~~Rozdział 46~~
Mimo zmęczenia i braku chęci dalej w to dążył. Wierzył bowiem, że cel jest tego wart. Mierzył tak wysoko, ponieważ chciał tego dotknąć, chwycić to w swoje objęcia i już nigdy nie wypuszczać. Pragnął tej zmiany i wreszcie zaczął ją osiągać. Niewiele brakowało, mówiąc szczerze, jeszcze tylko dwa ostatnie guziki.
Jednak życie nie zawsze ma plany, jakie myśmy by woleli. Niekiedy po prostu daje nam chwilową nadzieję, aby od razu podciąć skrzydła i zobaczyć, jak poradzimy sobie bez nich. Niektórzy od razu znajdą sposób, inni nawet nie dostali drugiej szansy.
Śmierć bowiem nie czeka. Zbiera swoje plony o określonym czasie i nie lubi się spóźniać. Przychodzi gdy nadchodzi ten moment i wykonuje swoją pracę, odchodząc do kolejnej ofiary. Zawsze tak robiła. To jedyna niezmienna rzecz.
Szkarłatna ciecz powoli płynęła w dół, nieśpieszna do dołączenia do swoich pobratymców. Niechętna co do zjednoczenia się ponownie.
- Jak mogłeś coś takiego zrobić?!- ach... No tak... To była tylko kwestia czasu, kiedy nastąpi wybuch. Niespodziewane, że wcześniej niż przewidywano. Flaga Polski nie zdążyła się jeszcze pozbierać po wcześniejszym fakcie, a już zaczęli na niego naskakiwać. Jednak tacy są ludzie, oceniają, krytykują, obrażają, hejtują. Gdyby sami coś takiego zrobili czuliby się jak niewinne aniołki, ponieważ to nie ich wina, że ktoś przed nich przebiegł i wytrącił z rytmu!
Co innego było jednak, gdy chodziło o drugiego człowieka. Tutaj niewiele osób znało pojęcie takie jak "litość", czy "spojrzenie z jego strony".
Chłopak z blizną nawet nie miał sił się obronić przed tymi słowami. Dalej nie wierzył w to co się dzieje, ani w to co zrobił. Miał mętlik w głowie, istny harmider, całkowity chaos!
- Hej!- krzyk zielonowłosego zwrócił uwagę każdego w tym pomieszczeniu. Sam jego właściciel stał z rozłożonymi w literę "T" rękami, chcąc jakby zakryć za sobą rzekomego "winowajcę" tego wypadku.- Może nie jest całkowicie czysty z winy, ale dalej miał w tym najmniejszy udział!- oznajmił zielonooki, wiedząc na kogo teraz przejdzie fala złości i krytyki. Nie był głupi. Mówiąc szczerze przygotowywał się do tego już od tygodnia. Początkowo miał zamiar go wykorzystać, ale wiedział, że on może odkryć sekret, a najlepiej to wyeliminować wroga nim on sam dojdzie do wniosku, że jest dla Ciebie największym problemem.
- Oczywiście! Gdybyś ty i Twój głupi anorektyczny brat- gdzieś w tle udało się usłyszeć "Hej!", które pochodziły od obrażonego niebieskowłosego, który nie miał zamiaru wplątywać się w ten konflikt. Jasne, wiedział, że jest współwinny, ale zabijał o wiele bliższe mu osoby.- nie biegali w kółko jak jakieś pierdolone małpy, to wszystko dalej byłoby w porządku!- osoba oskarżająca ich mówiła z taką złością i pewnością siebie, jakby to ona pisała te opowiadanie i wiedziała o tym wszystko, znając każdy najmniejszy sekret każdej z postaci się w nim znajdujących.
- Nie zaprzeczam.- oznajmił twardo aktor, chowając swoje ręce za sobą.- Jednak to jest pracą bohatera, nawet kto- nie dane było mu dokończyć. Szczerze to nigdy nie miał nawet nadziei, że mu się coś takiego uda. Po prostu przygotował sobie cały monolog o tym, gdyby jednak zdarzył się cud i tyle.
- Nie zakrywaj się tym!- dalej podniesiony głos, jakby osoba, która dalej ciągnie tą dyskusje była co najmniej najlepszym przyjacielem ofiary śmiertelnej tego wypadku.
- Słuchaj, Twoja złość w niczym nie pomoże.- zachowywał spokój jak specjalista, ponieważ miał talent. Talent do aktorstwa i wykorzystuje go jak najlepiej potrafi. Nie może go zmarnować.- On jest martwy. Nic nie zmieni szukanie winn-
- Och! Bo czcigodna gwiazda, wielmożny Izuku Midoriya może sobie pozwolić na zabicie kolegi z klasy, przypisując to do zwykłego wypadku!- osobistość znowu przerwała. To nie szło w dobrą stronę, ale w tej chwili nikt nie licząc klasy nie mógł rozwiązać tego sporu, ponieważ w tym miejscu nie przebywał żaden dorosły, każdego gdzieś wywiało.
- A czy to tak nie było?- czerwonooki zadał pytanie retoryczne. Nie oczekiwał na nie żadnego odzewu, nawet nie dał czasu na to.- Nie uważaliśmy, on nie uważał, zmarły też. Ty sama nic w tym fakcie nie zrobiłaś.- wskazał oczywistości, które trzymał na tacy przed osobą, z którą przeprowadzał dyskusje.- I nie, nie usprawiedliwiaj się tym, że nie wiedziałaś, że to się stanie oraz, że nie miałaś siły nawet go chwycić. My też nie mieliśmy świadomości tego.- od razu wyjaśnił, jeszcze niewypowiedzianą kwestię, jakby spodziewając się kolejnej części ich "rozmowy".
- Powinniście byli przewidzieć swoje czyny!- dziewczyna nie odpuszczała. Nie wiadomo czy miała zamiar rozdzielić klasę, czy cokolwiek innego, ale dobrze jej szło to pierwsze.
- Ale tego nie zrobili!- krzyk blondyna, który często jest używany jako przenośna ładowarka, zdziwił nie tylko strony konfliktu, ale też i samych słuchaczy. Mówiąc szczerze to i żółtooki sam zaskoczył się własną reakcją, jednak nie zamierzał się już z tego wycofać.- Oni też dalej są dziećmi! Jak ty i ja, i jak każdy inny w tym pomieszczeniu!- stwierdził, czując wręcz obowiązek, aby obronić własnych przyjaciół. Zawsze taki był, lojalny wobec tego co kochał i szanował.- Popełniamy błędy, okej, ja bardzo często popełniam błędy, ale Recovery Girl zawsze powtarzała, że mamy do tego prawo.- oznajmił, patrząc to na niewidzialną dziewczynę, to na dwójkę rodzeństwa i dalej zbierającego się Shoto.- Minoru był moim bliskim przyjacielem i jestem zły, jestem wręcz wkurwiony i załamany tym co się stało, ale nie mogę nikogo winić. Nie mogę, nie mogę, nie mogę!- powtórzył to jeszcze kilka razy, kręcąc głową. Sam nie wiedział co tak naprawdę głosi, ale był wdzięczny, że nikt mu nie przerywa.- Tym bardziej nie Todorokiego, ani Izuku i Tenko.- nie miał pojęcia co dalej ma jeszcze oznajmić, a wiedział, że to nie może być koeniec.
- Pierwszy raz zgodzę się z pikachu.- oznajmił Katsuki, jakby czując, że to jego moment zabłysnąć.- Przestań robić widły z igły!- zirytowanie wybuchowego blondyna chyba właśnie weszło na swój wysoki poziom, ponieważ już między jego palcami pojawiały się niewielkie eksplozje.- Stało się to się stało! To nie pierwsza osoba, która tutaj nie przeżyła. Był po prostu słaby i tyle!- mimo iż zdaniem wielu lepiej brzmiałoby to, gdyby nie te ostatnie słowa nikt z obserwujących nie zareagował.
Kłótnia dalej trwała, ale dwójka rodzeństwa i Todoroki zostali po cichu wezwani przez ich wychowawcę. Najwyraźniej nadszedł czas, aby przeprowadzić poważną rozmowę między nimi. Cóż... Jakby nie patrzeć to trochę też przez nich umarł fioletowowłosy, ale tak naprawdę to gdyby nie stracenie równowagi przez ciemnookiego, dalej by żył. Wszystko zostało zapisane na kamerach, jak i All Might widział na własne oczy.
Wreszcie na coś się przydał, prawda?
Winowajcy ruszyli powolnym krokiem w stronę pokoju dyrektora, a elektryczny blondyn wraz z nimi. Sam nie wiedział z jakiego powodu, ale czuł, że to może dodać im otuchy. Choć ostatecznie przydał się im tylko, aby wesprzeć mentalnie zdołowanego Shoto, który zaczął czuć się jak własny ojciec, którego się brzydził. Koszmarnie się brzydził. Nie znosił go, a jednak stał się taki sam.
Morderca.
Co gorsza stało się to w głównej mierze za pomocą dziwactwa jego kochanej matki- lodu. Coś co uważał za świętość. Czy dalej będzie w stanie brać tą umiejętność za tak wspaniałą?
Nie wiem.
Ja. Seksowny narrator tego nie wie.
~~~
Licznik słów: 1146
Data napisania: 11.10.2021
Data publikacji: 11.10.2021
Notka:
Mamy to! Coś czuje, że wyszło to źle i tragicznie, ale nieważne. Puki mam czas lepiej pisać, nieważny jest dzisiejszy sprawdzian z Chemii, albo z religii. Pff... Nie obchodzi mnie nawet to, że prawdopodobnie jestem przeziębiona. Mamy drugi rozdział w przedsionku niecałej godziny!
Coraz lepiej mi idzie i jestem z tego dumna
Ach... I wybaczcie za jakiekolwiek błędy, śpieszyłam się z tym rozdziałem i miałam wywalone w ortografię, interpunkcję i wszystko inne. Liczy się to, że jest wena, prawda?
Miejsce na Story Time, komentarze i wszystko inne==>
~~Jest 00:25, a wena się obudziła, niefajnie~~
>Miłego dnia/nocy
-Ciało!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro