patrzenia na konsolę. Nastolatek jednak nie miał zamiaru przemierzać resztę tej drogi w ciszy, przez co musiał sam zacząć jakąkolwiek konwersację.- W co grasz?- zapytał spoglądając wyższemu, znad jego ręki, bo nie zapominajmy- jest on zbyt niski, by zrobić to przez ramię.
- Raymana- odpowiedział, dalej starając się przejść mapę. Nie było to zbyt trudne do zrobienia, ale nie zapominajmy, że musiał w międzyczasie starać się nie wpaść pod żadne auto i omijać większe zgromadzenia ludności, by przypadkiem nie okazali się to kolejni fani. Miał on bowiem świadomość jaką sławę przysporzyła mu gra w wielu prestiżowych filmach, a w cale nie tak dawno wraz ze swoim towarzyszem po lewej zaczął grać również w serialu.
Nagle Midoriya stanął w miejscu, jakby sobie nagle o czymś przypominając. Shigaraki miał tak naprawdę wyjebane na to, czy młody idzie, czy nie, bo cóż... Najwyżej będzie musiał wracać sam. Jednak sam po chwili zatrzymał, spoglądając przez ramię na zielonookiego, coś mu po prostu nie pasowało.
- Ej...- zaczął podchodząc do niskiego złoczyńcy, lecz ten nic sobie z tego nie zrobił.- Hallo! Ziemia do karła, czy karzeł mnie słyszy?- machał mu dłonią przed oczami, ale zielonooki zamiast zareagować jak zwykle agresją, to pokazał mu małą karteczkę papieru i wskazał palcem na pewne zdanie. Czerwonooki przeczytał je na spokojnie, niewiele przejmując się tym, że ponownie jakiś fan ich zauważył i zmierzał w ich kierunku.- No rzeczywiście mieliśmy coś takiego zrobić, ale to wymagało tak wie- przerwał zauważając poniżej notkę od Kurogiriego.- to było w tamtym kierunku, tak?- zapytał zaczynając chód na wybrany przez siebie kierunek.
Ich cel podróży nie zmienił się jakoś specjalnie, tylko na ich nieszczęście musieli wejść w głąb jakiejś uliczki omijając całodobowy, w którym zamierzali zrobić zakupy. Mieli zamiar skręcić dosłownie na zakończeniu terenu sklepu, ale zatrzymała ich pewna osoba stając przed nimi.
Wspomnianą istotą była nastolatka, której włosy koloru czerwonego, nazywanego wśród specjalistów imperial* wspaniale kontrastowały z oczami mieniącymi się odcieniem niebieskiego- cerulean*. Miała na sobie brzoskwiniową bluzę i luźne jasne jeansy z dziurami na kolanach. Buty połyskiwały różowawym brokatem, z których wychodziły skrzydła po zewnętrznej ich stronie. Na głowie widniała szara czapka z czarnymi rogami po bokach.
Zielonooki podniósł brew, czekając na jakieś słowa dziewczyny. Mówiąc szczerze, to nie miał pojęcia dlaczego ich zatrzymała, ale z grzeczności poczeka na jej słowa wyjaśniające tą sytuację.
- Chyba jednak państwa z kimś pomyliłam.- odparła pośpiesznie, po dokładniejszym spojrzeniu na dwójkę złoczyńców. Schyliła się lekko mówiąc "przepraszam", po czym pobiegła do całodobowego, który stał niedaleko nich.
Rodzeństwo spojrzało po sobie wzruszając ramionami, po czym ruszyło wcześniej wybraną ścieżką. Miętowowłosy zajęty swoją grą, a Zielonowłosy widokiem, który roztaczał się wokoło nich. Gdy teren sklepu się zakończył, a oni weszli bardziej w głąb drogi przed nimi roztoczył się widok drzew po obu stronach i gdzieniegdzie umieszczonych ławkach, wraz z koszami tuż obok.
Widok ten zachwycał w swej prostocie, ponieważ będąc w mieście zamiast drzew były wieżowce, pod którymi śmieci aż plątały się o nogi. Za to na obrzeżach, na których położony był zapomniany przez większą część społeczeństwa bar, roztaczał się widok biedoty i wandalizmu, wśród poniszczonych budynków, przez wkurzonych użytkowników wielu dziwactw.
Ta droga, którą szli charakteryzowała się swoją normalnością, spokojem i melanchonią, czyli dosłownie te rzeczy, których do tej pory nie doznali będąc miejskimi złoczyńcami. Miejsce te nie wskazywało na to co jest dobre, a co złe, po prostu było zapraszając do siebie wszystkich, co do joty.
Jednak wszystko ma kiedyś swój koniec. Dotarli do celu, a przed nimi stanął blok mieszkalny. Cztery piętra+ plus parter, na każdym z nim trzy mieszkania, wyposażone w dwa pokoje, salon, łazienkę i kuchnie, czyli razem pięć pomieszczeń.
Shigaraki schował wreszcie konsolę i poszedł przodem, wchodząc do budynku. Jednak zielonooki nie czekał długo na zewnątrz i po chwili poszedł w ślady anorektyka. Pierwsze co rzuciło im się w oczy to schody, prowadzące w górę, a następnie te, dzięki którym dojdziesz do piwnicy. Kolejną rzeczą było dwoje dzieci najwyraźniej czekających na swoją mamę, skacząc w miejscu wokoło wózka, w którym zapewne było niespełna rok dziecko.
Czerwonooki wraz ze swoim towarzyszem nie czuli czegoś, przez co mieliby stać dłużej w miejscu. Ruszyli schodami w górę, by po dłuższym czasie dojść na trzecie piętro. Skierowali swe kroki niemal natychmiast do mieszkania oznaczonego numerem 12.
Starszy otworzył drzwi ignorując staruszka za sobą, który wychodził akurat ze swojego lokum. Po chwili rodzeństwo przekroczyło progi swego tymczasowego domostwa, zamykając za sobą drewniany prostokąt.
Po lewej od razu znajdowała się niezabudowana kuchnia, a po prawej salon, w którym jedyny mebel to sofa w odcieniu kości słoniowej, na której znajdowały się już dwie poduszki, jedna emanowała swym krwistoczerwonym kolorem, a druga szmaragdowym blaskiem.
Idąc w głąb pomieszczenia dało znaleźć się troje drzwi. Jedne prowadziły do zwykłej łazienki, w której to umieszczony był prysznic, sedes, kaloryfer ścienny i umywalka, nad którą wisiało średniej wielkości lustro.
Zaś dwoje ostatnich pomieszczeń to były właśnie pokoje, dwóch złoczyńców. Jednakże nie znajdowały się w nich żadne meble, bo jak napisać Kurogiri do Tomury "przyjadą dopiero jutro". No cóż... I tak już jest wiele.
Dwójka współpracowników wróciła do salonu, a tam za sofą w odległości dwóch, bądź trzech metrów widniały drzwi balkonowe. Nie wychodzili jednak na wspomnianą płaszczyznę, a jedynie zawrócili swe kroki, by wyjść z tego zastraszająco spokojnego miejsca.
Droga prowadząca do supermarketu zajęła im mniej czasu niż wcześniej. Wchodząc niezauważeni do sklepu skierowali swe kroki wprost do działu ze szklankami i kieliszkami, gdzie to wzięli te drugie, bo po ostatnim chlaniu ostał się tylko jeden jedyny. Zdarza się, zawsze i tamten mógł pójść.
Stojąc przy dziale z warzywami, nasz brokuł zastanawiał się czy wziąć swoich braci czy białe ich odpowiedniki, jednak jego życiową decyzję przerwał dźwięk spadających puszek. Nie, nie było to sprawką Tomury, bo ten zajęty był szukaniem odpowiedniego piccolo, winowajcą okazała się niska szatynka o orzechowych oczach.
Kilka z tych metalowych przedmiotów lewitowały nad ziemią, a reszta walała się po niej. Jeden z pracowników, podszedł do dziewczyny i podał jej dłoń, by wstała, następnie rozpoczął swe starania, by ułożyć z tych puszek piramidkę, jaką zrobił jego starszy kolega chwilę temu.
Pomocną dłoń do niego wyciągnął czerwonooki, który po prostu lubił układać piramidki ze wszystkiego, choć najbardziej upodobał sobie układanie ich z kart do pokera. Jednak jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Po niedługiej chwili puszki wróciły na miejsce, a Shigaraki odszedł nie chcąc nawet podziękowań. Stanął przed tą samą półką z piccolo wybierając wreszcie dwa o smaku brzoskwiń.
Zakupy zajęły im tak mniej więcej do pół godziny, bo staranie przypomnieć sobie jak wygląda czosnek, czy czym się różni ten środek czystości od tego nie był łatwy. Przy tej drugiej rzeczy na szczęście pomógł im pewny jegomość, który wyjaśnił im dokładnie, który lepszy do czego i w jakich przypadkach. Opiszmy może trochę jego wygląd... Był on brunetem o kobaltowych oczach, nie charakteryzował się na pewno wysokim wzrostem, gdyż ledwo posiadał 160 cm, co nie znaczyło, że był niższy od naszego innego już znanego karzełka.
Jednak wróćmy do teraźniejszości, czyli momentu, w którym wszyscy co ważniejsi członkowie Ligii Złoczyńców pojawili się w barze, by posłuchać BARDZO ważnego ogłoszenia od Shigarakiego.
- Tak jak mówiłem, wraz z tym karłem mamy misję do spełnienia.- odparł czerwonooki będąc w sumie bardziej zajętym grą na konsoli niż na jego "podwładnych".- Przez ten czas moją prawą ręką zostaje Dabi i macie się go słuchać, zrozumiano?- zapytał jakby od niechcenia, choć i tak powstał okrzyk potwierdzający jego słowa.
Tak więc było co uczcić, więc ino mały dzieciak poszedł spać w najdalszy zakątek ich bazy, zaczęła się impreza. Chlania nie było końca, a piccolo zostało zapomniane, gdyż mglistemu udało się zdobyć PRAWDZIWĄ polską wódkę.
~~~
Licznik słów: 1721
Data napisania: 12.11.2020
Data publikacji: 13.11.2020
Notka od autora:
Plecy mnie jebią.
Nie no tak na serio to jestem wam winna przeprosiny, bo rozdział wyszedł taki se. Niby jest git, ale z drugiej strony nie. Postanowiłam nie dawać żadnej akcji, bo to nie potrzebne na ten moment, przecież raz na jakiś czas bardziej spokojny rozdział, jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda??
*imperial
*cerulean
Wszelakie pytania, skargi, smutki, zażalenia, krytyki itp. -->
~Tsu-chan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro