~~Prolog~~
Wysoki budynek szpitalny, a na nim nastolatek o pustych oczach. Bez marzeń, bez celów, bez nadziei. Wszystko co trzymało go przy życiu rozpadło się w zatrważająco szybkim czasie. W przedsionku kwadransa jego przyjaciel, ojciec, rodzicielka i nienarodzona siostra utracili życie. Bohater roztrzaskał na milion kawałków jedyne marzenie, nie patrząc nawet w oczy młodego chłopca.
Jeden krok.
Niegdyś zielone, wiejące szczęściem loki, teraz tylko przydługawe i wyblakłe włosy. Wiatr rozwiał płatki kwiatu, trzymanego w dłoni, której odcień mógł przypominać zabrudzony mleczny kolor. Białe płatki zatańczył wokoło głowy jedynej żywej ofiary małej katastrofy.
Wyraz twarzy chłopaka nie zdradzał nic. Ani szczęścia, ani smutku, zdenerwowania, czy chociażby jakiejkolwiek innej emocji. Był pusty, jak sam młodzieniec.
Drugi krok.
Cerbera złocista wypadła z otwartej już dłoni. Wylądowała przy krawędzi, tuż obok czerwonych butów. Chwilę później do małego zgromadzenia dołączył i żółty płaszcz, który rzekomo chroni przed deszczem.
Puste oczy spojrzały w niebo. Kropla deszczu utworzyła łzę, która nie potrafiła sama powstać.
Trzeci krok.
Uśmiech, wreszcie szczery. Zamknął oczy oczekując ostatecznego ciosu.
Nikt nie zdążył, nikt nie powinien.
Czas spowolnił się, tylko po to by uświadomić jaką decyzje podjąłeś.
Ból.
Nastąpił szybciej niż się spodziewał, jednak nie był smutny. Cieszył się, że nie będzie musiał spoglądać na ten świat...
Marzenia matką samobójców.
Nadzieja matką zmarłych.
Szczęście matką głupich.
A nieszczęście matką geniuszy.
~~~
Boom! I oto mamy pierwsze V!Deku stworzone prze ze mnie c:
No ten no... Jak wrażenia po prologu, który mi nie wyszedł?
~Tsu-chan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro