2. ,,Harmonogram dnia.''
POV: WIKTORIA BOCHNAK
Bunkier, był dla mnie strasznie klaustrofobiczny. Patrzyłam na ściany, które.. zmniejszały się? No dosłownie miałam takie wrażenie. Jeszcze Kubicki siedział i rozmyślał nad czymś, przeszkadzała mi jego obecność, bo nie miałam ani trochę wolnej przestrzeni. Spojrzałam na Kubickiego a on spojrzał na mnie i się zaczęło.
— Jutro rano, pobódka o siódmej, śniadanie o siódmej piętnaście, a ćwiczenia fizyczne o ósmej.
— Ćwiczenia fizyczne? Ty słyszysz siebie? Ty wiesz co mówisz czy gorączkę masz?
— Wiktoria, musimy utrzymać formę, to podstawa z podstaw jeśli chcemy przetrwać. — mówił chłodnym głosem.
— Bartek, jesteśmy zamknęci w bunkrze i jest tu zimno, cholernie się boję bo mam klaustrofobię, a ty karzesz robić mi o ósmej jakieś ćwiczenia. — oparłam się o ścianę.
— Jeśli nie będziemy trzymać się tego planu to mamy pewność, że zginiemy. — wzruszył ramionami. — Rób co chcesz. — wyraźnie było widać, że jest zirytowany.
— No i tak było by lepiej, mam dość twojego towarzystwa. — oznajmiłam, odwracając wzrok.
Chłopak westchnął ciężko.
***
Poranek w bunkrze zaczął się od niewygodnej ciszy. W domu, gdy byliśmy w ósemkę nigdy tej ciszy nie było, no chyba, że dostaliśmy opierdol od Karola albo Natki. No ja wstałam pierwsza i słyszałam jedynie jakieś odgłosy urządzeń i oddechy Bartka który jeszcze spał, na drugim końcu pomieszczenia. Czułam się z nim źle, cholernie źle. Odwalało mu i to w chuj. Ale najważniejsze jest to, że udało mi się wywalczyć to, że nie muszę robić żadnych ćwiczeń porannych.
Po jakimś czasie obudził się Kubicki, bałam się, że znów zacznie o czymś gadać ale odziwo wcale się nie odzywał. Przetarł oczy i podszedł do blatu aby zagotować wodę. W tym czasie gdy woda się mu gotowała, on zaczął robić jakieś śmieszne pompki. Pomyślałam, że się odezwę bo czemu nie, śmiesznie będzie.
— No i po co to robisz. — rzuciłam. — Przecież to i tak nie ma sensu.
Chłopak przerwał i usiadł na ziemi, bo normalną podłogą tego nazwać nie mogę. Zmierzył mnie zabójczym wzrokiem, a po chwili zabrał głos.
— Ma sens, utrzymam formę i też będzie mi cieplej.
— Mhm, utrzymasz formę, jaką niby?
— No ty nawet nie wiesz jaką ja klatę mam rozbudowaną.
— A mnie to nawet nie obchodzi idioto. — powiedziałam. — Po chuj mi to wiedzieć? — rzuciłam chłodno.
— Dlaczego akurat nas musieli zamknąć razem, przecież ja z tobą psychicznie nie wytrzymam.
— Psychicznie? Przecież psychę z tego co mówiłeś masz zajebistą.
— No tak, racja..
— No właśnie, więc wytrzymasz.
— Ta.
Zagotowaną wodą zalał herbatę. Wziął ją i usiadł na kanapie.
— Możemy się już do siebie nie odzywać?
— Możemy. — rzucił krótko.
— No i zajebiście.
Przez resztę dnia się do siebie na odzywaliśmy. Przez ten czas zdążyłam się poryczeć cztery razy. Mam klaustrofobię no i sobie nie radzę w takich ciasnych pomieszczeniach, niech się jebią Ci, przez których tu trafiliśmy, zjebali mi cały plan na życie, nawet paznokci nie mam zrobionych a w tym makijażu długo nie wytrzymam bo jest mocny. Gorzej jak dostanę reakcji alergicznej bo tych kosmetyków jeszcze nigdy nie używałam, dostałam je w celu nagrania reklamy dla marki. Jakbym miała czym go zmyć, było by lepiej.
______________________
Kolejny rozdział, luzny, ale akcja się powolutku zacznie rozwijać.
Z racji iż mam ferie to rozdział wleci jutro o północy lub rano gdy się obudzę, ogólnie to postaram się je wstawiać tak co dwa dni.
miłej nocy/miłego dnia!! 🎀💓
buźki!! 🎀💋💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro