Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV - Pomoc

- Kto to jest? - spytałem szybko, wskazując na żołnierza i dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, ze sportową torbą przewieszoną przez ramię. 

- Uspokój się. - powiedział Cene - To sanitariuszka.

- A on?

- Mój ochroniarz. - odparła dziewczyna, patrząc na mnie z powagą.

Nie opuszczając broni, przeniosłem wzrok na brata.

- Masz mi to w tej kurwa chwili, natychmiast wyjaśnić.

- Przeszukałem kilka opuszczonych mieszkań, znalazłem trochę wody i bandaży, ale żadnych leków. - zaczął - Więc stwierdziłem, że skoro i tak jesteśmy w beznadziejnej sytuacji, to zaryzykuję i sprawdzę w szpitalu. Nie dość, że tam nie bawią się w zabijanie każdego kogo napotkają, to w dodatku wciąż leczą innych ludzi. Spytałem, czy nie mają odstąpić jakichś antybiotyków. Zamiast tego, Katja postanowiła, że przyjdzie ze mną i osobiście zajmie się Domenem, pod warunkiem, że pójdzie z nią Luka, czyli jeden z ludzi ochraniających szpital. Wyluzuj.

- Więc zamiast wziąć to, co miałeś przynieść, postanowiłeś ich tutaj przyprowadzić? - spytałem niechętnie.

- A co, miałem wrócić i zabrać młodego do nich? I o której byśmy tam dotarli, o dziesiątej? On by tam w ogóle nie dotarł. A może miałem powiedzieć "nie, dzięki, ale mój brat, który nie ma pojęcia o medycynie, zajmie się młodym lepiej niż ty"? - odparł Cene z ironią. Katja swoim spojrzeniem wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że mój brat ma rację, a mi nie pozostało nic innego, jak po prostu opuścić broń. Luka momentalnie zrobił to samo. 

- Przepraszam. - stwierdziłem, wzdychając i patrząc z powagą na naszych gości - Nie wszystkim można ufać.

- Jasne, rozumiemy. - odparła Katja z lekkim uśmiechem.

- Co z młodym? - spytał Cene.

- Cały czas ma gorączkę. - stwierdziłem, po czym spojrzałem na Katję - Jeżeli potrafisz mu pomóc, błagam, zrób to.

Nie czekając na odpowiedź, poszedłem do pokoju, w którym leżał Domen. Cene i Katja od razu podeszli do jego łóżka i tylko Luka jako jedyny, nie wszedł do środka. 

- Jestem. Jak tam? - spytał Cene, uśmiechając się do młodszego brata.

- Dobrze cię widzieć... - odparł słabym głosem Domen, po czym przeniósł wzrok na Katję - Kto to? Umarłem? 

- Nie. - Stwierdziła z uśmiechem, po czym się przedstawiła i wyjaśniła kim jest i po co przyszła.

Przez kilka minut po prostu z nim rozmawiała, wypytując o różne rzeczy. Zapewne chciała zdobyć trochę jego zaufania, co w tym przypadku nie było szczególnie trudne. W końcu zdjęła opatrunek i przyjrzała się ranie, która znów zaczęła lekko krwawić. Widziałem, że Cene momentalnie odwrócił wzrok w drugą stronę. Stanąłem obok niego, żeby go uspokoić i jednocześnie z uwagą obserwowałem każdy ruch Katji. 

- Okej, dobra wiadomość jest taka, że widziałam gorsze infekcje. - stwierdziła po kilku chwilach.

- A zła? - spytałem.

- Że opatrunek jest całkiem nieźle założony, a rana porządnie oczyszczona, więc zakażenie ma przyczynę gdzieś indziej. Mam na myśli to, że kula nie przeszła na wylot i trzeba ją wyciągnąć. - powiedziała, patrząc z powagą na Domena.

- Jeszcze mi powiedz, że bez znieczulenia... - odparł niepewnie.

- Niestety bez. Będziesz musiał wytrzymać. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Gotowy?

- To chyba nie ma większego znaczenia. - stwierdził Domen z rezygnacją i zasłonił ręką oczy.

- Któryś musi go przytrzymać. - powiedziała Katja, patrząc na mnie i na Cene. Spojrzałem na brata i dałem mu do zrozumienia, że ja nie chcę tego robić. Nie miałem siły, przede wszystkim psychicznej. Bez słowa sprzeciwu stanął nad Domenem i chwycił go za barki, jednocześnie lekko się uśmiechając.

- Będzie dobrze. - powiedział łagodnie. 

Nie było. Przynajmniej nie dla Domena. Gdy tylko Katja przystąpiła do zabiegu, on znów zaczął jęczeć z bólu i próbował się wyrwać. Chwycił Cene za ramiona tak mocno, że na jego skórze momentalnie pojawiły się zadrapania. Ale nie miał większych problemów z utrzymaniem go i całe szczęście, bo nie miałem zamiaru mu pomagać. Widząc jak Domen cierpi, instynktownie chciałem go bronić i musiałem powstrzymywać chęć odciągnięcia od niego Katji. Nie mogłem znieść tego widoku, mimo iż wiedziałem, że to dla jego dobra. Odwróciłem wzrok i zamknąłem oczy, próbując skupić myśli na czymś innym.

I nagle poczułem coś bardzo dziwnego. Zupełnie jakby ktoś uderzył mnie w twarz chcąc, żebym się otrząsnął. Zdałem sobie sprawę z tego, co robię. Jak bardzo duży błąd popełniam, zostawiając wszystko na głowie Cene, który i tak zrobił więcej, niż w ogóle mógłbym od niego wymagać. Tylko dlatego, że nie umiałem sobie poradzić z sytuacją. Domen mnie potrzebował. Bardziej niż kiedykolwiek. Widziałem, że co jakiś czas spoglądał na mnie, szukając wsparcia. Dlatego wziąłem głęboki oddech i podszedłem do nich.

- Odsuń się. - powiedziałem do Cene, zamieniając się z nim i mocno chwytając za barki najmłodszego brata. - Domen, patrz na mnie. 

Musiałem kilkakrotnie powtórzyć polecenie, zanim napotkałem jego wzrok. Kiedy na mnie spojrzał, zobaczyłem w jego oczach mnóstwo cierpienia i strachu. Mimo, że ten widok mnie zabolał, podobnie jak ramiona, na których Domen z całej siły zaciskał dłonie, udało mi się uśmiechnąć. 

- Oddychaj głęboko. - powiedziałem spokojnie - I nie bój się. Jestem tu, wszystko jest w porządku.

Cene stał obok mnie z założonymi rękami i wzrokiem wpatrzonym w okno. Widziałem, że mu ulżyło jak tylko zacząłem trzymać młodego. Zbyt wiele od niego oczekiwałem. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję oszczędzając mu nerwów i biorąc to na siebie. 

Domen oddychał znacznie spokojniej, chociaż wciąż zbyt szybko. Wolałem wierzyć, że faktycznie się uspokaja, niż że z bólu traci przytomność. Myślałem tylko o tym, by Katja powiedziała to jedno, cholerne słowo, na które tak czekałem. Na które wszyscy czekaliśmy. Na szczęście niezbyt długo.

- Skończyłam. - stwierdziła - To znaczy prawie, trzeba cię jeszcze zszyć. Muszę przyznać, że masz zaskakującą odporność na ból. Wielu ludzi już dawno by zemdlało. 

- Zazdroszczę im... - odparł Domen i wziął kolejny głęboki oddech.

Zszyła go bardzo sprawnie, później podpięła go do kroplówki z antybiotykiem i chociaż założenie wenflonu również okazało się dla niego bardzo bolesne przez to, że był odwodniony, zniósł to bardzo dzielnie. W ciągu następnych kilkunastu minut jego stan zdecydowanie się poprawił. Ból ustąpił, a gorączka całkiem spadła. Wraz z Cene poczuliśmy niesamowitą ulgę i jednocześnie wdzięczność do tej dziewczyny. Ona z zadowoleniem spakowała swoje rzeczy, po czym pożegnała się z moimi braćmi i wyszła z pokoju. A ja tuż za nią, gdyż dała mi do zrozumienia, że czegoś ode mnie chce. Zanim wraz z Luką wyszli, wyjęła z torby opakowanie leków i podała mi je, patrząc na mnie z powagą. 

- Masz. To jest antybiotyk, niech weźmie jedną tabletkę w południe i później w razie konieczności, jeśli będzie się gorzej czuł. I na litość boską, pilnuj tego, bo bez leków nie przeżyje następnego ataku gorączki.

- Dobrze.

- Niech nie wstaje przez kilka dni. Oszczędza się. Będziesz umiał mu zdjąć szwy?

- Chyba tak...

- To zrobisz to za pięć dni. I nie żałujcie mu jedzenia i wody. Stracił dużo krwi, poza tym infekcja wyniszcza organizm. Jeśli ma przeżyć, nie może być głodny. To tyle. Powodzenia. 

- Czekaj... - zacząłem, powstrzymując ją przed wyjściem - Jak mogę ci się za to odwdzięczyć? Mogę coś zrobić?

Katja dokładnie przyjrzała się mi, a potem broni, która stała oparta o ścianę kawałek dalej.

- Po prostu nie dodawajcie mi roboty... - stwierdziła z wyrzutem i wraz z Luką wyszli, żeby wrócić do szpitala jeszcze przed świtem.

Dokładnie powtórzyłem jej słowa w głowie, żeby na pewno o niczym nie zapomnieć. Potem poszedłem do kuchni i jeszcze raz przejrzałem wszystko co mieliśmy. Wody nam nie brakowało. Z jedzeniem było gorzej. Jeśli Domen miał jeść normalnie i miało nam to wystarczyć na kilka dni, to ktoś musiał zrezygnować ze swoich porcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro