Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI - Ofiara

Powrót do domu był wyjątkowo trudny. Chociaż droga, którą wskazał mi Jurij faktycznie wydawała się być bezpieczniejsza, co chwilę musiałem ukrywać się w kolejnych uliczkach przed podejrzanymi grupami. Sam już nie wiedziałem, czy to separatyści, czy po prostu ludzie tacy jak ja, dlatego wolałem być ostrożny. Chociaż wyszedłem z posterunku z przekonaniem, że nie zależy mi na przeżyciu, im bliżej domu byłem, tym bardziej chciałem już się w nim znaleźć. Ostatnie kilkaset metrów przebiegłem sprintem, nie zważając już na nic. A kiedy zamknąłem za sobą drzwi kamienicy, wziąłem głęboki oddech i poczułem jak ogarnia mnie poczucie ogromnej ulgi, która jednak szybko gasła, zastępowana przez rosnące poczucie winy.

- Peter!

Zanim w ogóle zdążyłem go zauważyć, Domen podbiegł i wtulił się we mnie, mocno mnie obejmując.

- Jestem. - odparłem łagodnie, uspokajająco gładząc go dłonią po głowie - Nic mi nie jest.

- Gdzieś ty był do cholery?! - spytał ze złością Cene, wychodząc z kuchni - Myśleliśmy, że nie żyjesz!

Spojrzałem na niego z powagą i ostrożnie odsunąłem od siebie Domena, po czym wyjąłem z plecaka jedzenie, które dostałem od Tepeša i rzuciłem je w stronę Cene.

- Rozdziel to na nas wszystkich. Musi nam wystarczyć jeszcze na jutro.

- Tylko tyle znalazłeś? - spytał, lekko rozczarowany.

- Ciesz się, że w ogóle coś przyniosłem. - odparłem chłodno, przechodząc obok niego.

Poszedłem do kuchni i zacząłem wypakowywać z plecaka pozostałe rzeczy, które znalazłem po drodze. Cene spojrzał na reklamówkę z jedzeniem, a potem przeniósł podejrzliwy wzrok na mnie.

- Chleb, świeże owoce... - zaczął - Nie znalazłeś tego, co nie? Dostałeś.

Nie odpowiedziałem. Zupełnie go zignorowałem. 

- Gdzie byłeś tyle czasu? Znowu u niej? - pytał, a z każdym kolejnym zdaniem, coraz bardziej podnosił głos - Całą noc siedziałeś w szpitalu, a nad ranem przypomniałeś sobie, że komuś trzeba zanieść jedzenie, tak? Skoro wolisz się z nią pieprzyć, niż z nami walczyć o przeżycie, to może w ogóle się tam przenieś i będziesz miał problem z głowy!

Próbowałem opanować zbierające się we mnie nerwy, ale szybko wymknęły się spod kontroli. Odwróciłem się, chwyciłem go za bluzę i przyparłem do ściany, nie zważając na Domena, który próbował nas rozdzielić. 

- Myślisz, że jesteś taki bystry? - spytałem ze wściekłością w oczach, ledwo się powstrzymując, żeby go nie uderzyć - Tak, Katja proponowała mi, żebyśmy się tam przenieśli. Nie wiem dlaczego jej wtedy odmówiłem. Być może czułem, że to nie jest dobry pomysł, bo tak się składa, że ona i wszyscy, którzy tam byli, nie żyją, a szpitala już nie ma. Trafił w niego pocisk artyleryjski. Jedzenie mam od Tepeša, ale zanim wrócił na ten pierdolony posterunek, w którym mnie zamknęli, minęło kilka godzin, dlatego przyszedłem tak późno. Masz mi jeszcze coś do zarzucenia? 

Nim Cene zdołał opanować zaskoczenie i mi odpowiedzieć, Domen mnie od niego odepchnął.

- Zostaw go. Uspokójcie się.

- I jest jeszcze jedna rzecz, o której powinniście obaj wiedzieć. - stwierdziłem już całkiem spokojnie - Jeżeli kiedykolwiek zobaczycie Laniška... Nie ufajcie mu. Nawet nie pokazujcie mu się na oczy.

- Dlaczego? - spytał Domen.

- Bo... - zawahałem się, odwracając wzrok - Powiedziałem Tepešowi... Wydałem mu go. 

- Co zrobiłeś?! - krzyknął Cene z niedowierzaniem - Czy ty jesteś normalny?! Przecież jak się dowie, to nas pozabija!

- Wiem. - stwierdziłem pokornie - Ale w zamian za to, Jurij powiedział mi gdzie są Ema i Nika. 

Obaj zamarli, chociaż na ich twarzach pokazały się skrajnie różne emocje. Domen nagle wydawał się być pełen nadziei, której mu ostatnio brakowało. Cene wyglądał, jakby zupełnie nie docierała do niego waga tej informacji.

- Gdzie? No mów. - spytał Domen ze zniecierpliwieniem. 

- Podobno wydostały się z kraju. - odparłem - Tepeš wtedy był przydzielony do straży granicznej. Zaraz przed tym, jak wysłali go tutaj. Przyjechały same, bez kogokolwiek, kto mógłby się nimi zaopiekować. Nie mogły opuścić kraju bez opiekuna, więc czekały, dopóki ktoś nie postanowił wziąć ich ze sobą.

- Wiesz kto? - spytał najmłodszy z nas.

- Kranjec. Zobaczył je, poznał, że to nasze siostry i zabrał je ze sobą. Podobno dalej z nim są. 

- Skąd wiesz, że Jurij nie kłamał? - spytał podejrzliwie Cene. 

- Nie wiem. Ale wolę wierzyć w to kłamstwo, niż dalej żyć w niewiedzy.

Domen się uspokoił. Nawet uśmiechnął. Najwyraźniej ucieszył się z tej informacji. Natomiast Cene dalej upierał się przy swoim. 

- Anže nie będzie miał najmniejszego problemu, żeby nas znaleźć - stwierdził z poirytowaniem - Jeżeli zginiemy, to tylko i wyłącznie przez ciebie.

Nie czekając na moją odpowiedź, poszedł do swojego pokoju, a mnie znów ogarnęła złość i poczucie winy. Dopiero Domen pomógł mi sobie z tym poradzić, podchodząc do mnie i opierając dłoń na moim ramieniu.

- Najważniejsze, że żyją. - stwierdził z lekkim uśmiechem - I że wróciłeś w jednym kawałku. Z całą resztą sobie poradzimy. 

Niestety to nie było tak oczywiste i proste jak brzmiało z ust Domena. Jedzenia rzeczywiście wystarczyło nam na dwa dni. Później znów musieliśmy się martwić i zastanawiać nad tym, gdzie można jeszcze coś znaleźć. W końcu wraz z Cene postanowiliśmy, że pójdziemy do dzielnicy, do której jeszcze się nie zapuszczaliśmy, uznając ją za zbyt niebezpieczną. Poszliśmy we dwóch, zostawiając Domena samego. 

Po drodze nie rozmawialiśmy za wiele. Atmosfera między nami wciąż była mocno napięta, poza tym, tej nocy walki toczące się na ulicach były wyjątkowo zacięte, więc musieliśmy być tak cicho, jak tylko było to możliwe. Po jakiejś godzinie dotarliśmy na ustaloną wcześniej ulicę i bardzo szybko znaleźliśmy blok, który wydawał się być opuszczony. Weszliśmy do środka i po kolei sprawdzaliśmy kolejne mieszkania, w których udawało nam się znaleźć mniej lub bardziej przydatne rzeczy. Widziałem, że Cene z każdą chwilą był coraz bardziej zestresowany. 

- Chcesz wracać? - spytałem, kiedy wyszliśmy na klatkę schodową, zamykając za sobą drzwi na drugim piętrze. - Mamy całkiem dużo rzeczy.

- Nie. - odparł i zaczął iść po schodach na górę - Jeszcze mamy czas i miejsce w plecakach. Chodź. Tylko bądź cicho. 

W milczeniu poszedłem za nim i otworzyłem kolejne drzwi, by z zaskoczeniem stwierdzić, że wyjątkowo nie jest ono opuszczone. 

- Ktoś tu mieszka. - stwierdził ponuro Cene - Spadajmy. 

- Nikogo nie ma. - odparłem, wchodząc do środka - Weźmiemy trochę jedzenia i idziemy. 

- Chcesz kogoś okraść? - spytał z zaskoczeniem. 

- Przecież nie zabiorę wszystkiego. Nie chcę znowu być głodny. 

Cene niechętnie się zgodził i zaczęliśmy przeszukiwać kolejne pomieszczenia, skupiając się już tylko i wyłącznie na znalezieniu czegoś do jedzenia. Rozdzieliliśmy się, dlatego nie zwróciłem większej uwagi na odgłos otwieranych drzwi i zbliżające się kroki. Przejąłem się tym dopiero, gdy przeczucie podpowiedziało mi, że coś jest nie tak. Powoli się odwróciłem, stając przed znacznie starszym ode mnie mężczyzną, trzymającym pistolet wycelowany prosto w moją głowę. 

- Co tu robisz? - spytał surowym, bardzo nieprzyjemnym tonem głosu, a jednak fakt, że nie strzelił od razu, pozwolił mi się nieco uspokoić.

- Szukam jedzenia. – odparłem spokojnie – Jak wszyscy w tym cholernym mieście. Nie wiedziałem, że ktoś tu mieszka. Schowaj broń, a ja oddam wszystko, pójdę sobie i więcej mnie nie zobaczysz. 

- Jasne... – stwierdził ironicznie, uśmiechając się - Pójdziesz po kolegów i wrócicie tutaj większą grupą.

- Nikogo nie przyprowadzę. – odparłem ostrożnie, tracąc pewność siebie. Nigdzie też nie widziałem Cene i to dodatkowo mnie niepokoiło.

- Na pewno nie, jeśli stąd nie wyjdziesz. 

Odbezpieczył pistolet. W jego oczach widziałem, że się nie zawaha, i że nie byłbym pierwszą osobą, którą zabił. Nawet nic nie zdążyłbym zrobić. Miał już strzelać, kiedy nagle Cene wyskoczył z pokoju obok i rzucił się na niego z nożem. Wtedy wszystko zaczęło się dziać jakby w zwolnionym tempie. Usłyszałem strzał i spodziewałem się bólu w jakiejś części mojego ciała, ale nic takiego nie miało miejsca. Momentalnie pomyślałem, że Cene oberwał, ale też nie. Kula trafiła w ścianę. W momencie, w którym ten człowiek wystrzelił, Cene wbił nóż prosto w jego krtań. Wyciągnął go i wbił ponownie, tym razem w klatkę piersiową. I znów. I znów. I tak kilka razy. Minęły dwie, może trzy sekundy zanim dotarło do mnie co się właśnie dzieje. 

- Cene, dość! – krzyknąłem, chwytając go i odciągając od ciała, które upadło na podłogę. Krew była wszędzie i rozlewała się coraz dalej.

Odwróciłem go do siebie i przytuliłem, czekając chwilę, aż przestanie się wyrywać. 

- Uspokój się. - powiedziałem zdecydowanie ciszej, chwytając go za dłoń, którą zacisnął na rękojeści noża. Gdy ją rozluźnił, zabrałem mu go i odrzuciłem na bok, po czym przytuliłem go mocniej. 

- Nie żyje...? - spytał drżącym głosem, próbując się odwrócić. Był niesamowicie roztrzęsiony. 

- Tak... - odparłem, przytrzymując go i uniemożliwiając spojrzenie za siebie - Nie patrz. 

- Zabiłem go... Peter, ja...

- Ej, spójrz na mnie. - powiedziałem stanowczo, odsuwając go od siebie i chwytając oburącz za twarz. Był cały we krwi. - Gdybyś tego nie zrobił, on zabiłby mnie, jasne?

Nie odpowiedział. Tylko drżał i wpatrywał się we mnie. Łzy spływające po jego twarzy mieszały się z krwią, którą bezskutecznie próbowałem zetrzeć.

- Weź się w garść. - stwierdziłem po chwili - Potrzebuję Cię. Musimy zabrać co się da i jak najszybciej stąd iść. Ktoś na pewno słyszał ten strzał.

Znów nie odpowiedział. Nie miałem czasu na ogarnianie go, więc sam zacząłem chować wszystko, co było jadalne do naszych plecaków. Cene w tym czasie po prostu stał i patrzył na ciało człowieka, którego zabił, nie mogąc wyjść z szoku. Gdy skończyłem, wziąłem z podłogi jego nóż i spojrzałem na niego. 

- Spadamy.

- Zostawimy go tak...? - spytał niepewnie. 

- Cene, musimy wrócić do domu. Nie mamy czasu. Chodź.

Pociągnąłem go za ramię i obaj wyszliśmy z budynku. Kiedy tylko znaleźliśmy się na ulicy, trochę się uspokoił. Przestał drżeć, ale nie odezwał się słowem. Po prostu szedł obok mnie ze spuszczonym wzrokiem. 

- Nie myśl o tym. – powiedziałem cicho, obejmując go, ale nie zareagował na to w żaden sposób. 

Głęboko westchnąłem i przyspieszyłem kroku, chcąc bezpiecznie doprowadzić go do domu i samemu jak najszybciej się tam znaleźć. 

----------------------------
Myślałam, że trochę dłużej będę to pisać, a tu proszę, napisało się samo 😁

Kolejny rozdział pod koniec tygodnia 😊

Miłego czytania 💖

~ Kurolilly

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro