Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX - Ostrzeżenie

Nie wiem ile milisekund minęło odkąd trzech obcych ludzi, znajdujących się w naszym domu wyciągnęło broń z zamiarem zabicia nas, ale zdążyłem już wymyślić kilka możliwych scenariuszy dalszego rozwoju sytuacji. Zginiemy wszyscy. Ewentualnie schowany za mną Domen w jakiś sposób przeżyje. Zginie tylko Cene, z racji tego, że to on trzyma karabin. Może zginę tylko ja, jeśli uda mi się coś zrobić. Chociaż nawet jeśli, to po prostu ja zginę jako pierwszy, a moi bracia zaraz po mnie.

To, co rzeczywiście się wydarzyło, było na ostatnim miejscu na mojej liście prawdopodobnych wydarzeń.

- Czekaj, nie strzelaj! - krzyknął nagle ten nieuzbrojony, który zauważył nas jako pierwszy. Odwrócił się do pozostałych i odepchnął rękę jednego z nich tak, by w nas nie trafił. Pozostali dwaj spojrzeli na niego ze zdziwieniem i opuścili broń.

- Znam ten głos... - stwierdził podejrzliwie Cene, również powoli opuszczając karabin.

- Anže? - spytał z zaskoczeniem Domen, stając obok mnie.

- Kurwa mać, gdybym was nie poznał, już bylibyście martwi! - stwierdził, wyraźnie zdenerwowany, zdejmując z głowy kaptur bluzy i odsłaniając twarz, którą dopiero wtedy poznałem. Lanišek.

Zwiesiłem głowę, biorąc głęboki oddech pełen ulgi.

- Świetnie... - zacząłem, podnosząc wzrok - Jeden morduje za ojczyznę, drugi za żarcie... Ciekawe który trzyma z Serbami.

- A wy co? - spytał Anže - Siedzicie tu jak sieroty i czekacie na zbawienie?

- Lepsze to niż wchodzenie ludziom do domów, zabijanie ich bez słowa i okradanie. - odparłem, ignorując fakt, że stwierdzenie "sieroty" nie mijało się z prawdą.

- Ej, każdy sobie radzi jak może. - stwierdził - Wy chociaż jesteście w trójkę. Ja zostałem sam, musiałem sobie znaleźć nowych przyjaciół.

- Jak to sam? - spytał Domen - Przecież mieszkasz z...

Nim zdążył skończyć zdanie, lekko uderzyłem go łokciem, domyślając się, że skoro Anže był zmuszony przyłączyć się do obcych ludzi i dostosować do reguł, które wśród nich obowiązywały, wszyscy jego bliscy najprawdopodobniej zginęli.

- Moja rodzina nie żyje... - stwierdził z wyrzutem - Tak samo jak Nastja i setki innych ludzi z tego miasta. To jakaś nowość?

Żaden z nas nie odważył się tego skomentować. W tej sytuacji jakiekolwiek słowa traciły na znaczeniu.

- Anže, tracimy czas. - stwierdził nagle jeden z ludzi, którzy przyszli z nim.

- Wiem, wiem. Już idziemy. - odparł, patrząc na niego kątem oka, po czym z powrotem przeniósł wzrok na nas - Macie szczęście, że przyszedłem z nimi.

- I co, mamy ci dziękować? - spytałem ironicznie.

- Nie. - odparł chłodno - Będziemy omijać ten dom, ale wy też nie wchodźcie nam w drogę. I gdyby ktokolwiek o mnie pytał, to nic nie wiecie, jasne?

Przytaknąłem kiwnięciem głowy, podobnie jak Cene. Anže odwrócił się i zaczął iść w stronę wyjścia, a pozostali za nim. Jednak zatrzymał się tuż przed drzwiami i jeszcze raz na nas spojrzał.

- Podejrzewam, że czasem stąd wychodzicie. Dam wam radę. Dzisiaj, a zwłaszcza w nocy, zostańcie w domu.

- Dlaczego? - spytał z zaskoczeniem Cene.

- Po prostu nie wychodźcie. Oszczędziłem wam życie, chyba możecie mi zaufać, co? Powodzenia. - rzucił na pożegnanie i wyszedł wraz ze swoimi kolegami.

Gdy zamknęli za sobą drzwi, popatrzyliśmy po sobie, zastanawiając się nad tym, co właśnie miało miejsce. I niby co miało oznaczać to ostrzeżenie. Przez kilka kolejnych minut staliśmy jak idioci, zwyczajnie odreagowując całą sytuację, a gdy zeszła z nas adrenalina związana z przekonaniem że zginiemy, usiedliśmy w trójkę przy stole i zaczęliśmy się zastanawiać, co dalej robić. Chociaż mieliśmy ten sam problem, każdy z nas milczał, samemu szukając rozwiązania.

W końcu Domen postanowił przerwać tę ciszę i wprost zapytał jaki mamy plan. Odpowiedziałem mu głębokim westchnięciem i przeniosłem wzrok na Cene, mając nadzieję, że on na coś wpadnie. Już zapomniałem o tym, że byliśmy w trakcie niedokończonej kłótni, a cała złość jaką niedawno do niego żywiłem, ulotniła się. On chyba czuł to samo.

- Zjedz coś. - stwierdził z troską w głosie, patrząc na mnie.

- Nie, wy zjedzcie. Już ustaliliśmy, że to, co nam zostało dzielicie między sobą, a ja wytrzymam.

- Dwa dni? - spytał Domen.

- Czemu dwa? W nocy coś znajdę. Będę szukał do skutku.

- Nie. - stwierdził Cene - Lepiej nigdzie dziś nie idź. Anže wydawał się być bardziej zorientowany w sytuacji, niż my. Nie ma co ryzykować.

Westchnąłem i niechętnie przyznałem mu rację, choć niezbyt podobała mi się wizja głodowania.

- Możemy spróbować jutro przez dzień. Skoro takie grupy bez problemu są w stanie poruszać się po mieście, czemu nam się ma nie udać? - zaproponował Domen.

Razem z Cene zgodziliśmy się, że to też może być jakieś wyjście z sytuacji. Wszystko zależało od najbliższej nocy. Od tego, czy faktycznie coś, przed czym przestrzegał nas Anže, będzie miało miejsce. Zastanawiałem się, czy to mogło mieć związek z brakiem żołnierzy na ulicach. Jeżeli tak, to nie mogło nas czekać nic dobrego. Może planowane było jakieś większe starcie pomiędzy Słoweńskim wojskiem, a rebeliantami? Myśląc o tym, poczułem iskierkę nadziei, że być może w jakiś sposób doprowadzi to do zakończenia wojny. Albo chociaż do odbicia miasta. Szybko stłumiłem tę nadzieję, nie chcąc się nastawiać na tak mało prawdopodobny scenariusz.

Przez kolejne godziny próbowałem jakoś nastawić się psychicznie na głodowanie, ale po południu doszedłem do wniosku, że najprościej będzie to przespać. Przynajmniej do kolejnego dnia. Ku własnemu zaskoczeniu, zasnąłem bardzo szybko. Być może dlatego, że przez ostatnie tygodnie sypiałem zdecydowanie mniej niż powinienem. Być może z jakiegoś osłabienia, albo po prostu zaczęły mnie opuszczać nerwy z ostatnich dni.

Niestety znów nie obudziłem się sam z siebie. Odkąd otworzyłem oczy minęło kilka długich chwil, zanim zrozumiałem skąd wzięło się poczucie niepokoju, ogarniające mnie coraz mocniej. Wstałem i podszedłem do okna, zaciekawiony źródłem odgłosów, które początkowo zignorowałem, błędnie uznając je za coś normalnego. Regularne wybuchy poprzedzane były dźwiękami wystrzałów. Ale to nie były strzały z karabinów, czy innej broni palnej, jak dotąd. To było coś znacznie większego. Dopiero rozbłysk pomarańczowej poświaty pojawiającej się nad miastem synchronicznie z kolejnymi, coraz bliższymi wybuchami, uświadomił mi co się dzieje.

- Peter, słyszysz to?

Odwróciłem wzrok od okna i spojrzałem na stojącego w drzwiach pokoju Cene. Za nim stał Domen. Obaj wystraszeni, patrzący na mnie z niepewnością i nadzieją na to, że zaraz ich uspokoję i wyjaśnię, że to nic złego, ani groźnego.

- Weźcie wszystko, co może nam się przydać i do piwnicy. Już.

--------------------------------------
Dziś trochę krócej 🤗

Miałam go wrzucić w środę... 🤔 W sumie jest środa. Już od jakichś 30 minut xD

Kolejny rozdział znowu będzie z tych dłuższych, ciekawszych (mam nadzieję 😂) i pojawi się pod koniec tygodnia 🙂

Miłego czytania! 💖

~ Kurolilly

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro